- Polityka
Protesty rolników, czyli blokowanie dróg
- By krakauer
- |
- 03 lutego 2015
- |
- 2 minuty czytania
Mamy kolejną odsłonę narastającego od lat konfliktu społecznego w naszym kraju, tym razem znowu o swoje upominają się rolnicy. Co dziwi szczególnie dlatego, ponieważ jest to NAJBARDZIEJ DOTOWANA GRUPA SPOŁECZNO-ZAWODOWA. Jednakże w przypadku obecnych protestów na S-2, należy pokłonić się ze zrozumieniem dla rolniczego trudu rozumiejąc zasadność protestów, to forma, w jakiej je przewidziano jest niedopuszczalna.
Blokada dróg to odwieczny problem na naszych ziemiach, wielu władców miało przez to kłopoty. Z zasady blokady czyniono w celu rabowania kupców albo pobierania nielegalnego myta – na które nie było książęcego przywileju. Sposobem rozwiązania problemu była z zasady drużyna zbrojna konna i sprawni kusznicy, którzy dźgali, cięli, rąbali i strzelali na miejscu, a wyłapanych zbójców – z wdziękiem zamykano w podziemiach pobliskiego zamku. Działało to doskonale do wczesnego renesansu, do póki władza, jako tako działała. Po Potopie Szwedzkim bywało różnie, ponieważ państwo prawie upadło, ale realnie porządek w Polsce wprowadziły dopiero armie zaborcze – bezwzględnie egzekwując polecenia administracji bez słuchania niczyich protestów.
W bardziej współczesnej Polsce, mamy historię blokad dróg w okresie II RP, ale zawsze były to tylko lokalne protesty. W III RP otworzyliśmy piękną kartę blokad dróg w wykonaniu „Samoobrony” i innych organizacji zawiązywanych ad hoc. Była to ciężka próba dla naszej demokracji, którą nie bez pewnych komplikacji jednak udało się nam wszystkim przejść – były to jednak sytuacje podłe.
Rolnicy twierdzą, że nie mają jak protestować, w tym znaczeniu, że nie pójście przez nich do pracy nie wywołuje efektu, jedynie powoduje straty w ich własnych gospodarstwach. Uznając ten argument należy wskazać jednak inne możliwe formy protestu. Nie trzeba, bowiem od razu atakować państwa, czyniąc się wrogiem całej rzeczywistości. Straty społeczne i gospodarcze, wręcz zagrożenie dla życia i zdrowia wielu obywateli powodowane przez takie protesty, nie może być tolerowane przez państwo. Zasada musi być brutalna – protestujesz blokując publiczną drogę – idziesz do więzienia i płacisz grzywnę. Inaczej tego typu terroryzm będzie się ponawiał, a jego skala może być tylko gorsza i skutki bardziej doniosłe.
Co innego mogą zrobić rolnicy, żeby głośno zaprotestować przeciwko niesprawiedliwości, jaka ich spotkała? Mogą przykładowo blokować, (co wiemy z najnowszej historii) obiekty użyteczności publicznej, w których grupuje się władza. Mówimy o urzędach gminnych, powiatowych, siedzibach Sejmików, Marszałków i Wojewodów. To w zależności od rodzaju problemu są właściwi adresaci protestów.
Jest oczywistym, że inny wymiar ma zablokowanie drogi, ponieważ w swojej istocie wzmacnia ono siłę protestu poprzez zobowiązania władz wobec użytkowników drogi – konieczność zorganizowania objazdów itd. Powstaje jednak pytanie, czy rolnicy chcieliby, żeby ktoś im zablokował drogi do elewatorów i innych punktów skupu po żniwach? Niestety to działa dość brutalnie, ponieważ rolnicy dostają w ramach mechanizmów Wspólnej Polityki Rolnej – pieniądze za darmo, za nic. To zobowiązuje, przynajmniej do tego, żeby nie było tego typu sytuacji. Każdy musi być w swoim zakresie odpowiedzialny za państwo, sytuacja, w której ktoś korzystając z mechanizmów wsparcia zachowuje się po prostu po bandycku – względem innych obywateli, to powstają pytania, czy jest wart tej pomocy? Przecież nie ma nic za darmo – jak to brutalnie nie zabrzmi – jeżeli ktoś nie chce być rolnikiem lub mu się to nie opłaca – nie musi nim być, ale drogi muszą być zawsze przejezdne! To jest rola państwa i jeżeli ono nie potrafi tego zapewnić to już możliwa jest wojna domowa, ponieważ dlaczego ktoś ma nie móc przejechać skoro prawo do tego opłacił?