- Soft Power
W poszukiwaniu ukraińskiej agentury…
- By krakauer
- |
- 20 października 2014
- |
- 2 minuty czytania
Wiele się w naszym kraju przez ostatnie miesiące wydarzyło, mainstream polityczno-publicystyczny prawie jednoznacznie z wyjątkiem nielicznych chwalebnych i niestety też godnych pożałowania wyjątków opowiedział się jednoznacznie za wydarzeniami, jakie mają miejsce w sąsiednim kraju.
Niestety te wydarzenia mają w niektórych aspektach wymiar takich dramatów jak ludobójstwo, zbrodnie przeciwko ludzkości, obalenie legalnej władzy, faszyzm, ksenofobię i inne przewinienia na koncie. Z tego względu ta jednoznaczność naszego mainstreamu w życiu publicznym musi budzić znaki zapytania, dla jednych od samego początku, dla innych może w końcu się one pojawią jak ludzie sobie doczytają, że same władze kryminalne nowej Ukrainy oskarżają bojowników oddziałów ochotniczych o różnego rodzaju przestępstwa – w tym bandyckiego charakteru.
Jeżeli jednak spojrzymy na wewnątrz-polskie szczucie przeciwko wszystkiemu, co rosyjskie, na próby publicznego zagryzania nielicznych instytucji i osób, którym bliska jest Rosja i czy to apelowały o obiektywizm w naszych narodowych ocenach. Czy też bliskość rosyjskiej duszy nakazywała im upomnieć się o święte prawo rosyjskiego Narodu do wybierania sobie przywódców, którzy prowadzą taką politykę, jakiej ten Naród oczekuje – to widać, że to, co się działo w kraju i jeszcze nadal ma miejsce to nie jest normalne. Ponieważ w tak nienawistny sposób nie zachowuje się naturalnie żadna zbiorowość, zwłaszcza wobec innej zbiorowości, z którą nie ma REALNYCH kontaktów! Nasilenie aktów szczucia i całej przemyślanej kampanii medialnej, realizowanej z wielkim rozmachem głównie w największych mediach w kraju – musi dać do myślenia.
Przede wszystkim trzeba przyjrzeć się tym politykom, którzy wybrali się na Ukrainę – wyrażać poparcie, następnie którzy w kraju apostołowali w ukraińskiej sprawie – zupełnie nie rozumiejąc jej złożoności, kłamiąc bezczelnie Polaków, że Ukraina to kilkadziesiąt tysięcy ludzi na Majdanie i milcząc na tematy związane z dwuznacznością rozgrywającego się tam dramatu. Jest tutaj kilka osób, które wręcz wyróżniały się w „ukrainizacji” polskiej dyskusji publicznej. Uwaga nie chodzi tu nawet o banalne gromadzenie funduszy, czy też pomocy – to zawsze trzeba realizować, ponieważ należy pomagać sąsiadom w kłopotach jacykolwiek by oni nie byli. Problemem jest jednak głębia i jednostronność retoryki niektórych osób, która po prostu poraża i szokuje. Każe zadać pytania, czy ci ludzie są Polakami, bo nawet powszechnie szanowana i czcigodna ukraińska mniejszość narodowa w Polsce – unikała tak ostrej argumentacji, jaką cechowała retoryka niektórych z tych ukraińskich apostołów (ten zwrot ma znaczenie – każdy, kto ma jakieś pojęcie o Ukrainie zrozumie, kogo Ukraińcy nawet w pieśniach określają tym mianem).
W wyniku przyzwolenia ze strony propagandy rządowej nastąpiło pełne zespolenie propagandy ukraińskiej z prezentowaną w większości polskojęzycznych mediów wizją relacji, stosunków i wydarzeń. Schemat czarno-biały, „Putin-szatan”, „Ruscy to diabły”, Katyń itd. Skupiając negatywne myślenie na Rosji, popierano Ukrainę, nie rozumiejąc, że popiera się jedynie jedną część jej społeczeństwa. Zupełnie pominięto kwestie związane ze skrajnym nacjonalizmem ukraińskim, ostrzeżeniami międzynarodowych organizacji żydowskich, co do jednej partii i jej lidera itd. Tutaj nie mogło być przypadków, tak posterowano opinią publiczną, żeby wszyscy uwierzyli w to, że jakaś nadzwyczajna krzywda się dzieje Ukrainie, na którą napadła Rosja, a każdy kto myśli inaczej niż mainstream to wiadomo – agent, zdrajca, w najlepszym wypadku „obrońca Putina”.
Nie dopuszcza się w ogóle logicznego myślenia, które nakazuje, co najmniej przypuszczać, że kraj, w którym toczy się wojna domowa, za wszelką cenę stara się agenturalnie zaczepić w krajach sąsiednich – dla wszelkich możliwych korzyści, w tym możliwości działania – jeżeli tylko stwierdzi w danym kraju np. przeszkody dla własnych interesów.
