• 17 marca 2023
    • Polityka

    100 dni rządu Ewy Kopacz, to niestety już aż 100 dni, ale i tak się opłacało!

    • By krakauer
    • |
    • 07 stycznia 2015
    • |
    • 2 minuty czytania

    100 dni rządu pani premier Ewy Kopacz upłynęło bardzo szybko, a w naszej rzeczywistości nic się nie zmieniło. Fikcyjny okres przejściowy nietykalności dla rządu to była oczywista wydmuszka PR-u, albowiem każde dziecko wie, że to jest ten sam rząd co i był, a pani premier po prostu została nominowana przez byłego premiera i jest jego niestety nieszczególnie udaną kontynuacją.

    Jeżeli mielibyśmy poszukać autentycznych zasług pani Kopacz, to liczy się systemowa zmiana, niestety nic więcej, a konkretnie to, że niektóre osoby z rządu w jej wersji odeszły, a konkretnie dwóch panów, którzy nigdy nie powinni byli zostać ministrami rządu Rzeczpospolitej.

    Gdybyśmy mieli w tym momencie dokonać bilansu jej rządu, to właśnie ten fakt usunięcia tych dwóch panów powoduje, że warto było dokonać tej zmiany i było to w sumie opłacalne, ale 100 dni rządzenia 36-cio milionowym krajem, to chyba rozsądna cena za ten wyczyn? Można było ustawić kolegów, psiapsiółki, wszystkich na których człowiekowi zależy – ustawić swoje otoczenie na niezły kawałek życia.

    Temu rządowi nie pozostało już długo czasu do rządzenia, zaraz będą wybory, potem następne wybory – sytuacja w kraju może się drastycznie zmienić, nawet o 180 stopni, powodując całkowite przetasowanie sceny politycznej, na której dla ludzi z obozów, jakim obecnie formalnie przewodzi pani premier nie będzie miejsca. Trudno jest ocenić, czym kierował się pan Tusk nominując panią Kopacz na premiera i szefa Platformy Obywatelskiej, ale jeżeli liczył na to, że ta osoba będzie w stanie podnieść partię, którą on doprowadził do upadku i rozkładu, to już widać, chociażby po tych 100 dniach, że się pomylił. Na nic przy tym się nie zdało wciągnięcie do rządu zwaśnionych szefów wewnątrzpartyjnych frakcji, ponieważ ci ludzie mają poważne problemy z merytorycznym działaniem – to jest rząd pustych przebiegów i pustego okresu 100 dni niczego, tylko przegląd resortów się udał i obdarowanie nierentownej kopalni.

    O wiele lepiej wszyscy byśmy wyszli na tym, gdyby premierem został lider mniejszościowego koalicjanta – pan Janusz Piechociński, przynajmniej nikt by nie kwestionował jego kompetencji w zakresie wizji rozwoju państwa, czy też strategicznych posunięć w gospodarce. Wówczas PO miałaby czas na wewnętrzne przetasowania, a tam założono, że będzie można uniknąć wojny wewnątrz poprzez rozdawanie posad i posadek. Efekty widzimy w naszych telewizorach, wszystko co wiadomo o pani premier, to tyle że bolą ją nogi od chodzenia w szpilkach i jakich marek używa do ubierania się. Poza tym – nadal pomimo 100 dni nic nie wiemy, co ta pani myśli o państwie, gospodarce i całym szeregu innych spraw, które się liczą a wymagają konkretnych i zdecydowanych działań już od dawna. W tym sensie ta pani zmarnowała te 100 dni, ponieważ nie przedstawiła niczego, zupełnie nie dowiedzieliśmy się nic o jej poglądach na najważniejsze problemy i wyzwania państwa, bo przecież tego niby-expose, które przypominało bardziej koncert życzeń nikt nie traktuje na serio.

