- Soft Power
The Interview czyli jak skończył się amerykański sen
- By krakauer
- |
- 23 grudnia 2014
- |
- 2 minuty czytania
Zabawne, ale zarazem porażające – sprawa trywialnego filmu, w istocie raczej nieskomplikowanej fabularnie komedii, o prostym dla widza przekazie „The Interview”, okazała się problemem rangi międzynarodowej. Pojawiły się oskarżenia ze strony największego w swoim mniemaniu supermocarstwa termonuklearnego na świecie, że mały i wynędzniały ekonomicznie kraj, gdzie ludzie głodują – dokonał informatycznego ataku i w jego wyniku wpłynął na swobodę postępowania jednej z najpotężniejszych amerykańskich firm, zarazem twórcę kultury, jej dystrybutora no i co chyba najważniejsze giganta biznesu.
Wydarzenie jest bez precedensu, albowiem chodzi o Koreę Północną, kraj od dawna będący na celowniku amerykańskiej potęgi. Ponieważ nic nie wiemy o szczegółach sprawy, a oficjalne władze koreańskie raz zaprzeczają, jakoby to miały cokolwiek wspólnego z tym przestępstwem – nawet zapraszając Amerykanów do wspólnego śledztwa, a drugi raz chełpią się sukcesem hakerów. Dlatego z ostrożności trzeba rozważyć inny scenariusz – mianowicie – amerykańskiej celowej lub dokonanej ad hoc prowokacji z możliwością prowokacji ciągnionej, czyli polegającej na wciągnięciu obcych hakerów (szpiegów) w działanie, na które nie mieliby szans bez przyzwolenia i prowadzenia wywiadu prowadzącego. O takim działaniu decydują oczywiście powody polityczne.
Po pierwsze już samo kręcenie filmu, którego wątkiem głównym jest przeprowadzenie zamachu na przywódcę jakiegokolwiek kraju jest podżeganiem do przestępstwa i przykładowo w Polsce jest na to paragraf. Trudno ocenić, czy dotyczy on tylko producenta-reżysera, czy też także nabywcę kopii i dystrybutora? W każdym bądź razie fabuła filmu jest osadzona na wyraźnym przerysowaniu „dobrych i złych Kim-ów”. Przez co bohater przedstawiony w negatywnym kontekście miał pełne prawo czuć się osaczonym.
Po drugie dla zrozumienia znaczenia tego naruszenia międzynarodowej etyki mediów, można sobie wyobrazić film odwrotny, tj. taki którego tematyka dotyczyłaby wywiadu z i przy okazji zamachu na amerykańskiego Prezydenta. Prawie na pewno usłyszelibyśmy jak to groźny może być taki film, jak nie należy popierać tego typu retoryki nienawiści itd. Zapanowałoby święte oburzenie, że oto nagle jacyś źli ludzie z dalekiego kraju chcą tak bardzo osłabić Amerykę, że to terroryści, że afirmując temat robi się mu reklamę, osłabia ducha i moralność sojusznika itd.
Z całości można byłoby się śmiać, gdyby nie zapowiedź „przeciwdziałania” ze strony Stanów Zjednoczonych. Irak nieco wcześniej miał wątpliwą przyjemność zapoznać się z amerykańskim sposobem rozumienia pojęcia – zwalczanie terroryzmu, po tym jak służby Imperium okłamały swoich władców (albo i nie, w każdym bądź razie przekłamały fakty). Co będzie z Koreą? Nie ma co fantazjować, ponieważ zobaczymy za kilka dni – jest możliwe wszystko ze scenariuszem jądrowym włącznie. Nie ma natomiast możliwości przeprowadzenia akcji symetrycznej, bo w tym kraju nie ma powszechnego dostępu do sieci Internet. Poza tym jakikolwiek atak, przede wszystkim pogorszyłby los tamtejszego społeczeństwa, które już wystarczająco dużo cierpi od polityki władz własnych.
W ostateczności można przyjąć, że optymalny byłby atak bronią precyzyjną na samą osobę przywódcy, jednakże do tego potrzeba odwagi, a tej głównodowodzącemu zwierzchnikowi amerykańskich sił zbrojnych po prostu brakuje. Chociaż zdaniem wielu obserwatorów amerykańskiej sceny politycznej ostatnio nastąpiły jakieś zmiany w nastawieniu Prezydenta Obamy do rzeczywistości.
Cała sprawa jest żenująca, bo najpierw jakaś amerykańska firma kręci film o zabiciu przywódcy innego kraju (nie ważne że komedię), ale mimo wszystko film o zabiciu przywódcy – zbrodni stanu, potem szkody doznają producenci filmu, ale ma ona wymiar cybernetyczny i trudno jest jednoznacznie stwierdzić kto stoi za tymi działaniami. Na to wszystko oburza się sam „przywódca wolnego świata” pan Barack Obama, podczas gdy podobny film mówiący o zamachu na jego osobę po prostu nie miałby najmniejszych szans na powstanie, nie mówią już o zobaczeniu go na ekranach kin.
Jednakże Amerykanie będą musieli „coś” przedsięwziąć dla zachowania twarzy, albowiem sytuacja jest dla nich żenująca, gdyż kraj, który nie jest w stanie wyprodukować nawet podstawowej żywności dla swoich mieszkańców – pozbawił amerykański aparat propagandowy wolności słowa i swobody wypowiedzi. Prawda jakie to żałosne? Przecież wystarczyło nakręcić film o bliżej nieokreślonym reżimie, łudząco podobny do oryginału i to wszystko, NIE BYŁOBY problemu. Przecież tak zrobił kiedyś pewien wielki człowiek filmu, nakręcając niezapomniany film o pewnym europejskim dyktatorze, całą różnicą było zastąpienie oficjalnej symboliki dwoma krzyżykami.
Tymczasem to amerykańscy producenci filmowi są winni zamieszaniu i niech sami się z tego wycofają, bez wciągania w aferę graczy rangi międzynarodowej. Przecież to jest bardzo dziwne, żeby nakręcić film mówiący o zabiciu przywódcy innego państwa, dostarczając swojemu rządowi – w wyniku splotu faktów – tym samym powodów – do reakcji w sferze realnej. To naprawdę niesłychanie trudna i skomplikowana sytuacja, w której niesłychanie trudno jest się odnaleźć. W zależności od tego co zrobią Amerykanie – będzie zależał ich prestiż, ale zarazem w ten sposób na nowo zdefiniują granice oddziaływania soft power w sferze międzynarodowej.
Sytuacja jest wyjątkowo ciekawa i należy ją śledzić bardzo dokładnie, patrząc Amerykanom na ręce. Ponieważ ich reakcja może być powodem do poważnego przetasowania w Azji, zwłaszcza jeżeli udałoby się wykazać, że za komputerowym terrorem stoją Chiny.