Ta skala kłamstwa, jaka została nałożona na informacje z Ukrainy przekracza pod pewnymi względami nawet standardy niemieckiej propagandy z czasów wojny, w tym znaczeniu, że mechanizm polskojęzycznej propagandy był tak ogłupiający, że nawet celowe hiperbole – stanowiące doświadczenia medialne w niszowych mediach, traktowano jedynie po tytułach bez zagłębiania się w tekst, podczas gdy nie było to nic innego jak tylko kalka propagandy wojennej lub wręcz ukraińskiej propagandy, ale skierowana w drugą stronę! O czym można się przekonać po prostu włączając Internet i translator języka ukraińskiego.
Skala tego, co w Polsce wtłoczono Polakom do umysłów jest po prostu szokująca. To wydarzenie bez precedensu. Przecież nawet podniesiono medialną rękę na kapłana, który doskonale zna się na naturze relacji ukraińsko-polskich i obliczach ukraińskiego nacjonalizmu, a odważył się od początku dawać świadectwo prawdzie!
Wszystko to skłania do zadawania pytań o to, jak duża jest ukraińska agentura w Polsce. Przy czym chodzi z jednej strony o ukraińskie służby państwowe oraz wspierające je organizacje ukraińskiej diaspory zza granicy. Przecież to nie jest możliwe, żeby nagle prawie cały mainstream życia publicznego w Polsce – stał się wobec Ukrainy bezkrytyczny. Wiadomo, że wszystko można „zwalić na Putina”, jednakże pewne mechanizmy, jak chociażby apel umalowanej atrakcyjnej młodej kobiety z Majdanu – nagrany na wideo i przesłany na cały świat, to już klasyka kolorowych rewolucji. Chyba dziennikarze w Polsce nie są takimi głupcami, żeby uwierzyć we wszelkie banały? Jakoś analogiczne odezwy z Hong Kongu nie rozlewają się po naszych mediach, ludzie się nie grupują na placach i nie machają flagami Hong Kongu, ale w przypadku Ukrainy tak było!
Nie ma przypadków, nigdy – zwłaszcza w takich sprawach jak stanowiący element soft power – rewolucyjny PR. W Polsce z dużym prawdopodobieństwem istnieje siatka ludzi – lansujących sprawy ukraińskie, w sposób skrajnie niekorzystny, bo znieczulający polską rację stanu.
Żeby dodać smaczku sprawie, warto odszukać w Internecie wpisy polskich środowisk prawicowych odwołujących się do tradycji ziem utraconych, które identyfikują luźne opracowania rzekomych ukraińskich organizacji społecznych zawierające scenariusze i instrukcje dialogu społeczno-kulturowego z Polakami. To może nie znaczyć niczego, albo znaczyć bardzo wiele, zwłaszcza że tego typu literatura jest dostępna od początku lat 90-tych.
Reasumując poszukiwanie ukraińskiej agentury w Polsce nie jest sprawą prostą, chociażby dlatego ponieważ około 80% mainstreamu publicystycznego to w domniemanym internetowo języku wywiadu tzw. rezonatory, czyli ośrodki powtarzające raz puszczone w obieg komunikaty, z różną dokładnością, ale na ogół stale i skutecznie, ponieważ wiadomo co dzieje się z kłamstwem powtarzanym wielokrotnie. W takich warunkach niezwykle trudno jest znaleźć źródła opinii, osądów itp. Jednakże zgodnie z zapowiedziami niektórych tytułów prasy prawicowej, lansującej tezy na podstawie tylko jej dostępnych przecieków z rzekomych kręgów służb specjalnych, można mieć nadzieję, że polski kontrwywiad nie próżnuje w kontekście chociażby tylko tych wystąpień Polaków, którzy jawnie popierają podmioty i osoby propagujące ludobójców własnego Narodu.
W tej chwili jednak zaczęło się już dziać to, o czym pisaliśmy na początku sekwencji wydarzeń, otóż bowiem Ukraińcy otrząsnęli się z szoku i zaczynają szukać winnych, którzy wprowadzili ich w tą nieszczęsną sytuację. W niektórych środowiskach zaczynają się oskarżenia wobec Polski i jej polityki, czynione przez tradycyjny pryzmat ukraińskich podejrzeń wobec polskich intencji. Może się, więc okazać, że bardzo szybko władze w Warszawie zostaną oskarżone o np. „brak pomocy”, co będzie trzeba zrozumieć, albowiem ksenofobiczny nacjonalizm zawsze potrzebuje wrogów zewnętrznych. Te procesy już się dzieją, na nic nie zdają się oskarżenia, że stoi za nimi oczywiście „Putin”, skutki obciążają bowiem Ukrainę, a już niedługo doświadczymy ich „wdzięczności”.