- Polityka
Wywołano atmosferę pozornego rozważania w sprawie wysłania wojska na Ukrainę
- By krakauer
- |
- 29 stycznia 2015
- |
- 2 minuty czytania
To, że znaczna część dziennikarzy mediów w Polsce (uwaga – nie wszyscy, ale znaczna część), to hieny, nie mające pojęcia w ogóle o rzeczywistości, często pozbawione nawet elementarnego zrozumienia dla kwestii dobrego smaku lub zasadności i logiki – to wiadomo od dawna. Podobnie wiadomo, że w mediach – a ściślej w znacznej części z nich swoje maski maczają nazwijmy to instytucje „innego typu” i to nie koniecznie mające białego orzełka w swoim herbie służbowym. Jednakże nawet biorąc poprawkę na te dwie kwestie – nie da się zrozumieć skali nieskończonego „tutaj bardzo niecenzuralne słowo”, które powstało w momencie, gdy mainstream (o przeważająco niemieckiej własności kapitału zakładowego) wywołał w sposób najbardziej perfidny jak się tylko da – temat rozważania wysłania wojska na Ukrainę.
Jest zrozumiałym, że mamy wolność słowa i swobodę wypowiedzi, ale są pewne tematy, których nie wypada poruszać, żeby nie narazić swojego kraju na straty, w tym władz na uczestnictwo w jakimś żałosnym festiwalu tłumaczenia się. Przy czym uwaga chcielibyśmy wykluczyć przypadek, w którym mogło dojść do autoprowokacji w celu „spalenia tematu”. Tj. sytuacji, w której odpowiednie czynniki zasugerowały usłużnym dziennikarzom wywołanie trudnego tematu, żeby go zdementować i stłamsić. Niestety nie bardzo można z takiego prawdopodobieństwa zrezygnować, ponieważ mieliśmy tutaj do czynienia z bardzo brzydkim potraktowaniem – wręcz oszkalowaniem publicznym jednego z kandydatów na stanowisko prezydenta RP, tak się akurat składa, że z opozycji. Prowokacja medialna jakiej się dopuszczono w połączeniu z nadinterpretacją – to piękny skandal, pokazujący jak działają – niektóre – podkreślmy – niektóre, media w Polsce. O słowach polityków, w tym samej pani premier Kopacz nie ma po co się wypowiadać, to prawdopodobnie sąd zdecyduje, czy jej interpretacja usłyszanych słów była nadużyciem, czy nie. Przy czym uwaga, jeżeli po warunkowej wypowiedzi pana Dudy, pani Kopacz potrafi wysnuć takie wnioski jakie podała, to niech Bóg ma nasz kraj w swojej opiece, ponieważ niestety nie da się tego w żadnej logicznej kategorii zrozumieć i próbować zmieścić. Niestety kampania wyborcza rządzi się swoimi prawami, a w naszym kraju jest ona czysto wizerunkowa i dzieje się w mediach, dlatego jest tak jak jest – doszło prawdopodobnie – do sztucznego wzbudzenia, wywołania, rozdmuchania a potem – wygaszenia tematu.
Niestety jednak skutkiem ubocznym takiej słownej zabawy rządzących naszym krajem polityków i innych osób publicznych, jest pewien istotny problem, który możemy określić jako – atmosferę wokół sprawy. Z punktu widzenia technik PR-u i marketingu politycznego, to był po prostu balon próbny, którym wywołano atmosferę pozornego rozważania w sprawie wysłania wojska na Ukrainę. W części po to, żeby zająć ludzi – odwrócić ich uwagę od kluczowych spraw państwowych jak np. problem wieku emerytalnego, służby zdrowia itd. (tutaj co najmniej 5 stron wymieniania głównych problemów kraju), a w części niestety – PRZYGOTOWUJĄC GRUNT. Tą pozorną dyskusją wywołano temat, wrzucono go do mainstreamu, przez co przedostał się do percepcji milionów Polaków. Przy czym – jak na razie cel jest odwrotny od intencjonalnego – jednakże mówienie o tym, dlaczego nigdy pod żadnym pozorem nie powinniśmy nawet myśleć o angażowaniu się w cudzą wojnę – byłoby potwierdzeniem nieudolności i szkodliwości wcześniejszej polityki partaczenia na wschodzie, którą firmował rząd Platformy Obywatelskiej (i niestety Polskiego Stronnictwa Ludowego). Dlatego właśnie przerzucono ciężar dowodu przy pomocy medialnej prowokacji na kandydata Prawa i Sprawiedliwości – wspaniałego człowieka – pana Andrzeja Dudę, żeby wykazać „czystość” intencji PO, której politycy prawie doprowadzili do zagrożenia wojennego wobec Polski i przyczynili się do dramatu na Ukrainie. Pięknie „zwalono winę” oskarżając konkurenta politycznego, który jedyne co to nie wykluczył działania w ramach NATO, ale tutaj miał pełną słuszność albowiem możemy być zobligowani do działań sojuszniczych, chociaż to akurat na tym kierunku byłoby samobójstwo.
Zasiano więc w naszym życiu publicznym chwasty, z którymi władza będzie wiedziała co zrobić – to idealny temat zastępczy, o wiele lepszy nawet od „wraku smoleńskiego”, albowiem jak tylko PiS – przypomni o zupełnej nieskuteczności rządu we współdziałaniu ze stroną rosyjską, będzie można trywialnie zarzucić chęć spowodowania wojny w celu odzyskania wraku. Proszę się nie śmiać, proszę pamiętać, że wielu ludzi ma inną – mniej rozbudowaną percepcję niż państwo! Naprawdę są wśród nas ludzie, którzy chcieliby, żeby inni umierali za wrak! Jest to żałosne, ale cóż można na to poradzić? Może tylko tyle, żeby nie pozwolić im przeniknąć do władzy, bo będzie katastrofa.
Niestety nie ma w tej chwili w kraju siły, która mogłaby w sposób istotny – zwrócić uwagę głównych publicznych aktorów na niestosowność i niewłaściwość podnoszenia pewnych faktów, ponieważ mogą one być wyolbrzymione i w sposób niepotrzebny zacząć żyć własnym życiem, jako pożywka dla np. cudzej polonofobii, która w pewnym kraju jest naturalną odpowiedzią w pewnych kręgach – na naszą mainstreamową rusofobię.
W sytuacji, w której jest nasz kraj – przy całej komplikacji relacji na Wschodzie – wykazywanie nadzwyczajnej ostrożności i dystansu w każdym aspekcie, wszelkich spraw wynikających z tego dramatu – jest bardziej niż wskazane. Rząd powinien dbać o to, że jak ktoś się już w tych kwestiach wypowiada, żeby taką wypowiedź odpowiednio skontrować – gdyby oczywiście prawidłowo rozumiał naszą rację stanu, no i miał rzecznika, odpowiednio monitorującego służby prasowe. Jednakże o co my się upominamy, jeżeli żyjemy w realiach w których minister – historyk, na nowo interpretuje historię, rozkładając akcenty w sposób częściowo derogujący prawdę.