- Wojskowość
Problem strategiczny państw bałtyckich zarzewiem nowego konfliktu w Europie
- By krakauer
- |
- 27 stycznia 2015
- |
- 2 minuty czytania
Problem strategiczny państw bałtyckich będzie zarzewiem nowego konfliktu w Europie, jeżeli pewna była brytyjska kolonia położona pomiędzy dwoma oceanami, chciałaby posłuchać pewnego szkodliwego starego człowieka, który w ostatnich dniach – znowu chciał namieszać w relacjach wewnętrznych w Europie, sugerując rozmieszczenie tam wojsk. Dla ścisłości – mówił o niewielkich kontyngentach wojskowych, które nie byłyby w stanie tych krajów obronić w razie konfliktu z potężnym sąsiadem, ale potencjalny agresor musiałby się liczyć z wejściem w konflikt od razu właśnie z tą byłą brytyjską kolonią, poprzez walkę z jej żołnierzami rozmieszczonymi na terenie tychże państw.
Jest to nic innego jak znana z historii technika podżegania do wojny i czynienia prowokacji, w trakcie których – kraj mający złe i zbrodnicze zamiary, rozmieszczał w miejscu strategicznie ważnym dla przeciwnika, którego naprawdę chciał zaatakować – niewielkie siły, na tyle nie duże, żeby nie miały potencjału ofensywnego, ale na tyle liczne, że ich likwidacja wymagałaby odrobiny siły. Zawsze w takich przypadkach likwidacja takiego mięsa armatniego pod byle pozorem, była powodem do pełnoskalowej wojny – której wcześniej udawało się uniknąć, jednakże w świetle „mordu” na żołnierzach broniących wolności – nie można mieć wątpliwości i wojnę, chociaż okrutną należy poprzeć.
Przyjmując jednak taką doktrynę, ponieważ w tym szaleństwie polityki robionej przez cynicznych morderców i złodziei – wszystko jest możliwe, należy zadać inne, uzupełniające pytanie – mianowicie – czy jesteśmy gotowi do wojny jądrowej w Europie Środkowej? Jeżeli tak, to nie ma problemu – można w sposób dowolny rozmieszczać mięso armatnie, a nawet wykorzystywać je do presji na lokalnej ludności, nieuznawanej przez państwa narodowe. Jeżeli jednak nie jesteśmy w pełni przekonani, czy jesteśmy gotowi do wojny jądrowej w Europie Środkowej, to trzeba się jednak zastanowić – jaki mamy cel i czemu ma służyć rozmieszczenie ewentualnych dodatkowych sił zbrojnych z poza Europy, w Europie i gdzie należy je rozmieścić, żeby to miało jakikolwiek sens strategiczny. Bo operowanie na poziomie taktycznym w ogóle nie ma sensu i nie ma po co go rozważać.
Jest oczywistością, że w przypadku konfliktu – potencjalny przeciwnik może zająć dominującą część terytoriów oraz stolice państw bałtyckich w ciągu jednego dnia i to bez względu na to, czy będą one się intensywnie broniły, czy wcale nie będą się bronić. Dysproporcja sił jest tak porażająca, że w ogóle nie ma o czym rozważać, chyba że w kategoriach „300 spartan”, tylko kto chciałby być mięsem armatnim?
Nie podlega żadnej dyskusji, że przyjmowanie do NATO krajów bałtyckich było strategicznym błędem Sojuszu, ponieważ nie ma możliwości wywiązać się ze swoich zobowiązań w stosunku do tych krajów bez dwóch rzeczy w przypadku konfliktu z Rosją: bez ryzyka wojny jądrowej w Europie Środkowej i Wschodniej, oraz bez zaangażowania bardzo dużych sił lądowych, morskich i powietrznych do obrony terytorium krajów, bez strategicznego znaczenia w doktrynie obronnej Sojuszu. Natomiast posiadających KLUCZOWE ZNACZENIE w przypadku zmiany doktryny obronnej na nazwijmy to doktrynę aktywnej obrony, czyli ataku.
