- Społeczeństwo
Teraz kolejarze, jutro nauczyciele, pojutrze pielęgniarki…
- By krakauer
- |
- 12 lutego 2015
- |
- 2 minuty czytania
W dalszej kolejności prawdopodobnie protest ogłoszą kolejarze, następnie nauczyciele a tydzień po nich pielęgniarki. Może zabraknąć sobót w których będzie się dało w Warszawie zarejestrować demonstrację. Nie ma żartów – Związki Zawodowe i partie wzięły się do pracy „u podstaw” i wysyłają ludzi z kolejnymi żądaniami i postulatami na ulicę.
Protest górników jest uzasadniony w tym znaczeniu, że w ogóle nie powinno już być w Polsce od lat państwowego górnictwa. To anachronizm i mści się na nas nic nie robienie kolejnych rządów, w tym w szczególności rządu pana Tuska, który miał dwie kadencje a nic nie zrobił – zupełnie odpuścił problem górnictwa, chociaż eksperci i związkowcy mówili, prosili, ostrzegali, alarmowali. To nie jest tak, że nagle związkowcy “wybiegli z kopalni” i mówią, że źle się dzieje – to największe kłamstwo jakie mainstreamowe media próbują nam wmówić. Realia są takie, że ci w pełni oddani górnictwu ludzie – przez lata apelowali o zmiany, w znaczeniu zmian systemowych – mających znaczenie dla całego sektora. Podobnie było z wieloma ekspertami, których w Polsce od „ekonomiki węgla” nie brakuje, znane są całe kompleksowe plany zmian i reform w górnictwie, w tym także autorstwa znanych i szanowanych na Śląsku polityków. Nie da się w sposób racjonalny wytłumaczyć powodu, dla którego rząd pana Tuska, podrzucił problem górnictwa swojej wyznaczonej kontynuatorce! Było tyle czasu, żeby to nadrobić, a przynajmniej zainicjować. Przecież zmiany nie musiały mieć charakteru przymusowego. Mając tyle czasu można w sposób miękki zachęcić do przyłączenia się do zmian. Są na Śląsku przykłady kopalń, gdzie Związki Zawodowe współprowadzą kopalnie. To działa, wydobycie może być opłacalne, ponieważ nasi górnicy są prawdopodobnie najlepszymi górnikami na świecie jeżeli chodzi o sztukę górnictwa głębinowego! Tylko “nawisy” na kopalniach fałszują bilans, to co górnicy wypracują – złe zarządzanie potrafi zmarnować.
Podobnie jest z koleją w Polsce. Tutaj także Związki Zawodowe działające w branży – od lat apelują, proszą, grożą (były liczne protesty pisaliśmy o tym), zawsze w słusznych sprawach, zawsze mając w największej trosce pasażerów i funkcjonowanie przedsiębiorstwa. Tymczasem nikt z nimi przez lata nie chciał na poważnie rozmawiać, chociaż uczciwie ostrzegali, że skutkiem wprowadzonych zmian będzie chaos i upadek kolejnictwa, czego najlepszym przykładem były koleje na Śląsku po przejęciu ich przez samorząd. Podobnie ostrzegano przed zakupem drogich zagranicznych pociągów, które rozłożą kosztowo naszą kolej i ludzi nie będzie stać na korzystanie z nich na co dzień. Do tego dochodzą kwestie bezpieczeństwa na kolei, które przez lata były odsuwane na dalszy plan, a o ile w kopalni – dramat zamyka się w świecie górników i ich rodzin, to w przypadku kolei – wypadek od razu dotyka całego społeczeństwa w zależności od składu pasażerskiego. Z tym nie ma żartów – związkowcy przez lata upominają się o godne warunki pracy, w tym bezpieczne warunki pracy dla kolejarzy, a niestety dochodzi często do różnych sytuacji, które można na odmienne sposoby interpretować. Wystarczy poczytać branżowe portale internetowe – niektóre informacje nawet dla laików są przerażające.
Nauczyciele to nadal z niezrozumiałych powodów problem systemowy w Polsce, chociaż jako środowisko – przeciętnie wcale nie mają najgorzej. To nie jest szczególnie obciążona pracą grupa zawodowa – jakkolwiek, byłoby to odbierane, to suma wysiłku i ryzyka jaki oni ponoszą jest o wiele niższa od przeciętnej w gospodarce. Jednakże nikt nie ma odwagi powiedzieć nauczycielom prawdy, że obecny system ich zatrudnienia jest nieefektywny. Jeżeli ktoś tego nie rozumie lub nie chce rozumieć, wystarczy że porówna różnicę w zatrudnieniu nauczycieli w prywatnych i państwowych szkołach. Dzień pracy jednych wygląda zupełnie inaczej niż drugich i nie chodzi tylko o ilość godzin, ale o całą organizację pracy.
