- Historia
Palę Ustawy!
- By FRINGILLA
- |
- 01 stycznia 2015
- |
- 2 minuty czytania
W firmie, w której pracuje moja córka, każdy pracownik tego biura projektów dostał rok temu bożonarodzeniowe zadanie. W związku z przenosinami biura do nowych pomieszczeń okazało się, że nie ma, co zrobić z ogromnym archiwum. Ktoś z szefostwa wpadł na pomysł by poprosić pracowników o indywidualną „utylizację” gromadzonej przez dziesięciolecia dokumentacji. Mojej córce przypadły prawie 2 metry sześcienne „makulatury”. Córeczka pomyślała, że mnie tym bardzo uszczęśliwi, więc chcąc nie chcąc udało się to jakoś zapakować do auta i upakować w zgrabny stos obok kominka…
I w taki to sposób już drugą zimę ogrzewam dom nie tylko drewnem, ale i makulaturą. A trzeba przyznać, że palenie makulaturą – najlepsze są książki telefoniczne i inne takie „cegły” – jest niezwykle przydatne. Dzięki „makulaturze” żar jest podtrzymywany przez tak długi czas, iż przez tydzień lub dłużej – tylko dokładam drewno do kominka i opróżniam popiół jak już się zaczyna wysypywać… Po prostu dołożenie jednej czy dwóch makulaturowych „cegieł” przy ostatnim „załadunku”, powiedzmy o 22-giej daje taki efekt, że rankiem wystarczy „poszturać” pogrzebaczem by od odkrytego żaru rozpaliło się pięknie dokładane drewno…
Ale zboczyłem z wywodu, bo wszak nie miał być to poradnik dla użytkowników kominków, choć powinienem może opisać kilka porad, na przykład o tym jak obudowanie mojego kominka cegłą szamotową i wymurowanie zgrabnej ścianki z gliny i kilku starych kafli w sposób wręcz cudowny usprawniło całą instalację kominkową?
Wracając do „makulatury”, którą codziennie wrzucam do kominka, nie byłbym sobą gdybym nie przeglądał, co tam ginie bezpowrotnie w ogniu. Są to głównie Polskie Normy, podręczniki i poradniki branżowe oraz pięknie oprawione roczniki Monitorów Polskich, czyli nasze Sejmowe Ustawy.
I przyznaję, że przeglądając te papierzyska a co ciekawsze rzeczy skrzętnie składając na pamiątkę lub do późniejszego przeczytania, stwierdzam że ten kawałek historii polskiej myśli technicznej i ustawodawstwa mógłby być podstawą kilkunastu prac magisterskich, kilku doktoratów lub powinien być uhonorowany jakąś ciekawą książką…
Bo co nam „opowiadają” suche „Polskie Normy”? Ano to, że normy z początku lat 60-tych obrazują stan naszej ówczesnej gospodarki. Mamy normy na młotki, gwoździe, szyny, jakieś pierwsze prymitywne urządzenia. Potem widzimy coraz więcej ciekawych norm pod koniec tej gomułkowskiej dekady, by wyraźną cezurą przemiany politycznej roku 70-tego odkryć farby, budownictwo, cement, elektronikę. Pojawiają się normy dotyczące badań urządzeń i produktów, normy jakości i bhp. Coraz grubsze tomiska norm ujawniają nam potęgę naszego przemysłu – normy dotyczące maszyn i urządzeń budowlanych, przemysłu stoczniowego, górnictwa, energetyki. I ogromna ilość norm dotyczących przemysłu chemicznego. Pojawiają się informacje z dziedziny motoryzacji, maszyn rolniczych, przemysłu spożywczego i petrochemicznego. Silniki spalinowe i elektryczne, pompy, generatory, maszyny włókiennicze, wagony motorowe, – czyli obecne „szynobusy”…
Lata 80-te to już prawdziwy „świat”. Elektronika, informatyka, robotyka, biotechnologie i sporo norm dotyczących badań i metodyki kontroli oraz jakości różnych procesów i produktów. I znów wysyp norm „chemicznych”, ale pisanych jak dla mnie coraz bardziej niezrozumiałym żargonem. Sądzę, że i badacz polszczyzny też by na podstawie naszych norm mógłby jakąś „profesurę” zrobić. Przeważająca liczba norm pisana jest językiem niezwykle klarownym, prostym i zrozumiałym, by od połowy lat 80-tych wraz z coraz bardziej szczegółowymi informacjami tracić tę klarowność i wchodząc często w specjalistyczny język i słownictwo „branżowe”…
Całkiem podobną ewolucję przechodzi język ustaw sejmowych. Przez lata 70-te i 80-te jest to język klarowny, wcale nie „prawniczy”. Teksty pisane są niezwykle zrozumiale i prosto. Żadnych takich potworków spotykanych w obecnych „płodach” Sejmu, gdzie jest kilka punków mało czytelnie i na chybcika skleconych a potem ogromna ilość odnośników do zmian w innych ustawach… Przełom następuje wraz z tak zwaną „wolnością”. Widać różnice gołym okiem – następuje nagły przeskok do znanego nam bełkotu od tej Wilczkowej ustawy, która nie tylko pchnęła Polskę w nowym kierunku, co wykorzystali skrzętnie ci co zawłaszczyli władzę, ale pozostanie na zawsze wzorem jasności myśli, precyzji słowa i symbolem wolności obywatelskiej i gospodarczej. A przypominam, że ustawa ta przyjęta 23 grudnia 1988 roku zaczynała się, brzmiąc niczym poezja:
„Podejmowanie i prowadzenie działalności gospodarczej jest wolne i dozwolone każdemu na równych prawach, z zachowaniem warunków określonych przepisami prawa”.