Nie da się bowiem szybciej zaatakować Federacji Rosyjskiej niż z terytorium Finlandii i krajów bałtyckich. Dystans od miejsc ześrodkowania wojsk do głównych rosyjskich miast – jest najmniejszy, a teren umożliwia sprawne działanie wojsk zmechanizowanych, w przeciwieństwie np. do Ukrainy, której równinna granica z Rosją jest idealnym terenem do bycia rozstrzeliwanym w dużych regularnych bitwach pancernych. Atakując Rosję z terenu krajów bałtyckich – można spodziewać się dwóch rzeczy: po pierwsze szybkiego przeniesienia wojny na terytorium Rosji, a co się z tym wiąże ograniczenia ryzyka powstrzymujących uderzeń jądrowych, ponieważ po pokonaniu 200-300 km pierwszej doby konfliktu przez ciężkie dywizje NATO – w Rosji zapanuje chaos. Użycie broni jądrowej na własnym terytorium będzie oznaką desperacji, uderzenie w bezpośrednie zaplecze wojsk może zostać przechwycone przy dobrze skonstruowanej obronie przeciwrakietowej (kwestia budowy tarczy przeciwrakietowej nie jest przypadkowa), a uderzenie pełnoskalowe na Zachód – wywoła natychmiastowy odwet i jądrową Zimę na świecie. Dlatego uderzając koncentrycznie na St. Petersburg, Moskwę i Mińsk, przy zmiażdżeniu Kaliningradu, można zupełnie na poważnie myśleć o pokonaniu Rosji w polu, oczywiście pod warunkiem użycia odpowiedniej ilości sił i środków, którymi dzisiaj NATO nie dysponuje. Jeżeli do tego doda się jeszcze możliwe wsparcie ze strony Ukrainy – całość zaczyna się kleić w mrożącą krew w żyłach układankę.
Oczywiście rosyjscy nie mogą nie dostrzegać problemu i ani nie da się łatwo pokonać Kaliningradu, który dysponuje taką ilością wojska i środków walki, że sam stanowi zagrożenie dla Europy, ani nie będzie łatwo zrobić czegokolwiek w państwach bałtyckich, albowiem realizowanie tam czegokolwiek na skalę większą od siły tych krajów – to już sygnał ostrzegawczy dla Rosji. Z tego między innymi powodu tak protestowano przeciwko tarczy w Redzikowie, gdyż jej podwójne zastosowanie jest oczywistością, nawet dla czytelników magazynów militarnych, a co dopiero ekspertów.
Jeżeli teraz słyszymy o zamiarach stopniowego wchodzenia do krajów bałtyckich przez wojska pewnej byłej brytyjskiej kolonii położonej pomiędzy dwoma oceanami, to należy się dobrze zastanowić, czy to jest obrona, czy to jest przygotowanie się do czegoś więcej, albowiem bardzo łatwo możemy się znaleźć w nowej, trudnej rzeczywistości – a problemy narodowościowe w co najmniej dwóch z trzech tych krajów zmuszają nas do ostrożności w oferowaniu pomocy lub chęci umierania za stosowaną w nich przez ostatnie lata politykę faktycznego apartheidu wobec ludności rosyjskojęzycznej.
Europa zawsze była na tyle dziwnym kontynentem, że pewne sprawy jak już się zaczynały dziać źle, to potrafiły się wydarzyć tak szybko, że dopiero po fakcie, zdziwieni Europejczycy – o ile przeżyli, nie mogli, a niektórzy – nie mogą do dzisiaj zrozumieć jak to było możliwe? Żebyśmy tym razem byli mądrzejsi przed szkodą, albowiem nasz kraj i nasze terytorium odgrywa tutaj rolę bardzo istotnego zaplecza – musimy mieć absolutną świadomość, że istnieje ryzyko użycia przeciwko instalacjom wojskowym NATO w Polsce oraz ewentualnym nagromadzonym wojskom inwazyjnym w naszym kraju – zaawansowanej technicznie, taktycznej broni jądrowej, przed którą niesłychanie trudno będzie się obronić. Czy to ryzyko w przypadku symulowanej eskalacji, nie jest większe niż utrzymywanie natury relacji na poziomie obecnego pokoju?
To nie są łatwe sprawy, a prezentowany pogląd jest z natury rzeczy subiektywny (pacyfizm). Możliwe są inne ujęcia, a będą one zyskiwały na popularności wraz ze wzrostem zaawansowania technicznego systemów obrony przeciwrakietowej – zarówno tych konwencjonalnych jak i takich o których jeszcze nie mamy pojęcia – jak laser lub innego rodzaju technologie obecnie utajnione. Patrząc na potencjalne zagrożenia z perspektywy rozwoju tej technologii – trudno ocenić ile mamy czasu, ale trzeba bacznie się przyglądać wszystkim nowym zabawkom kupowanym za miliardy dla armii NATO. Dla wielu gorących głów już samo prawdopodobieństwo uzyskania przewagi w przechwyceniu taktycznej broni jądrowej – może być wystarczającą przesłanką do dopuszczenia scenariusza eskalacji w świecie realnych zdarzeń.
Szkoda, że ani NATO, ani Rosjanie nie publikują wyników swoich gier strategicznych pokazujących możliwe zniszczenia w Europie Środkowej i Wschodniej w przypadku użycia przez strony ładunków jądrowych różnej mocy i z różna intensywnością. Być może wówczas, opinia publiczna – zwłaszcza na Zachodzie, spoglądałaby inaczej na kwestię rozmieszczania jakichkolwiek wojsk – zakłócających równowagę w regionie.