Związki Zawodowe nauczycieli nadal traktują zawód nauczyciela jako służbę publiczną, a tak już nie jest, przynajmniej od czasu, kiedy państwo odeszło od ideologii w szkole. Dzisiaj nauczyciel dostarcza wiedzy i metody jej poszerzania, ale jeżeli jakieś polskie dziecko kończy szkołę podstawową i nie zna dobrze jednego języka obcego, to znaczy się że daną szkołę należy zamknąć, a nauczycieli pozbawić prawa do wykonywania zawodu. Podobnie na poziomie średnim – w przypadku nieznajomości silnie zakorzenionych podstaw drugiego języka, przy znajomości pierwszego. Czy to się komuś podoba czy nie – praca nauczycieli musi być oceniana pod względem efektywności – co młodzi ludzie umieją po skończeniu danej szkoły. Jeżeli trzeba z powodów demograficznych – to należy zwolnić odpowiednią część nauczycieli, ale prędzej należałoby się zastanowić nad tym, czy w ogóle państwo powinno prowadzić szkoły? Można się zgodzić, że podstawowe szkolnictwo jest niezbędne, ale czy z punktu widzenia neoliberalnej doktryny społeczno-gospodarczej, którą wyznają nasze władze od 25 lat, – to co dzieje się dalej w procesie edukacji – powinno być problemem państwa, czy rynku? Oczywiście brzmi to brutalnie i wręcz okrutnie, ale takie są realia i takie są proszę państwa konsekwencje. W państwie socjalistycznym były darmowe przychodnie i szkoły – pełny socjal, teraz mamy państwo ultra kapitalistyczne, w którym nie ma możliwości zapewnić dla wszystkich darmowych przychodni i darmowej edukacji bo kapitaliści, głównie zagraniczni realizują swoje dochody z kapitałów. To się już skończyło w Polsce i trzeba się z tym pogodzić – oświata i edukacja, to w naszych realiach usługa na rynku, którą można sobie kupić jeżeli ma się pieniądze i chce się kształcić dzieci, albo nie. Powtórzmy – to są konsekwencje kapitalizmu i neoliberalizmu. W takim modelu – Związki Zawodowe nauczycieli w ogóle nie miałyby racji bytu.
Problem białego personelu – pielęgniarek, położnych, salowych, fizykoterapeutów, techników medycznych, ratowników, paramedyków i innych specjalności nie lekarskich, bez których służba zdrowia nie mogła by istnieć jest problemem również wynikającym z systemu. Mamy kapitalizm neoliberalny, a chcielibyśmy mieć przychodnie pod domem i szpital w każdym mieście. MOWY NIE MA TO SIĘ JUŻ SKOŃCZYŁO! TO BYŁO W POLSKIEJ RZECZPOSPOLITEJ LUDOWEJ – może mizerne, siermiężne i z odrapanymi ścianami, ale w karetce typu „Nyska” lub „Duży Fiat kombi” – przyjeżdżał do państwa LEKARZ. Dzisiaj państwa na to nie stać, a zarazem dzięki postępowi technik medycznych nie ma zdaje się takiej potrzeby żeby w każdej karetce był lekarz. Jednakże o socjalistycznym standardzie – w pełni darmowej opieki, która się społeczeństwu należy – proszę zapomnieć. Nie stać państwa pozbawionego własności, na utrzymanie systemu powszechnego i niekontrolowanego rozdawnictwa. Efektem presji społecznej na podaż systemu – będzie obniżanie jakości usług, które co chyba każdy zaświadczy przez ostatnie lata i tak uległy znaczącemu pogorszeniu. Wcześniej przed „epoką” Tuska było nieco inaczej. Niestety pieniędzy w systemie przybywa, a poprawy nie widać.
W tym kontekście roszczenia białego personelu są w pełni uzasadnione. Ci ludzie mają prawo zarabiać godnie i pracować zgodnie z zasadami opisanymi w Kodeksie pracy. W ogóle np. pomysł przekształcania pracowników – w jednoosobowe firmy to po prostu systemowa zbrodnia. Jakich w publicznej służbie zdrowia wiele. Oczywiście podobnie jak w innych przypadkach, rząd nie zrobił prawie niczego dla tych ludzi.
Niestety myślenie na zasadzie, że „skoro nie ma protestów”, „nie buntują się”, to nie ma problemów społecznych, którymi musieliby się zająć politycy – właśnie się zemści na pani premier Kopacz. To jej rząd otrzyma rachunek lekceważenia potrzeby prowadzenia DIALOGU ze społeczeństwem. Zapłaci potem jak zawsze społeczeństwo.