- Religia i państwo
Zaangażowanie polityczne Kościoła dominującego
- By krakauer
- |
- 17 grudnia 2014
- |
- 2 minuty czytania
To zastanawiające, ale kim tak właściwie stają się hierarchowie Kościoła dominującego, jeżeli opowiadają się po jednej ze stron sporu politycznego? Konkordat mówi wyraźnie o rozdziale, co więcej nawet w Ewangeliach mamy przekaz Chrystusa, który wyraźnie mówił o oddzieleniu tego co cesarskie od tego co boskie, co więcej – w pewien sposób unikał w całym swoim posłannictwie przywiązywania znaczenia w ogóle do zajmowania się sprawami doczesnymi, nakazując koncentrację na życiu wiecznym, jednakże przez współczesnych był uważany za kogoś w rodzaju „niebezpiecznego rewolucjonisty” – kwestionującego ówczesny porządek społeczny, polityczny, ekonomiczny i religijny we wspólnocie.
Taki był model przedstawiony przez Mistrza, takie są oficjalnie ustalenia międzypaństwowe z szefem wszystkich hierarchów. Z wykonaniem – wcieleniem w życie wydaje się prostych ustaleń oraz uniwersalnych wzorców jest o wiele gorzej, ponieważ hierarchowie rezerwują sobie prawo do brania udziału w życiu społeczno-politycznym kraju, ponieważ jak twierdzą – są obywatelami.
Problem w tym, że trudno jest się z tą prostą argumentacją nie zgodzić, każdy obywatel państwa ma pełne prawo brać udział w procesie politycznym, czynne i bierne prawo wyborcze itd. Nie można nikomu odmówić prawa do manifestowania swoich sympatii politycznych, poza szczególnymi grupami, które służą państwu – z oczywistych przyczyn. Natomiast jeżeli ktoś jest malarzem, piekarzem lub księdzem – to ma pełne prawo zarówno do wypowiadania się publicznie, jak i agitowania, czy też nawet kandydowania. Oto jest właśnie wolność słowa i swoboda wypowiedzi w praktyce – dotyczy wszystkich nawet zakonników klauzulowych.
W praktyce oznacza to NIE MNIEJ NIŻ TYLE – że głos ludzi którzy noszą sutanny nie może być POMIJANY, ponieważ mają dokładnie takie same prawa wobec państwa jak inni. Co więcej z racji podwyższonej wrażliwości na dobro, należy się spodziewać, że znajdą posłuch, to znaczy że w społeczeństwie prawdopodobnie są ludzie, którzy zapragną ich słuchać.
Jest jednak druga strona medalu – oficjalni przedstawiciele Kościoła dominującego mają tą komfortową sytuację, że z racji hierarchiczności i terytorialności tej instytucji są automatycznymi liderami opinii publicznej na swoim terenie – przynajmniej dla jakiejś części społeczeństwa, które określa się jako „wierzący”. To implikuje szereg okoliczności, ograniczających prawo oficjalnych funkcjonariuszy Kościoła dominującego do psycho-manipulacji, propagandy, dezinformacji, urabiania opinii publicznej itd. Wierny idąc do swojego Kościoła raczej nie spodziewa się, że będzie przedmiotem manipulacji? Nie chodzi się do Kościoła w celu uzyskania informacji dotyczących kwestii błahych, bo przecież czymże wobec obietnicy życia wiecznego – a przecież, to obiecuje Kościół dominujący i to jest najważniejsze, jest jakaś banalna i trywialna polityka? Jednakże Kościół dominujący w swojej nauce rezerwuje sobie prawo wpływu nie tylko na sumienia ludzi, ale także na wzorce związane z ich życiem doczesnym, żeby mniej grzeszyli i żyli w sposób zgodny z nauczaniem Kościoła.
