- Polityka
Dajcie nam człowieka, znajdzie się kilometrówka?
- By krakauer
- |
- 16 grudnia 2014
- |
- 2 minuty czytania
W sumie to niesamowite, żebyśmy wypowiadali się w obronie i na rzecz tego pana, który nigdy nie powinien pełnić żadnej funkcji publicznej w Polsce i jest odpowiedzialny częściowo za błędy w naszej polityce zagranicznej skazujące Polskę na obecną smutną izolację. Jednakże niestety stało się coś niesamowitego, wręcz fenomenalnego, czego nie zauważyły lub nie chciały zauważyć inne media, ale wszyscy o tym mówią. Mamy do czynienia z klasycznym przypadkiem szukania hala, czy też paragrafu na człowieka – prawdopodobnie z pobudek politycznych, to jest po prostu niesłychane.
Chodzi o sprawę „kilometrówek” wobec osoby piastującej obecnie niestety stanowisko Marszałka Sejmu. Złożono na tego pana doniesienia w sprawie rzekomych nieprawidłowości w rozliczeniach wykorzystywania samochodu prywatnego do celów związanych z pełnieniem mandatu poselskiego.
Na koniec marca br., właściwa prokuratura odmówiła wszczęcia śledztwa po zbadaniu sprawy, stwierdzając że ten pan (którego nazwisko nie może paść na naszym portalu z powodów pryncypialnych) nie popełnił żadnego przestępstwa i wykorzystywał swoje auto – w czym nie ma żadnego przestępstwa.
W międzyczasie ludzie, których trudno nazwać mediami przeprowadzili śledztwo i prowokację i wykazali, że samochód tego pana ma mniejszy przebieg od zadeklarowanego do „kilometrówek”, z czego zrobiono „wielką aferę” w mediach, podczas gdy ten pan jak każdy z nas ma pełne i niczym nieograniczone prawo do posiadania kilku pojazdów mechanicznych i z tego prawa korzysta! Więc skończonym idiotyzmem jest badanie przebiegów jednego z jego samochodów i na tej podstawie stawianie prymitywnych zarzutów. Po prostu domaganie się od ministra rządu w Polsce, jakkolwiek szkodliwy by on nie był to po prostu idiotyzm! A co jakby ten pan miał konia i kupował owies? Przeprowadzono by sekcję konia w celu zbadania żołądka, czy zbierano by końskie kupy? To są idiotyzmy, po prostu temat zastępczy i próba zgnojenia człowieka – inaczej się tego nie da nazwać. Nie ma żadnego znaczenia, że ten pan miał do dyspozycji samochód rządowy z ochroną profesjonalistów – problemem jest to, że w ogóle takie coś badamy!
Wczoraj słyszymy, że decyzja o odmowie śledztwa w sprawie kilometrówek była przedwczesna i ta instytucja ponownie przyjrzy się sprawie!
Równie dobrze moglibyśmy rozliczać polityków z ilości kostek cukru jaki zużyli do kawy lub herbaty, albo plasterków cytryny lub serwetek do wytarcia ust! Nikt tego nie widzi, że to jest nawet głupsze i bardziej żałosne prześladowanie niż w przypadku zegarka pewnego pana, który decydował o miliardach za infrastrukturę? Powiedzmy to wprost – ten pan, wobec którego ma być znowu zbadany materiał przez prokuraturę zasługuje, żeby się nim zainteresował Trybunał Stanu i owszem prokuratura, ale z zupełnie innego paragrafu (mamy takie o wojnie napastniczej w Kodeksie karnym), a nie takimi banalnymi drobiazgami jak spalona benzyna czy inne drobiazgi.
Po prostu polityk na pewnym poziomie musi mieć pewne sprawy poza sobą, przecież wymaganie od ministra rządu w Polsce, dodajmy jednego z najważniejszych dla polityki państwa, żeby wpisywał do jakichś tabelek czy w inny sposób, – kiedy, ile przejechał i jaki był stan licznika to jest po prostu skończone skarlenie intelektualne, to jest po prostu szkodzenie państwu. Bo jeżeli rozliczamy takie bzdury – to rozliczajmy też papier toaletowy, jeżeli tylko w ten sposób potrafimy rozliczać ludzi w tym kraju.
Więc siłą rzeczy jest to obrona prawa tego pana do normalnego pełnienia swojej funkcji. Chyba nie ma innego wyjścia i ministrowie i inni wysocy urzędnicy państwowi, którym z racji pełnionej funkcji grozi sankcja stanięcia przed Trybunałem Stanu powinni mieć prawdziwy gabinet, składający się w części z asystentów politycznych, rzecznika prasowego, służb internetowych itd., ale także kwestii nazwijmy to technicznymi, żeby takie nieskończone bzdury jak to ile kilometrów, czym i kiedy przejechali – w ogóle nie wchodziło w sferę ich percepcji. Proszę sobie wyobrazić sytuację, w której przed ważną konferencją międzynarodową, albo w samolocie, zamiast przygotowywać się do niej poprzez np. czytanie analiz politycznych, życiorysów interlokutorów czy też raportów wywiadu – minister w rządzie Rzeczpospolitej wyjmuje sprawozdania i przepisuje zrobione wcześniej komórką zdjęcia stanów licznika.
Czy tego chcemy? Tak mamy zeszmacić to państwo – już sprowadzić wszystko do pełnego absurdu, żeby nic nie miało sensu a ludzie od spraw najważniejszych zajmowali się idiotyzmami ekstremalnymi?
Minister w Polsce powinien miesięcznie zarabiać, co najmniej 100 tyś. złotych, mieć kilku asystentów dobrze opłacanych przez państwo oraz mieć fundusz reprezentacyjny, który byłby absolutnie tajny w wysokości określanej w zależności od tego, czym się zajmuje – a rozliczany w kancelarii tajnej Rady Ministrów – na podstawie faktur lub oświadczeń samego ministra. Przy czym uwaga – nie ma mowy o żebractwie, wiadomo że ktoś taki jak minister spraw zagranicznych ma mieć fundusz reprezentacyjny co najmniej na poziomie 100 tyś,. Euro miesięcznie – dość z dziadowaniem! Jednakże, jeżeli taki minister zapłaci kartą państwową za wino wypite z kolegą z innego ministerstwa – bezwzględnie powinien od razu wylecieć z funkcji, bo to nie jest spotkanie reprezentacyjne. Jednakże do społeczeństwa musi dotrzeć – jakkolwiek to by nie było bolesne, że władza obraca się na takich orbitach, gdzie po prostu trzeba mieć pieniądze! Pieniądze to możliwość działania, niech ci ludzie jak najlepiej służą Rzeczpospolitej!