- Marketing
Niektórzy politycy przekroczyli granice – w bezczelności!
- By krakauer
- |
- 21 grudnia 2014
- |
- 2 minuty czytania
To się nie mieści w żadnych granicach przyzwoitości! Co najmniej dwóch polityków wzięło się na spowiedź publiczną i publiczne przepraszanie za popełnione przewinienia. Jeden jest na tyle społecznie bezczelny, że jeszcze odważył się je enumeratywnie Narodowi wymienić w tekście spod formalnie własnego pióra!
Kim trzeba być i co trzeba mieć w głowie, żeby normalnie do ludzi powiedzieć, że się coś nazwijmy to „źle zrobiło”. Przepraszanie za błędy to mało! Trzeba jeszcze zapłacić cenę i pokryć straty! Co to znaczy, że się po prostu przeprosi za popełnione przewinienia o randze ważącej na racji stanu państwa i życiu milionów Polaków jak np. uzna się za błąd głosowanie w sprawie wieku emerytalnego, czy też żenującą krytykę będącą w istocie wściekłymi atakami na Kościół dominujący? To nie są przewinienia, za które można po prostu przeprosić.
Owszem, polityk może pięknie przeprosić – a następnie podziękować społeczeństwu za zaufanie, złożyć mandat i funkcje a następnie odejść z polityki, przynajmniej na jakiś czas – powiedzmy jednej kadencji. Tymczasem, tutaj nie mamy z czymś takim nic wspólnego – trwa zabawa w przeprosiny, które mają rzekomo posłużyć za katharsis moralno-polityczne i oczyścić polityka z odpowiedzialności za to, że BEZCZELNIE SWOIMI BŁĘDAMI WSPÓŁDZIAŁAŁ W PSUCIU NASZEGO PAŃSTWA PRZEZ OSTATNI OKRES CZASU ZA KTÓRY PRZEPRASZA.
Właśnie, dlatego nie może być przebaczenia, mowy nie ma o żadnym wysłuchiwaniu przeprosin. Tutaj powinno się raczej pomyśleć o karaniu tych ludzi, bo generalnie o klasę polityczną tutaj chodzi a nie jedynie o poszczególne osoby.
Po pierwsze trzeba zacząć od tego, że społeczeństwo nie oczekuje od polityków przeprosin. Wręcz przeciwnie – niech będą butni, ale niech będą skuteczni – niech odnoszą sukcesy w rządzeniu, tak żeby nam się żyło coraz lepiej. Niestety tak nie jest i panowie i panie, którzy partaczyli przez ostatnie lata nie wyłgają się ładnym słowem „przepraszam”, „wiem że źle zrobiłem”. Na to, żeby łyknąć taki „kit” to nie jesteśmy aż tak naiwni, nikt się nie da nabrać.
Po drugie – trzeba być oderwanym od rzeczywistości, żeby przyznawać się do własnych pomyłek i błędów jeżeli jest się politykiem. Nigdy, pod żadnym pozorem, za żadne skarby, chyba że ma się lufę karabinu wroga w ustach – nie można przyznawać się do żadnych pomyłek. Owszem przepraszać można i nawet trzeba, kajać się, klękać, sypać głowę popiołem, biczować, pozwalać oblewać ekskrementami, płakać publicznie – cokolwiek żeby pokazać jak bardzo jest człowiekowi szkoda i jak współczuje, – ale nie można się przyznawać do błędów! Przepraszamy, ale nie mówimy za co, jak już to za kogoś! Nie ma znaczenia, czy mamy do tego mandat, czy nie. To wszystko to i tak teatr, nikt nie będzie pamiętał co się grało tydzień temu, poza takim numerem jak przyznanie się do popełnienia błędów.
Po trzecie, – jeżeli już mówimy o rozliczeniach, to przecież nie jest to nic innego jak samokrytyka, tylko nie na zjeździe partii, ale na blogu czy czymś podobnym, – więc jaką ona ma wartość praktyczną? Czy coś z tego w ogóle wynika w praktyce? Właśnie na tym polega cała sprytność tego całego zabiegu, że nic z niego nie wynika – zupełnie nic, nie ma to żadnego, najmniejszego znaczenia i w ogóle jest równie puste jak nie robienie niczego. Samemu się przyznajemy do błędów, zapominamy o tym, ale zawsze wygodnie możemy przypomnieć otoczeniu, że jesteśmy już prawie święci.
Nie można tolerować bez mrugnięcia okiem takiego zachowania, ponieważ to jest psucie i tak zgniłej polityki. To postępowanie powinno być napiętnowane i należycie ukarane w rozumieniu publicznym. Nie może być, bowiem tak, żeby politycy robili sobie jaja ze społeczeństwa, – jeżeli popełniają błędy NIECH ODCHODZĄ! PO PROSTU NIECH ODCHODZĄ Z POLITYKI I ZAJMĄ SIĘ CZYMŚ INNYM – ŻYCZYMY IM NAJLEPSZEGO. Natomiast nie można zgodzić się na szopkę, w której jeden czy drugi pan pozwala sobie na publiczne wyliczenie swoich błędów, a tak naprawdę prowadzi już kampanię wyborczą. Nie ma na to zgody i nie będzie, nie potrzebujemy nieudaczników, cwaniaków ani farbowanych lisów. Wielka szkoda, że konkretny pan – jeden z drugim nie napisał, co mu się udało i z czego jest dumny! Niestety nie mógł tego zrobić, ponieważ w praktyce nikt nie ma żadnych pozytywnych osiągnięć, które miałyby znaczenie systemowe, czyli nadawałyby się do publikacji. No, a na łykanie prymitywnego marketingu politycznego, czy też marketingu relacji publicznych to ludzie już w tym kraju są zbyt mądrzy.