Musze przyznać że „temat ustaw” tak mnie zainteresował że pozwoliłem sobie któregoś wolnego dnia na kilkugodzinna „kwerendę” po Dziennikach Ustaw jakie są dostępne na stronie Sejmu (na przykład http://dziennikustaw.gov.pl/du/1986/s/48). Może ta mało pożyteczna i nużąca oczy praca była niepotrzebna? Może… Ale uświadomiła mi moją niewiedzę na temat ogromu prac legislacyjnych jakie zostały wykonane po roku 1981 przez ekipę Generała Jaruzelskiego. Dostosowywanie naszego prawa do prawa międzynarodowego, umowy pomiędzy Polską a wieloma krajami. Ekologia, sprawy pracownicze, powstanie Trybunału Konstytucyjnego, przekształcanie Głównej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w IPN, prawo atomowe, prawo o drobnej przedsiębiorczości (pierwowzór ustawy Wilczka), o kredytach dla młodych małżeństw i zasadach ich umarzania, o firmach z kapitałem zagranicznym, bardzo mądra ustawa o FOZZ – to są tylko niektóre sprawy, jakie tu podaję z ogromnej liczby ustaw o fundamentalnym znaczeniu w państwie „niby-kapitalistycznym” – jakim miała się stać Polska po roku 1990 – według ekipy Generała.
Co ciekawe, widać że w czasie procesu legislacyjnego powstawały błędy i pomyłki. Ale były niezwykle szybko poprawiane, – bo już w kolejnym Dzienniku Ustaw był stosowny ślad wniesionej poprawki. Według mojej oceny – najbardziej przełomowe w naszej legislaturze były lata 1984-1985.
Najbardziej zadziwiająca sprawą był szereg ustaw i zmian ustawy podstawowej z dnia 23 czerwca 1983, która przewidywała różne scenariusze przekształcania, sprzedaży części przedsiębiorstw państwowych oraz upadłości takich przedsiębiorstw…
Muszę też po latach uderzyć się z pokorą we własne piersi…
Jako student i mimowolny uczestnik „polskiego majdanu” – oczekiwałem tak jak większość naszego jeszcze świadomego społeczeństwa na wprowadzenie „stanu wojennego”, który przyjąłem z wielką ulgą. Niestety – potem miałem za złe Generałowi – że tak mało robi w dziedzinie gospodarki kraju. Dopiero teraz, po tylu latach uświadamiam sobie jak tytaniczną pracę wykonała ekipa Generała…
Bez tej biurokratycznej pracy, pokonywania oporu materii urzędniczego i partyjnego konformizmu – nie udałoby się płynne przejście od gospodarki socjalistycznej do kapitalistycznej. Z tym, że Generał i jego Ekipa tworząc podwaliny nowego systemu gospodarczego nie przypuszczali jak perfidnie polskie społeczeństwo zostanie oszukane, – bo nie tak to miało wszystko wyglądać. Ale teraz już wiemy, – choć wiedza to bardzo bolesna, – że „kapitałowi” nie można absolutnie wierzyć i choć „trzecia droga” była wtedy (a może i teraz byłaby) możliwa, to tylko na warunkach polskiej racji stanu i prymatu dobrobytu polskiego społeczeństwa nad dobrem „wuja” kapitalisty…