• 17 marca 2023
    • Polityka

    Postulaty ograniczenia tematów kampanii wyborczej do kompetencji prezydenta to skandal

    • By krakauer
    • |
    • 26 lutego 2015
    • |
    • 2 minuty czytania

    Pojawiające się coraz częściej postulaty ograniczenia tematów kampanii wyborczej, w wyborach na funkcję prezydenta państwa, jedynie do kompetencji konstytucyjnych to skandal, a właściwie jeden z największych politycznych skandali i zarazem jedna z największych prób psucia państwa u podstaw z jaką od początku transformacji mamy do czynienia.

    Pierwszym przypadkiem złego pojmowania ograniczeń spektrum kampanii był postulat rzekomej istotności doświadczenia jedynie słusznego kandydata, które ten nabył podczas pierwszej kadencji. Był to postulat tak śmieszny, żeby nie użyć niepotrzebnego przymiotnika, który mógłby być uznany za obrazę głowy państwa (co jak wiadomo w Polsce jest karane), albowiem co po drugiej kadencji jedynie słusznego? Będziemy skazani na wybór niedoświadczonego prezydenta? Naprawdę trudno o większą irracjonalność, ale ROZUMIEJĄC IDEĘ – owszem, trzeba przyznać że faktem jest, że o najwyższą godność w państwie powinni się ubiegać PRZEDE WSZYSTKIM ludzie, który swoim dorobkiem i życiorysem gwarantują najwyższe standardy moralne, fachowość, sumienność, patriotyzm itd. To nie podlega dyskusji! Jednakże problem polega na tym, że JAKI KRAJ TACY KANDYDACI – to kogo wystawili liderzy partyjni, jest negatywnym pokłosiem ich wszechwładzy w kraju, w którym to oni ustalają listy wyborcze do Sejmu i nikt im łatwo się nie przeciwstawi bo wówczas jego szanse na zobaczenie tam swojego nazwiska są żadne. Właśnie dlatego liderzy partyjni mogą tak psuć sferę publiczną jak to się dzieje w tej chwili – wystawiając w niektórych przypadkach kandydatów lub kandydatki, które najdelikatniej mówiąc wzbudzają więcej znaków zapytania niż posiadają autorytetu. Więc właśnie dlatego obrażanie się na to i punktowanie tego przez jedynie słusznego kandydata jest cyniczne, bo sam pośrednio wspierając swoją opcję polityczną – przyłożył rękę do zakonserwowania tego stanu rzeczy.

    Jakby powyższego było mało – pojawiły się arcyszkodliwe postulaty ograniczenia tematów kampanii wyborczej do kompetencji prezydenta, co stanowi prawdziwy skandal. O ile jeszcze pewien apel o kwestie związane z łagodniejszym traktowaniem tematów polityki zagranicznej, która okazałą się porażką rządzącej ekipy zagrażającą bezpieczeństwu państwa – można byłoby uznać, gdyby rządzący wyrwali personalne zło z naszego życia publicznego z korzeniami w postaci osoby najbardziej bezpośrednio odpowiedzialnej, a nie dali jej złoty spadochron na inną ważną funkcję publiczną. Więc właśnie na zasadzie „ciszej nad tą trumną”, można byłoby na ten temat trochę przemilczeć – podobnie jak dla wielu na szczęście temat rzekomych więzień CIA w kraju jest tematem nie poruszanym, ponieważ wszyscy czują, że to nie jest dobra sprawa.

    Natomiast kwestie innych postulatów wyłączania tematów są skandaliczne, zwłaszcza jeżeli odmawia się przedstawicielom opozycji – używania całych płaszczyzn życia publicznego do zwrócenia uwagi wyborców na tematy dla rządzących i jedynie słusznego kandydata po prostu kompromitujące.

