• 16 marca 2023
    • Cytaty

    Nadmierny optymizm prof. Orłowskiego? A skutki bankructwa Grecji

    • By krakauer
    • |
    • 05 marca 2012
    • |
    • 2 minuty czytania

    W Rzeczpospolitej z 2 marca 2012r., można przeczytać felieton prof. Witolda Orłowskiego pt. Gdyby Grecja zbankrutowała…, w którym ten znamienity autor – jeden z najwybitniejszych autorytetów współczesnej polskiej ekonomii przedstawia nadspodziewanie sielankową wizję bankructwa Grecji. Zdaniem autora jednostronne i bez porozumienia z partnerami bankructwo Grecji oznaczałoby dla tego kraju wyjście z kryzysu, dzięki hiperinflacji wywołanej przez powrót do drukowanej masowo drachmy. Źródła greckiego odrodzenia, zdaniem znamienitego autora należy dopatrywać w ciągu przyczynowo – skutkowym zapoczątkowanym poprzez druk pieniądza, wybuch hiperinflacji pożerający realną wartość zadłużenia denominowanego w drachmach – rządowego i prywatnego. Jest to oczywiście argumentacja prawdziwa i nie można się z nią nie zgodzić, z jednym drobnym, – ale w istocie fundamentalnym dla zagadnienia wyjątkiem. Otóż, niby na jakich zasadach – rząd grecki miałby dokonać przewalutowania sprzedanych już wcześniej obligacji w innej walucie – jeżeli co wynika z samej natury obligacji – widnieje na nich zapis – że zostaną zapłacone w konkretnej dacie w walucie na jaką opiewają? A niskie ryzyko walutowe związane z zakupem papierów denominowanych w Euro, było jednym z warunków zakupu tych papierów przez inwestorów.

    Pan profesor Orłowski pomijając problem przewalutowania obniżył rangę swojego – skąd inąd bardzo ciekawego felietonu do zera, albowiem w przypadku, gdyby rząd Grecji zdecydował się wprowadzić drachmę – wiąże sobie pętlę na szyi blisko 300 mld zadłużeniem – wyrażanym w Euro. To byłby dopiero problem, albowiem w wyniku poddania hiperinflacyjnej presji drachmy – rząd grecki nie byłby wstanie nadążyć za wygenerowaniem kapitału do spłaty chociażby odsetek. Twarda waluta stałaby się tym, czym była w Polsce w latach 80 tych XX wieku, dzięki czemu turystyka byłaby niekwestionowaną perłą greckiej gospodarki. Jeżeli rządowi Grecji udałoby się w miarę stabilnie związać kurs drachmy z euro, – dzięki czemu, mógłby konsekwentnie i stale spłacać zobowiązania – po pewnym czasie, możliwy byłby powrót do waluty euro.

    W każdym innym scenariuszy Grecję czeka stagnacja, a hiperinflacja to demon, którego należy wystrzegać się za wszelką cenę – zwłaszcza, jeżeli ma się górę niespłaconych zobowiązań w obcej walucie względem zagranicznych wierzycieli. Nie ma lepszego sposobu na wprowadzenie własnego narodu w nędze i biedę niż skorzystanie z rad udzielonych w scenariuszu pana profesora.

    Reasumując, gdyby Grecja zbankrutowała – przez lata rozwijałaby się równolegle poza obiegiem globalnej gospodarki, koczując na zyskach z turystyki, – jako głównych zastrzykach dla gospodarki. Bez szans na udział w międzynarodowym rynku długu, bez szans na przełamanie spirali biedy, bez szans na zachowanie poziomu życia zbliżonego do tego, do którego grecy zdołali się przyzwyczaić przez ostatnie lata. Faktem jest, że dzięki inflacji opartej na zepsuciu własnej waluty Grecy mogliby stosunkowo szybko doprowadzić własną gospodarkę do względnego poziomu międzynarodowej konkurencyjności. Jednakże, nie za cenę 300 mld obciążenia długiem – nielicznego narodu. Innym o wiele bardziej skutecznym sposobem, jakim mógłby posłużyć się rząd Grecji – jest pójście polską drogą z lat 80 tych, ale tak jak pisze pan profesor zgodnie z regułami wolnego rynku. Oznacza to wprowadzenie nie drachmy, ale euro-bonu tj. waluty substytucyjnej dla Euro, której kurs ustalałaby giełda – wolny rynek – względem tylko jednej waluty – Euro, i wszelka wymiana międzynarodowa Grecji – byłaby prowadzona poprzez Euro, jako walutę „matkę”. Ponieważ kurs euro-bonu byłby niższy od Euro, Grecy zawsze odnotowywaliby nadwyżkę w euro-bonach z handlu międzynarodowego, którą mogliby przeznaczać na spłatę odsetek od zadłużenia w Euro. Mechanizm działałby w ten sposób, że każde Euro na zakupy zagraniczne byłoby kupowane w banku greckim z odpowiednim dyskontem w euro-bonach, jako np. 150 euro-bonów za 100 Euro. Co by w jawny sposób zdecydowanie podrażało import, ale zarazem niesamowicie wspierało eksport w tym eksport czegoś, czego Grecja ma nieskończone ilości tj. słońca, plaż i wspaniałego klimatu. Grecja stałaby się rajem dla turystyki europejskiej, bijąc na głowę niestabilne państwa muzułmańskie. W efekcie za każde euro przychodu, grecki przedsiębiorstwa otrzymywałby około 150 euro-bonów, umożliwiających mu opłacenie pracowników i podatków względem greckiego państwa. Z czasem, jakby grecka gospodarka się umacniała, a rezerwy walutowe pozwalały na swobodną wymianę euro-bonów na normalne Euro, różnica pomiędzy kursami tej waluty zastępczej a waluty „matki” zmalałaby do małych wahań kursowych związanych z samym procesem wymiany. Oznaczałoby to prawdziwe zwycięstwo wolnego rynku i powrót greków do Euro. Żeby pomóc Grekom – okażmy solidarność i kupujmy greckie produkty.