    W kilku sprawach wyszedł brak doświadczenia życiowego i dobrych doradców, jak z ujawnieniem informacji, że rząd w Polsce prowadził działania mające na celu sprowadzenie Polaków z Donbasu do kraju przed świętami. Oczywiście premier, która patrzy na świat z perspektywy lekarza zasiedziałego przez lata w ministerstwie zdrowia – można tak postąpić, jednakże gdzie są doradcy? Dlaczego zagadnienie nie zostało przedstawione pani premier, jako sprawa najdelikatniejsza o najwyższym szczeblu tajności. W pewnych kręgach ludzi zajmujących się fachowo dostarczaniem usług zaawansowanego bezpieczeństwa zaczęto się podobno zastanawiać, czy ktoś przypadkiem celowo nie zdecydował się wpuścić panią premier na pole minowe? Nie ma innego wytłumaczenia, mamy wielu generałów, wielu doświadczonych ludzi, – jeżeli ich nie ma w otoczeniu pani premier, to znaczy, że nie ma ona pojęcia o tym jak dobiera się ludzi, ale nie tych co ładnie wyglądają w garsonkach, tylko mowa o fachowcach, którzy doradzając jej służą państwu.

    Niestety pani premier nie zrobiła niczego, żeby związki zawodowe chciały znowu rozmawiać z rządem w ramach Komisji Trójstronnej. To wielki i poważny błąd! Miała nowe otwarcie, mogła zrobić ukłon w stronę liderów związkowych, których rola w działaniach na „nie’ w tym kraju – pomimo niewolniczego systemu umów o prace nadal jest wielka. Pani premier zmarnowała tę szansę, przez co może za błędy swojego poprzednika zapłacić w okolicach maja jak się już zrobi ciepło, będziemy w szczycie kampanii wyborczej a związkowcy wyjdą na ulicę upominając się o zdeptane przez neoliberałów prawa ludzi pracy. Jest to tym bardziej dziwne, że przecież rozmowa nic nie kosztuje, a poświęcenie godziny, czy dwóch na indywidualne spotkania z liderami związków zawodowych to nie jest wielki koszt w zamian za ich nie wpisywanie się w retorykę opozycji!

    Po tym rządzie nie ma się już, czego spodziewać w najbliższej przyszłości – ci ludzie nie dokonają niczego, w znaczeniu wskazania odpowiedzi na dręczące Polaków pytania. To dziwne, ponieważ można było pójść na przód – przecież oni wszystko ryzykują, a lepiej być zapamiętanym, jako inicjator reform niż „przeczekiwacz”, dla którego liczy się tylko trwanie u władzy dla samego trwania. Szkoda czasu nas wszystkich, rzeczywistość jaką współtworzymy z otoczeniem gwałtownie się zmienia – biegnie do przodu, natomiast My nadal stoimy przed problemami, których nasi politycy boją się nawet dotknąć, żeby tylko nie sprowadzić na siebie wizerunkowego problemu…

    Do niedawna tym krajem rządziły osoby, którym zagraniczni ambasadorowie obrabiali przemówienia lub które chodziły do wróżek i wróżbitów, teraz mamy problem z panią, która nie bardzo potrafi się odnaleźć w nowej roli. Dokąd to wszystko zmierza? Gdzie będziemy za kolejne 100 dni rządów tych ludzi i tej pani? Problem polega na tym, że dobrze to dla nas w tych warunkach nawet pozostawanie w tym samym miejscu, żeby po prostu nie było gorzej. Jak na tą chwilę bilans jej rządu jest korzystny, ponieważ pani Kopacz odrzuciła, co najmniej dwie osoby kompromitujące nasze państwo. Potrzeba jednak także działań pozytywnych w sferze realnej, a tych niestety nie było i nic nie zapowiada się, żeby zostały podjęte – nawet nikt nie sformułował wizji, w jakim kierunku „dalej pójdziemy”, gdyby ten sam układ wygrał znowu wybory i stworzył rząd. W programy wyborcze po „epoce Tuska” wierzą już tylko zatwardziali czytelnicy japońskich powieści Sci-Fi, chyba nikt inny.