• 17 marca 2023
    • Soft Power

    Polskę może uratować tylko rozbicie homogeniczności medialnego mainstreamu

    • By krakauer
    • |
    • 03 stycznia 2015
    • |
    • 2 minuty czytania

    Niestety nasz kraj jest mediokracją, tj. specyficzną formą para-demokracji, w której establishment rządzący opiera swoją władzę na oddziaływaniu na masy poprzez przekaz medialny, specjalnie moderowany i kształtowany w taki sposób, żeby za oficjalną, „polską” i prawowitą, a przede wszystkim „nie obciach” uchodziła tylko i wyłącznie jedna z lansowanych oficjalnie wizji rzeczywistości. Inne ulegają przekłamaniu, wyśmianiu lub zatajeniu.

    Media w naszym kraju w dominującej większości są w rękach zagranicznego kapitału, w tym przeważnie niemieckiego lub tzw. międzynarodowego ale zarządzanego z pewnego państwa zza wielkiej wody lub pewnego małego ale dzielnego bliskowschodniego kraju. To oczywiście nic nie znaczy, ale to może znaczyć bardzo wiele, jeżeli dokona się screeningu form i treści prezentowanych komunikatów w najbardziej liczących się sprawach. Tu nie ma przypadków, nie ma też żadnej szansy na błędy – pod tym względem tj. wywierania masowego wpływu na ludzi i kształtowania nastrojów społecznych – nasz mainstream (w dominującej większości przypadków) nie ma sobie równych. Pewne tytuły i redakcje poszły o wiele dalej niż mógłby nawet marzyć Joseph Goebbels! On nie miał Internetu, telewizję tylko w kilku dzielnicach Berlina przez krótki czas, nie to co dzisiaj – transmisja kłamstwa on-line, w czasie rzeczywistym manipulowanie przekazem, coś wspaniałego. Jednakże pewne kwestie się nigdy nie zmieniają jak np. tendencyjne pytania prowadzącego, albo subiektywny dobór mówców. Oczywiście trzeba na to zwracać uwagę, jest jednak o to niesłychanie trudno ze względu na przerażający nadmiar tematów zastępczych – w naszej sferze publicznej po prostu roi się od żyraf, kangurów, rekinów grenlandzkich itd. Dopiero niedawno pewien włoski kolega-dziennikarz wyjaśnił autorowi, dlaczego właśnie w Polsce tego typu zoomorficzne tematy zastępcze są najchętniej lansowane przez media. Otóż oczywistością jest to, że widok małego psiaka zawsze wzbudza pozytywne emocje, to każdy wie. Jednakże w społeczeństwie tak konserwatywnym jak polskie – te psiaki (rekiny, żyrafy, cokolwiek) o smutnych mordkach pełnią rolę celebrytów, którymi normalnie zapycha się czas antenowy np. w laickiej Wielkiej Brytanii, czy na niektórych kanałach upraszczania rzeczywistości w USA. Tam nikt nie ma litości – jadą z rozwodami, wielkościami penisów, zwężaniem pochew i waginoplastyką przeplataną widokiem stringów wciśniętych pomiędzy nabrzmiałe od silikonu damskie lub męskie pośladki. U nas podobno by to nie przeszło, no ale to chyba prawda, bo czego się spodziewać po kraju, gdzie rozdzielono osiołki w ZOO, bo przeszkadzał widok ich zbliżeń lokalnej pani polityk…

    Syntetyzując – nasze media (w przeważającej większości z wyjątkiem nielicznych wyjątków) ładują do percepcji społeczeństwa normalną sraczkę medialną, a w przerwach pomiędzy pompowaniem pod ciśnieniem tego szlamu dokonują sprytnych manipulacji – szczególnie akcentując pewne sprawy, wyciszając inne, a jeszcze inne zupełnie przemilczając skazując na zapomnienie. Jednakże pewne sprawy nasze media są w stanie tak przedstawić, że nawet nacjonalistyczna organizacja faszyzujących terrorystów, dokonująca nielegalnego zamachu stanu w sąsiednim kraju, pomimo ludobójczej historii na kartach swojego ruchu do których zupełnie jawnie się odwołuje – potrafi być przedstawiana jako postępowa grupa zbuntowanej młodzieży, która walczy o wolność, demokrację i lepsze jutro dla swojej Ojczyzny.

    Ponieważ manipulowanie moderowanym przekazem dominuje, niezwykle ciężko jest cokolwiek innego – zwłaszcza obiektywnego przekazać opinii publicznej. Znający języki obce mają łatwiej, bo mają dostęp do względnie obiektywniejszych mediów globalnych, gdzie przynajmniej wyłapując różnicę pomiędzy akcentami na sprawy międzynarodowe jaki kładzie świat, a jaki kładą nasze media – można zorientować się, że coś z naszym przekazem (podkreślmy – nie wszystkich mediów tylko ich dominującej części jest nie tak). Poza tym dochodzi jeszcze spowolnienie czasowe – często to, co u nas jest podawane jako informacje ze świata, miało miejsce dzień lub dwa dni temu! Ile stacji ma swoich korespondentów transmitujących wystąpienia ważnych polityków w Brukseli? Jakieś media w ogóle wpadły na to, żeby rozmawiać na poważne tematy dotyczące Polski także z innymi politykami unijnymi w innym języku niż polski, a najlepiej w ich ojczystych językach? Mniejsza z tym, nie wchodźmy w szczegóły – ważne, że fajnie się transmituje sylwestra, albo ważne wydarzenia z plaż mazurskich lub nadmorskich. Co kogo obchodzi rzeczywistość? Przecież można ją po prostu zdefiniować – i niestety większość redakcji tak robi, po prostu kreując rzeczywistość lub twórczo dodając od siebie, tak że komentarzami zastępuje wydarzenia. To największa zbrodnia, nawet większa od przemilczania faktów. Niestety to nasza codzienność jest.

