- Historia
Czy obozy wyzwolili Kanadyjczycy? Czy rządzą nami ignoranci?
- By krakauer
- |
- 23 stycznia 2015
- |
- 2 minuty czytania
Czy może być gorzej? Może! Zawsze, w Polsce może być gorzej, właśnie dowiódł tego obecny rząd, a ściśle pan Grzegorz Schetyna – minister spraw zagranicznych, w porażającej ignorancją historyczną wypowiedzi, w której pan minister pozwolił sobie na skandaliczne uproszczenie językowe wywodząc z nazwy radzieckiego Frontu Ukraińskiego (który kilkaset kilometrów wcześniej nazywał się woroneski od miasta Woroneż), narodowość jego żołnierzy. Kto, jak kto ale minister w Polsce powinien mieć minimum wiedzy historycznej, albo się przynajmniej mieć kogo zapytać w swoim otoczeniu, zanim coś „palnie”, a jeszcze tak niedawno narzekaliśmy na historyków u władzy! W Armii Czerwonej nazywano poszczególne grupy armii – Frontami, od geograficznej przestrzeni w której niepokonana Armia Czerwona nacierała na wroga, wyzwalając Ojczyznę i inne kraje, w tym tak się złożyło, że i Polskę i także część Niemiec od faszyzmu. Nazewnictwo nie świadczyło o narodowym charakterze poszczególnych Frontów (grup armii), wręcz przeciwnie – one wszystkie były wielonarodowe!
Część słusznie oburzonych mediów w Rosji uznało wypowiedź pana Schetyny za prowokację, trzeba przyznać że coś w tym może być, albowiem po prostu na tym poziomie nie może być przypadków, a jeżeli są to znaczy że rzeczywiście polskie państwo istnieje tylko na papierze i nawet się już w nim nie czyta książek!
W naszym kraju od długiego okresu, a przynajmniej od powołania pewnej centralnej instytucji historycznej dochodzi do zmiany narracji historycznej, którą trudno jest nazwać inaczej niż relatywizowaniem lub nawet fałszowaniem przekazu, zwłaszcza w warstwie narzucania interpretacji. To się przejawia głównie w pluciu, na tą część dorobku historiografii, która odnosi się do wielkiego czynu wyzwolenia ziem polskich spod hitlerowskiej okupacji oraz do budowy ludowego państwa polskiego. Siłą rzeczy – nowa narracja historyczna dominuje w poglądach i spojrzeniu na kierunku wschodnim, a poprzez kwestie historycznych krzywd ulega wzmocnieniu, stanowiąc sama dla siebie pożywkę.
W praktyce mamy więc taką sytuację, że wiele osób, wręcz całe warstwy społeczne są wydane, na żer nienawistnej propagandy, która łączy narrację bogo-ojczyźnianą, z przekazem nowej wersji narzucania interpretacji lub wydarcia faktów historycznych z ich szerszego kontekstu i to wszystko solidnie bywa podlewane rusofobią. Całość stanowi bardzo strawną papkę ksenofobii i sub-nacjonalizmu, którego nurtem przewodnim jest cierpiętnictwo i zbiór wszystkich narodowych lęków.
Jednakże myliłby się ten, że takie działania mają kształtować nowego człowieka, który weźmie szablę w dłoń i odbierze to, co stracili przodkowie! Nic z tych rzeczy, chociaż może pośrednio tak, ale cele takiego działania są inne. Po pierwsze chodzi o komercjalizację – chłam i sensacja sprzedają się najlepiej, a ponieważ nie ma „cycków”, czy też nie wypada w środowiskach jakie zdominowały nurty historyków o nich pisać, to epatuje się krwią i trupami, a tych w naszej historii przez wszystkie epoki, a zwłaszcza ostatnie 300 lat nie brakuje, wręcz mamy ich nadmiar taki, że możemy obdzielić każdego chętnego na 100 lat do przodu. Po drugie – rzeczywiście chodzi o otwarcie percepcji u jak największej ilości ludzi na pewne słowa klucze jak „Sowieci”, „Katyń”, „męczeństwo”, tylko po to, żeby potem różne indywidua mogły łatwo manipulować częścią opinii publicznej poprzez nowe słowa klucze jako paralelne do tych historycznych jak np. „las smoleński” (odpowiednik lasu katyńskiego), „zdradzeni o świcie” itd. Wiadomo, że każdy ma prawo do własnej narracji ideologicznej, ale nie jest normalnym to, że państwo finansuje instytucję, w której ludzie zawodowo zajmują się zmianą interpretacji historii dla celów politycznych obozu z jakim sympatyzują, to jest coś dramatycznego – Rzeczpospolita hoduje sobie żmiję na własnym gardle!