    Niby dlaczego w kampanii nie mielibyśmy poruszać spraw wieku emerytalnego – bezmyślnie i szkodliwie podwyższonego społeczeństwu przez rząd pana Tuska a PODPISANEGO PRZEZ JEDYNĄ OSOBĘ, KTÓRA MOGŁA W ZGODZIE Z PRAWEM TEN BŁĄD POWSTRZYMAĆ? Czy zatem prezydent państwa ma być rzeczywiście notariuszem rządu i nie ma myśleć samodzielnie, w tym czy przypadkiem nie ma stać na straży państwa? Czym jest państwo łamiące umowę społeczną? Może prościej będzie jak to premier – nominuje sobie prezydenta, wówczas oszczędzimy sporo pieniędzy!

    Rolą prezydenta w państwie jest przede wszystkim pilnowanie przestrzegania prawa, ponieważ w ten sposób prezydent jest gwarantem trwania państwa. Jak ma być tym gwarantem, jeżeli wyłączyłby myślenie co do możliwych skutków podpisywanych automatycznie ustaw rządu? Można oczywiście argumentować, że kwestia emerytalna wymagała reformy i podpisanie jej było wyrazem – właśnie odpowiedzialności za państwo. Jednakże to tylko wykazuje nonsens argumentu o wyłączeniu tego zagadnienia z kampanii, ponieważ jak na patelni widać – ścieżkę merytorycznej subsumpcji faktów i okoliczności.

    W ogóle dyskusja o tym, o czym powinno się dyskutować w kampanii wyborczej jest niczym innym jak tematem zastępczym, mającym na celu faktyczne ograniczenie pluralizmu. Ponieważ z prezydentem powinno się rozmawiać o wszystkim – od pogody, a na sprawach strategicznych kończąc, ponieważ prezydent w Polsce posiada najważniejszy i najbardziej bezpośredni mandat publiczny – GŁOSUJE NA NIEGO NAJWIĘCEJ LUDZI ŁĄCZNIE! Jak mielibyśmy ograniczać prawo do dyskusji, a zarazem do wpływu na sprawy publiczne – takiego kogoś, kogo Polacy uczynili swoim powiernikiem na kolejne 5 lat? Przecież to jest totalne bez sensu, właśnie kto jak kto ale prezydent państwa – nie powinien mieć ŻADNYCH ograniczeń, ma mieć prawo robić wszystko na co tylko przyjdzie mu ochota i interesować się każdą kwestią, czy to dotyczącą spraw publicznych, czy prywatnych, albowiem to prezydent jest uosobieniem majestatu Rzeczpospolitej, można BYŁOBY powiedzieć TAKA RZECZPOSPOLITA JAKIE NIĄ WŁADANIE… Jednak niestety nie do końca tak można, ponieważ część mediów dominujących na rynku manipuluje przekazem medialnym, przez co ludzie nie mają dostępu do pełni informacji. W takich warunkach nie jest możliwy w pełni wolny wybór, te wybory – jak wiele na to wskazuje, od początku są pomyślane jako wybory ze wskazaniem, na jedynie słusznego kandydata, który rzeczywiście jest człowiekiem pozytywnym i sympatycznym, nikt mu nie odmawia też patriotyzmu, troski o państwo itd. Jednakże to nie jest typ człowieka na trudne czasy, do których niestety sam się w części przyczynił.

    Nie można więc się zgodzić z jakimkolwiek postulatem ograniczania zakresu dyskusji o prezydenturze, jej rola daleko wykracza poza ograniczenia konstytucyjne, a przynajmniej mogłaby w sensie pozytywnym, gdyby tą funkcję pełniła osoba o odpowiednim charakterze i adekwatnej do wyzwań dynamiki podejścia. Natomiast jeżeli zdarzyłoby się tak, że w trakcie kampanii ograniczylibyśmy tematy do dyskusji, to co potem, jakby prezydent zabrał głos w trakcie kadencji odnośnie spraw, których nie ma w kompetencjach wyznaczonych w Konstytucji? Nic, by się oczywiście nie stało, bo usłużne media by milczały, albo uzasadniły okoliczność przesłankami celowościowymi itd.