- Polityka
Gdzie był pan Tusk i czemu go nie zabrano z władzami Europy do Kijowa i Moskwy?
- By krakauer
- |
- 07 lutego 2015
- |
- 2 minuty czytania
Zastanawiający dzień, jak co dzień, ale jednak taki trochę inny – wizyta dwoje najważniejszych przedstawicieli władz Europy w Kijowie, a następnie potem w Moskwie. Pani Merkel udzieliła przy tej okazji bardzo ciekawej wypowiedzi, mówiąc o „interesie Europy”.
Jest zrozumiałym, że w tak ważną wizytę, na tym szczeblu pojechało dwoje najważniejszych polityków unijnych. Powstaje jednak pytanie, – dlaczego nie pojechał ani do Kijowa, ani do Moskwy pan Donald Tusk?
Na stronie internetowej Unii Europejskiej – takim uproszczeniu, dla polskojęzycznych członków Unii o [tutaj] znajdujemy następującą informację dotyczącą kompetencji, czy też zadań Przewodniczącego Rady Europejskiej – „reprezentuje UE na zewnątrz w sprawach dotyczących polityki zagranicznej i bezpieczeństwa”.
Oczywiście nie będziemy złośliwi i nie będziemy pytali się dlaczego żadne media w Polsce nie pozwoliły sobie zauważyć tego banalnego, wręcz trywialnego faktu. Przecież to nie ma znaczenia, przyjmijmy, że prawdopodobnie nikt się nie chce narazić potędze tego człowieka i środowiska potrzebującego jego legendy w Polsce.
Czy warto być tak dociekliwym, żeby w ogóle zadawać to pytanie? Przecież naprawdę nie ma ono żadnego sensu, gdyż, to zachowanie władców Europy (tych prawdziwych), wynika z oceny całej polityki rządu pana Tuska wobec zagadnień wschodnich. To upokorzenie jest właśnie dowodem na to jak ta wspaniała i pełna sukcesów polityka była, jest i będzie w rzeczywistości postrzegana przez Zachód. Po prostu prawdziwi decydenci woleli nie brać ze sobą człowieka, o którym wiadomo, że pozwala sobie na nienawistne wobec Rosji, niesprawiedliwe w ocenie i wręcz pod pewnymi aspektami rusosceptyczne wypowiedzi. Nie można wymagać, żeby ktoś taki w imię własnego „ego” rozłożył prawdopodobnie jedne z najważniejszych negocjacji w sprawie polityki zagranicznej i bezpieczeństwa Europy.
W tym kontekście trzeba mówić o panu Tusku, jako o niepełnoprawnym urzędniku ds. nie wiadomo, jakich – jakkolwiek by to nie było mocne, to niestety takie są realia. No, bo czy można sobie wyobrazić większe ośmieszenie i poniżenie tego człowieka niż jego systemowy brak na kluczowych negocjacjach, w których powinien nas reprezentować? Nie dajmy się więcej okłamywać, że ten pan pełni tam jakąś ważną funkcję, owszem załatwiono mu spotkanie w tym samym czasie – nawet na szczycie, ale to zbyt mało wobec spraw realnej polityki. Gdyby Donald Tusk cokolwiek znaczył dla najważniejszych państw Europejskich – gdyby stanowił rzeczywiście samodzielny ośrodek polityczny, to byłby wczoraj w Kijowie i w Moskwie.
Niestety, pana Tuska nie było tam, gdzie działa się prawdziwa polityka, nie został przewidziany – zaproszony do stołu. To smutne, że tym sposobem ten człowiek znacząco obniża znaczenie wspólnych instytucji Unii Europejskiej, de facto przyczyniając się do ich demontażu i upadku znaczenia Unii, jako takiej. W ten oto sposób „największy” euro-entuzjasta stał się realnym grabarzem Unii Europejskiej.
Trudno ocenić, czy pan Tusk bardziej przynosi w tej chwili wstyd sobie, czy Polsce, to ma jedynie drugorzędne znaczenie, zawsze będzie już oceniany, jako rusosceptyczny Przewodniczący, który nie przyczynił się do porozumienia stron najważniejszego konfliktu w pobliżu Europy od lat, ponieważ był znany ze swojego jednostronnego zaangażowania w ten konflikt tylko i wyłącznie po jednej ze stron.
To są konsekwencje trąbienia na całą Europę i kawałek świata, o tym jaka to Rosja jest zła i jakiego to dokonała strasznego napadu na Ukrainę, chociaż prawie rok po tej napaści – sami wysocy rangą ukraińscy wojskowi przyznają, że nie stwierdzili obecności rosyjskich jednostek na Ukrainie.
Mamy oto kolejną nauczkę prostych faktów, po pierwsze nie pchać się do cudzych spraw, po drugie nie stać między drzwiami a futryną, a po trzecie, – jeżeli nie mamy swojego interesu to nie kelnerujemy na siłę. Prościej tego nie można wyrazić, a niestety jest to bardzo, ale to naprawdę bardzo smutne.
W zasadzie tyle mamy z Europy…