- Paradygmat rozwoju
Umowa społeczna z jaką rozpoczęliśmy transformację już nie obowiązuje
- By krakauer
- |
- 25 grudnia 2014
- |
- 2 minuty czytania
Rządzący mogliby przestać udawać, że coś takiego jak umowa społeczna dotyczy ich jedynie w części egzekwowania obowiązków od ogółu, ewentualnie, że jest gumowata i można ją sobie swobodnie rozciągać np. do 67 roku życia, czy robiąc z Polaków niewolników tyrających bez prawa do wynagrodzenia za nadgodziny po zmianach w Kodeksie pracy! Społeczeństwo mamy wytrzymałe, ale każdy umie liczyć pieniądze i co najważniejsze przeliczać swój czas na złotówki – odejmując podatki.
Nie można udawać, że nie czytało się „Umowy społecznej” Jana Jakuba Rousseau, a jeżeli nawet nie czytało się jego prac, to na pewno można było się z zawartymi w nich koncepcjami spotkać się w wielu innych publikacjach dostępnych publicznie praktycznie bez żadnych ograniczeń. Rousseau spoglądał na problematykę polityczną i moralność z punktu widzenia normatywnego – „Człowiek urodził się wolny, a wszędzie jest w okowach” (Jean-Jacques Rousseau, Umowa Społeczna Warszawa 1966, s.9). Wizja społeczeństwa, jaką nakreślił Rousseau legła u podstaw ideałów Wielkiej Rewolucji Francuskiej, jak również później wraz ze zdobyczami cywilizacyjnymi epoki Napoleona zakorzeniła się na trwałe w Europejskiej myśli prawnej i społecznej. Żaden europejski monarcha nie mógł już mówić o sobie, że jest „z bożej łaski”, z przekonaniem, że ciemny ludek ma w to uwierzyć, reakcja jaka zapanowała po Kongresie Wiedeńskim nie zniweczyła zdobyczy rewolucji, jakie właśnie wykiełkowały w myśli Rousseau, zostały rozniesione na bagnetach karnych pułków imperatora i chętnie jak się okazało przyjętych przez masy, a przede wszystkim przez nową klasę rządzącą – burzuazję. Nikt na poważnie przez ponad 200 lat nie odważał się podważyć umowy społecznej w Europie, do czasu rządów pana Donalda Tuska, który udał, że umowa społeczna go nie obowiązuje i bez realnych konsultacji społecznych jak również bez poważnej dyskusji publicznej – podwyższył części Polaków (tej nieuprzywilejowanej) wiek emerytalny do lat, których niewielu doczeka.
Wychodząc z okresu Polski Ludowej nasze społeczeństwo uwierzyło post-solidarnościowemu establishmentowi, przyjmując na wiarę – za pewnik, to o czym mówili wielcy ojcowie początków transformacji, którzy zaprogramowali nasz kraj na neoliberalną modłę. Naród na poważnie, pomimo totalnego upodlenia i licznych poświęceń związanych z reformami – jak dotąd, do dnia dzisiejszego się ani razu nie zbuntował na poważnie, systemowo, tak jak potrafi. Owszem były różne niepokoje, ale generalnie nie znalazła się siła polityczna podważająca sens transformacji, ludzie wyrazili wolę – likwidacji socjalizmu i oparcia ustroju społeczno-ekonomicznego na relacjach kapitalistycznych, a konkretnie w formule socjalnej gospodarki rynkowej, aczkolwiek co to jest w naszym wydaniu – nie wiadomo. Wiadomo natomiast, że z niemieckim modelem „Soziale Marktwirtschaft” ma nasz model tyle wspólnego, że też mamy Volkswageny dostępne dla każdego dosłownie „od ręki”, ale przeważnie mają po 10 lat i 250 tyś. kilometrów przebiegu na liczniku.
To pan Donald Tusk odpowiada politycznie za złamanie tej umowy społecznej, albowiem system emerytalny jest jej kwintesencją, to znaczy – emerytury i inne świadczenia socjalne jakie obywatel ma prawo uzyskać od państwa, to jest nie tylko istota ale wręcz suma wynikowa wszystkich działań państwa. Bez gwarantowania świadczeń socjalnych doprowadzilibyśmy do pełnego atawizmu i rozkładu poczucia wspólnoty państwowej szybciej niż kiedykolwiek. Wynika to z natury ludzkiej, ponieważ zdaniem każdego – coś mu się od państwa należy, tym czymś ma być opieka zdrowotna, renta w przypadku niezdolności do pracy i emerytura będąca fundamentem naszego ładu społecznego, w którym ludzie się godzą pokornie podporządkowywać systemowi. Pan Tusk tą równowagę, te oczekiwania społeczne zaburzył w tym znaczeniu, że przeprowadzone reformy – de facto oznajmił z zaskoczenia (formalnie pod względem przestrzegania litery prawa w zakresie konsultacji nie można mu niczego zarzucić). Ludzie nagle się dowiedzieli od sąsiadów i znajomych, bo mało kto czyta gazety lub słucha programów publicystycznych, że oto mają pracować dłużej. Wywołało to w społeczeństwie wściekłość, zwłaszcza dlatego, ponieważ nadal są liczne grupy społeczne uprzywilejowane pod względem emerytalnym, które de facto – patrząc od strony bilansowania się systemu – pasożytują na dłuższej pracy milczącej i wykorzystywanej większości.