Nie sposób odmówić przecież Kościołowi prawa do mówienia wiernym – jak mają żyć, czy więc elementem tego nie powinna być kwestia wytycznych politycznych? Często inteligentni oficjalni funkcjonariusze Kościoła dominującego szczebla podstawowego w swoich kazaniach i nawoływaniach do wiernych, czynionych przy okazji oficjalnej liturgii, mówią na zasadzie selekcji negatywnej na kogo „modelowy wierny” nie powinien głosować i wymieniają, jaka partia polityczna – opowiadająca się np. za dopuszczalnością aborcji itd., nie zasługuje na głosy „wiernych” itd. Trzeba przyznać, że jest to bardzo sprytny sposób argumentacji, w zasadzie należy uznać go za w pełni zgodny z zasadami demokracji, gdyż dlaczego organizacja religijna nie ma prawa mówić wiernym – co widzi nieprawidłowego w programach politycznych partii. Można powiedzieć, że nawet jako wierni – tego typu „przestróg”, bo jest to forma ostrzeżenia – możemy oczekiwać od organizacji religijnej, w końcu do tego jest powołana, żeby strzec ludzi przed wiecznym potępieniem. Wszystko jest w zgodzie z doktryną i interesami państwa, albowiem Kościół jest równy prawami z każdą inną organizacją i tak jak ktokolwiek ma prawo odnosić sytuację polityczną do swojego nauczania. Nie ma w tym niczego złego.
Co jednak z sytuacją w której konkretni hierarchowie jednoznacznie opowiadają się np. poprzez deklaracje personalne – w opcji konkretnej partii politycznej, przykładowo wpisując się w jej działania, albo wręcz celebrując na jej użytek obrzędy religijne? Trzeba przyznać, że jest to sytuacja ekstremalna, albowiem w ten sposób dochodzi do wskazań pozytywnych, co popiera w domyśle Kościół, a to jest dla wiernych niekoniecznie czymś dobrym, gdyż nie każdy interesuje się programami, a może mieć własne sympatie lub antypatie i może dojść do postrzegania Kościoła poprzez pryzmat logotypu partyjnego, czyli obniżenia rangi instytucji.
Wnioski – poszczególni funkcjonariusze Kościoła dominującego mają pełne prawo wpisywać się w sposób dowolny w proces polityczny w Polsce. Nie ma żadnych przeciwwskazań wobec obecności duchownych w dyskusji politycznej, zwłaszcza w sprawach dotyczących nauczania Kościoła jak i samego Kościoła. Kwestionowanie tego prawa jest łamaniem Konstytucji, zgodnie z którą wszyscy mamy równe prawa! Kościół natomiast w swojej mądrości i uniwersalności o wiele lepiej czyni jeżeli w swoim opiniowaniu instytucji i zjawisk politycznych ograniczy się do selekcji negatywnej zjawisk, instytucji, czy też ludzi – wskazując wiernym, jakich cech, okoliczności, poglądów i decyzji – nie mogą popierać wyznawcy religii dominującej, bez popadnięcia w konflikt z własnym sumieniem. Tutaj jest rola Kościoła i jego wielkie dzieło, albowiem jako wierzący we wspólnocie – z prawdziwą przyjemnością, a nawet trwogą każdy posłucha o zagrożeniach. Przestróg nigdy mało, zwłaszcza jeżeli mówią je mądrzy ludzie, a oficjalni przedstawiciele Kościoła dominującego przeważnie są warci słuchania.
Trzeba pamiętać także o spuściźnie kilku wielkich ludzi Kościoła dominującego, którzy odcisnęli trwały ślad na sposobie funkcjonowania tej instytucji w naszym kraju.
W konsekwencji problemu nie należy wyolbrzymiać, nawet jeżeli jakiś hierarcha popełni błąd – za bardzo jednoznacznie pozwalając na swoją identyfikację polityczną i zaszufladkowanie z tym związane, to przecież wierni mają własne rozumy, a jak na tą chwilę – karta wyborcza nie wymaga pieczęci parafii.