Pan minister Schetyna był pewną nadzieją na odnowę relacji, zwłaszcza na kierunku wschodnim, niestety jednak jak do tej pory pozwolił sobie głównie na mowę nienawiści wobec powstańczych republik na wschodzie Ukrainy oraz kilka mniej lub bardziej poważnych „osłabieni wizerunku”. Ten lapsus językowy prawdopodobnie będący wynikiem skrótu myślowego jakiego dokonał pan minister, w swojej istocie – niegroźnego, okazał się poważnym problemem. Tym poważniejszym, że na taką indolencję historyczną pozwolił sobie minister spraw zagranicznych kraju, który toczy od lat medialną wojnę z wszelkimi przejawami stosowania skrótu myślowego „polskie obozy koncentracyjne”.
Na takie sprawy trzeba zawsze uważać, są doradcy, są eksperci, są liczni urzędnicy. Nic nie szkodzi zapytać! Dobry szef ma tak dobrany personel, że nie wstydzi się przed wywiadem zapytać kolegów o kontekst, w tym tło historyczne sprawy, wówczas siedzący na operatywce robią krótkie wykłady – streszczając najważniejsze sprawy. Jeden mówi o obecnych nastrojach w rosyjskiej prasie, po tym jak się okazało, że zapraszany stale Władimir Putin, w tym roku nie dostał zaproszenia na 27 stycznia, bo latem zmieniono formułę, inny zapewne streszcza wypowiedzi czołowych rosyjskich polityków w sprawie, inny amerykańskich, izraelskich i niemieckich, a jeszcze inny powinien dokonać krótkiego podsumowania historycznego – jak to było, kto wyzwolił obóz, że zginęli żołnierze radzieccy, że są pochowani itd. Z tego daje się szefowi krótkie konspekty na dwie strony na jednej tekst pisany a na drugiej główne tezy (po polsku i angielsku żeby sobie odświeżył słownictwo dziedzinowe), wówczas jadąc limuzyną może sobie przypomnieć i utrwalić, bo wiadomo że nie ma czasu na nic. No, ale widocznie coś nie zadziałało i mamy oto wstyd na cały świat, albowiem wszystko – trzeba mieć tego świadomość – wszystko – co dotyka chociaż strefy ochronnej dookoła drutów Oświęcimia, NATYCHMIAST jest na wszystkich biurkach, wszystkich redaktorów, we wszystkich redakcjach całego anglojęzycznego świata.
Zresztą, nawet jak się człowiek na czymś nie zna, można tak formułować wypowiedzi, żeby oddawać szacunek, wspominać dramat, mówić o nieustającej pamięci, tragedii i bólu, o konieczności zadumy, refleksji, a nie ładować się na pole minowe – faktów i zdarzeń, co do których nie ma się wiedzy. Tak bywa, stało się – niestety rządzą nami historyczni ignoranci, nawet jeżeli mimowolni, to jeszcze gorzej. Pan Schetyna powinien sprostować swoją wypowiedź, najlepiej komunikatem prasowym i to w kilku językach, w tym rosyjskim i ukraińskim, tak żeby nikt nie miał wątpliwości, co do jego intencji, albowiem ucierpi na jego błędzie wizerunek Rzeczpospolitej.
Nie wiadomo, czy aferę ze zmianami w otoczeniu pani premier naświetlono, żeby przesłonić tą dramatyczną porażkę wizerunkową rządu? Sprawa z byłą panią z otoczenia pani premier odpowiedzialną za jej wizerunek i komunikację już, jest tak nietypowa i tak pachnie na kilka kilometrów działaniami „instytucji innego typu”, że lepiej się w ogóle nie wypowiadać. Jest możliwe, że ta akcja – dzięki ujawnieniu okoliczności przez pewną gazetę w istocie przysłuży się pani premier, rządowi i państwu, ponieważ to co do tej pory robiono z jej komunikacją i wizerunkiem to nawet na porażkę się nie kwalifikowało.
Jeżeli nie będziemy ostrzy w kwestiach historycznych i wizerunkowych, to kiedyś ktoś powie, że przecież wiadomo, że Warszawę wyzwolili Białorusini (z Frontu Białoruskiego) a obozy koncentracyjne – Kanadyjczycy, a ściślej żołnierze Frontu Ukraińskiego, którzy wcześniej walczyli w ukraińskich oddziałach służących Niemcom a potem uciekli na Zachód do Kanady, więc w sumie Kanadyjczycy!
Rosyjskie tłumaczenie tekstu: [tutaj]