    Jedynym sposobem na uratowanie naszego kraju jest tylko rozbicie homogeniczności medialnego mainstreamu! Bez pojawienia się realnie konkurujących ze sobą pod względem przekazu mediów głównego nurtu – w ogóle nie ma mowy o prawdziwości tez o tak propagowanej przez naszych polityków wolności. Nie ma wolności bez dywersyfikacji źródeł informacji – konkurujących ze sobą! My mamy mizerne agencje informacyjne, będące po prostu kalkami informacji z zachodniego mainstreamu, telewizję publiczną, która nie powinna istnieć bo jest przeżytkiem komunistycznej epoki (bądźmy konsekwentni) oraz kilka stacji i redakcji prywatnych wydawców, przeważnie z dominującą zawartością kapitału zagranicznego, który decyduje przecież o obsadzie prezesów i redaktorów naczelnych. Problem polega jednak na tym, że to że mamy wiele mediów – z różnymi logotypami – to wcale nie oznacza, że mamy dostęp do wielu kanałów przekazu. Dominująca większość z głównych mediów – mieli niestety tą samą papkę, jedynie różniąc się wielkością biustu i kolorem włosów prowadzącej lub stopniem skretynienia prowadzącego. Radio się prawie nie liczy, prasa i Internet – to nieco inna bajka, ale ze względu na dominację specjalizujących się w wyjątkowo cuchnącym szlamie brukowców – generalny obraz jest porażający. Przykładowo nie da się u nas wziąć do ręki codziennej gazety z sensowną informację tego, co działo się poprzedniego dnia w parlamencie – uwaga – nie o tym kto, jak i na kogo napluł – nie ma znaczenia co powiedział jeden czy drugi pan poseł lub pani posłanka – chodzi o relację z tego co się działo. Żeby to zrozumieć warto sięgnąć do poważnej prasy brytyjskiej lub tej amerykańskiej, która relacjonuje prace parlamentu. Tam mamy doskonale opisaną dyskusję, główne wątki, kto za czym się opowiadał, pogłębienie wywiadami (nawet telefonicznymi), czytelnik wie na czym stoi, a parlamentarzyści nie suszą zębów do kamery opowiadając dyrdymały, tylko koncentrują się na realnej polityce. Jednakże trzeba byłoby zejść na poziom komisji sejmowych, a to już jest trudne, bo reporter i oceniający jego materiał redaktor prowadzący musieliby cokolwiek „kumać” i z wiedzy ogólnej (że to ważne lub nie) i z wiedzy dziedzinowej – a to już jest prawie niemożliwe. Więc jest jak jest, poza tym to by i tak nikogo nie zainteresowało – lepiej dać zdjęcia niech sobie ludzie klikają nabijając „klikalność” – opatrzone jakimiś durnowatymi komentarzami.

    Bez dywersyfikacji źródeł przekazu, bez wyraźnej konkurencji pomiędzy dziennikarzami i redakcjami – nie będzie mowy o tym, żeby ludzie otrzymywali obiektywne informacje do oceny. Nie będzie wolności – będzie czysta fikcja. Chyba, że zdarzy się cud i wejdzie do Polski jakieś olbrzymie globalne medium i stworzy od nowa redakcję i przefiltruje źródła pod względem gradacji ważności przekazu? Autor spacerując kiedyś po parku skaryszewskim – usłyszał od wróbelków ćwierkających taką informację, że będzie to możliwe dopiero jak odejdzie z polskiego życia publicznego pewien Ojciec wszelkiego zła, które wydarzyło się w polskich mediach po 1989 roku, poczynając od środków założycielskich na jego „gazetkę”, które dziwnie wyłaniają się z mroku końca PRL-u i przechwycenia, czy też podziału majątku pewnych organizacji a na sprawach niszczenia ludzi, przy pomocy dyktafonów (i nie tylko) kończąc.

    Jest jednak szansa w postaci rozwoju technologii – być może nowe media same ukształtują swoje zasady funkcjonowania – pod wpływem specyfiki dostępności nowych platform komunikacji elektronicznej nad którymi państwa nie mają pełnej kontroli, ponieważ technologia wyprzedza ciągle umysły cenzorów. Pożyjemy zobaczymy, w każdym bądź razie „Obserwator Polityczny” pozostanie tą niewielką wyspą wolności i obiektywnego przekazu, tak długo jak to tylko będzie możliwe.

    Rosyjskie tłumaczenie tekstu [tutaj]