Błąd pana Tuska polegał na tym, że nie przeprowadził tej zmiany delikatnie – zaczynając od przedstawienia logiki wewnętrznej systemu, nie mówiąc wprost co, jak i dlaczego, a co najważniejsze – nie likwidując nierówności społecznych. Gdyby zaczął od dyskusji i np. przeprowadził referendum pod hasłem – czy jesteś za likwidacją wszystkich przywilejów emerytalnych (z wyjątkiem przypadków chorób szczególnych itp.) oraz zrównaniem wieku emerytalnego dla kobiet i mężczyzn do 65 roku życia – czy też godzisz się na zachowanie przywilejów dla grup uprzywilejowanych i powszechnym podwyższeniem wieku emerytalnego dla reszty społeczeństwa do 67 roku życia (z opcją dalszego wydłużania tej granicy) – to by wygrał każde wybory. Co więcej nawet stałby się politykiem, którego społeczeństwo szanuje. Tymczasem ten pan wybrał wierność swojej neoliberalnej ideologii oraz establishmentowi, wobec którego musi być lojalny.
Obecnie ponieważ realia funkcjonowania w naszym państwie zostały tak brutalnie zmienione, trzeba na nowo ustalić, na co społeczeństwo się zgadza, a na co nie. Ponieważ inaczej grozi nam rozpad społeczeństwa na bogatą i świadomą elitę oraz bogatych tą elitę obsługujących oraz czerń, oddzieloną od elity systemem represji prawnych i prześladowania metodami państwa policyjnego. Nad całością zapanują ogłupiające „masy” media, oferujące prymitywizację charakterów w wyniku nawet mimowolnej konsumpcji para-kultury, którą wtłaczają do umysłów społeczeństwa.
Ludzie muszą wiedzieć do czego państwo się zobowiązuje – to nie może być tak, że owszem leczymy zęby, ale nie przednie! Tak się nie da zbudować zaufania do państwa oraz bezgranicznego oddania. Naprawdę za taką Polskę jak dzisiaj, która bardziej uciska ludzi prawnie i zniewala ekonomicznie niż stwarza możliwości i gwarantuje bezpieczeństwo oraz tożsamość zasada dla wszystkich (bardzo ważny fundament każdego systemu) – niewielu chciałoby się poświęcić, bo zadają pytanie „k., w imię czego?”.
Niestety rozkład społeczeństwa postępuje, gdyż elita nie liczy się z ludźmi, najbardziej boli to jak spuszczono w kiblu godność i honor starszych pokoleń, tych które odbudowały Polskę, budowały PRL oraz – tego pokolenia obecnych „młodych” 60-latków, którzy 25 lat temu mieli po 35-40 lat i to na nich SPOCZYWAŁ GŁÓWNY CIĘŻAR CIOSÓW TRANSFORMACJI JAKIE NASZE SPOŁECZEŃSTWO DOSTAŁO OD WOLNEGO RYNKU! Co dzisiaj mają – mizerne emerytury, których nie mogą się doczekać, a jeszcze pan Tusk spowodował, że będą czekać dłużej? Opiekę zdrowotną, o której lepiej nie myśleć w Święta, żeby sobie nie psuć nastroju? Stare samochody? Małe mieszkania? Najwyżej jedno dziecko lub dwoje… (w Anglii)? Niskie oszczędności – jeżeli w ogóle dali radę? Inni są równie poszkodowani, jednakże tym ludziom, nawet nikt nie powiedział po prostu „dziękujemy że wytrwaliście”, albowiem początek lat 90-tych to był prawdziwy horror, którego lepiej żebyśmy nie pamiętali. Wiele starszych osób pamiętających jeszcze realia niemieckiej okupacji, twierdziło że łatwiej żyło się „za Niemca”, albowiem były jasne i znane powszechnie zasady (za większość przewinień kara śmierci, w opcji łaski – roboty przymusowe w Rzeszy), a o zaopatrzenie podobno było łatwiej przynajmniej do połowy 1944 roku.
Strasznie nasze społeczeństwo ucierpiało na transformacji, niestety cierpimy dalej – właśnie przez tak nieprzemyślane ruchy jak te „wielkie reformy” rządu Pana Tuska, wręcz nie da się zrozumieć powodów, dla których tak bardzo im się nie udało przeprowadzić reform pro-społecznych albo za akceptacją społeczeństwa – silnie pro-rozwojowych.
Umowa społeczna z jaką rozpoczęliśmy transformację już nie obowiązuje. Potrzebujemy nowej, konkretnych zobowiązań państwa – polityków i establishmentu (potrzebny konsensus sił politycznych), co do niezmienności pewnych składowych naszego społeczno-ekonomicznego paradygmatu. Inaczej, jeżeli to nie nastąpi to nie można się dziwić, że ludzie coraz bardziej mają dość. Tylko czekać, aż pojawi się prawdziwa partia protestu…