• 17 marca 2023
    • Społeczeństwo

    Dalsze podwyższanie wieku emerytalnego to byłoby samobójstwo polityczne!

    • By krakauer
    • |
    • 01 listopada 2014
    • |
    • 2 minuty czytania

    Dalsze podwyższanie wieku emerytalnego to byłoby samobójstwo polityczne, swego rodzaju barbarzyństwo ze strony establishmentu i złamanie wszelkich dorozumianych umów społecznych. Niby dlaczego społeczeństwo ma pracować dłużej na emeryturę? Przecież realia są takie, że nawet po 50-tce ciężko jest znaleźć jakąkolwiek pracę, a co dopiero po 60-tce. Nie każdy ma ambicję być pracownikiem ochrony na nocną zmianę za około 2,5 zł netto! Tak się nie da planować przyszłości, a od zbierania papierków w parkach są już zrobotyzowane automaty, nie potrzebujące wcale lub prawie wcale ludzkiej obsługi – i bardzo dobrze.

    Podwyższenie wieku emerytalnego do 67 roku życia i ujednolicenie go dla kobiet i mężczyzn to był bardzo odważny ruch w inżynierii społecznej rządu pana Donalda Tuska. Można się z tym doktrynalnie nie zgadzać, jednakże jest to reforma, która stopniowo zaczyna dotykać ludzi i widać jej negatywne i pozytywne strony. Jeżeli ktoś jest pracownikiem masarni, to na pewno nie jest to dla takiej osoby dobra wiadomość, że do swojej niskiej emerytury musi pracować jeszcze kilka lat więcej, jeżeli sprawa dotyczy kobiety. Natomiast jeżeli jest się urzędnikiem wesoło zajmującym się merdaniem „szczurem od herbaty” w swoim kubeczku – to życie może być piękne, bo dodatkowe lata to przecież dodatkowe pieniądze. To jest istotny problem – zdolność fizyczna naszego społeczeństwa do sprostania wymogom starości. Niestety duża część z nas – nie ma szans po 60-tym roku życia, niestety nie młodnieje i nabyte jak również wrodzone wady i dysfunkcje nasilają się i dają o sobie znać. Co to oznacza w praktyce nie trzeba pisać, ale to są miliony codziennych dramatów w naszym społeczeństwie, w którym mamy tak wiele osób niepełnosprawnych.

    Być może byłoby celowym, takie pomyślenie o skróceniu wieku emerytalnego, żeby osoby pracujące fizycznie, w tym w zawodach o szczególnej uciążliwości – mogły odpowiednio wcześniej przechodzić na emeryturę lub w części na emeryturę, żeby można było im chociaż w ten sposób ulżyć? Najlepiej jakby taka opcja była dobrowolna, to znaczy żeby zależała od woli pracownika, który w zależności od stanu zdrowia i własnych preferencji – mógłby ubiegać się o skrócenie wymiaru czasu pracy oraz wypłatę świadczeń.

    Mówi się jednak i jak wskazują na to doświadczenia krajów bogatszych od nas, średnia przeciętna długość życia w zamożniejszych społeczeństwach się stale wydłuża. Przykładowo w Szwecji mówi się o wieku emerytalnym od progu 75 lat! Co za szczęśliwe i zdrowe społeczeństwo! A nas Polaków zabija bieda, stres i brak perspektyw! Jednakże trzeba być dobrej myśli i starać się myśleć pozytywnie, w tym znaczeniu, że jest bardzo prawdopodobne, że również nasz przeciętny wiek będzie się wydłużał. Co wówczas? Zwłaszcza jeżeli będziemy mieli w kraju jeszcze osoby przyzwyczajone do starego sposobu myślenia o emeryturze? Przesuniemy granicę w górę? Przecież to jest niesamowicie trudne do uzasadnienia z przyczyn społecznych. Jak mamy zmotywować ludzi? Czy w życiu człowieka może być coś stałego? Przykładowo, ta pewność, że państwo od pewnego etapu ich życia weźmie na siebie za nich odpowiedzialność. Mówimy tutaj o dogmatach porządku publicznego, zastępowalności pokoleń i ładu generalnego. To wszystko znika, w miejsce pewności pojawia się niepewność o jutro, o byt, każdy najmniejszy problem urasta do rangi problemów egzystencjalnych.

    Czy my możemy to zrobić ludziom w podeszłym wieku? Powiedzieć, że jeszcze muszą czekać na emeryturę, ponieważ współczynnik stopy zastąpienia wymaga od społeczeństwa dalszych wyrzeczeń? Kto będzie chciał tego słuchać? Jaki bunt społeczno-polityczny zrodzi się z takiego postawienia spraw? Może trzeba podjąć dyskusję o grupach uprzywilejowanych?

    Wraz z wiekiem 67 prawdopodobnie osiągnęliśmy górną granicę społecznej tolerancji, za którą zaczyna się już aktywny opór, ponieważ ludzie mają świadomość, że jedynie nieliczni dożywają tego wieku. Pokazywanie słupków, wykresów i przemawianie o tym, jak to mało się rodzi dzieci oraz jak wielu rodaków wyjechało z kraju – nikogo nie przekona, ludzie będą chcieli osiągnąć wiek emerytalny jak najszybciej.

    Być może rozwiązaniem także częściowym, takim pośrednim kompromisem, byłoby zmienienie kształtu reformy w taki sposób, żeby odejście z pracy po osiągnięciu wieku emerytalnego następowało na wniosek pracownika lub pracodawcy. Tzn., żeby zakończenie stosunku pracy następowało nie automatycznie z mocy ustawy, ale żeby ludzie mieli możliwość realnego sterowania procesem. Jest przy tym oczywistym, że pracujący po przekroczeniu 67 roku życia nie otrzymywałby emerytury, do póki pracuje, ewentualnie otrzymywałby jej część, a kwota emerytury docelowej byłaby jeszcze przeliczana przez współczynniki wynikające z dalszej pracy.

    Rozwiązań trzeba szukać, problemów nie unikniemy, jednakże pomysł zwiększania wieku emerytalnego po równo dla wszystkich powyżej 67 roku życia – będzie nad Wisłą samobójstwem politycznym. Zwłaszcza jeżeli specjalne podsystemy emerytalne dla grup uprzywilejowanych zostaną utrzymane.