- Paradygmat rozwoju
Dlaczego żaden z polskich polityków nie miał odwagi powiedzieć prawdy?
- By krakauer
- |
- 15 października 2014
- |
- 2 minuty czytania
Dlaczego żaden z polskich polityków nie miał odwagi powiedzieć prawdy o konsekwencjach kolonizacji gospodarczej, której przez lata dobrowolnie poddaje się nasz kraj? Natomiast, nie trzeba było wiele, żeby pan Cai-Göran Alexander Stubb – bardzo pragmatyczny i rozsądny premier Finlandii powiedział to, co myśli o amerykańskiej dominacji na globalnym rynku telefonów komórkowych i urządzeń elektronicznych w kontekście oddziaływania amerykańskiej potęgi na mniejsze kraje. Jego słowa o „wykończeniu” ich narodowego koncernu przez amerykańską konkurencję, to oczywiście piękna hiperbola zwracająca uwagę na problemy lokalnej gospodarki w nowych realiach stawianych przez globalizację, jednakże w dzisiejszych czasach nawet takie słowa-gesty się liczą. Przecież konkretni ludzie stracili źródło utrzymania!
Tymczasem to, co spotkało Finlandię, to co najwyżej mikro-ułamek kolonizacji gospodarczej jakiej od 25 lat poddaje się Polska, skazana na likwidację własnego przemysłu i znacznej części kultury przemysłowej, której dziedzictwa nie miał kto objąć, ponieważ rzekomo była przestarzała, niepotrzebna i komunistyczna – [Ruiny Żarnowca pozdrawiają premiera Tuska i całą „post-solidarność”] – tak, jak czeski reaktor jądrowy zakupiony przez PRL dla elektrowni w Żarnowcu i zezłomowany przez rządy solidarnościowe, który funkcjonuje z powodzeniem w jednej z fińskich elektrowni jądrowych do dzisiaj.
Finowie po prostu przegrali w międzynarodowej rywalizacji gospodarczej i tak przynajmniej ocalając dziedzictwo, ponieważ upadający koncern narodowy udało się dobrze sprzedać, a z jego patentów jeszcze długo będą korzystały firmy telekomunikacyjne na całym świecie. Natomiast to, co miało miejsce nad Wisłą, to było celowe, zaplanowane, WYNISZCZANIE I DE-INDUSTRIALIZACJA państwa, którego Naród jest przeznaczony na wyniszczenie, tylko jeszcze mu o tym nie powiedziano a suma kolorowych zabawek, którymi się go otacza jeszcze nie pozwala mu przejrzeć na oczy.
Wystarczy przypomnieć prywatyzacje, likwidacje kolejnych zakładów, nawet całych gałęzi przemysłu, które o dziwo – pomimo takiego samego kryzysu mogły liczyć na pomoc publiczną u sąsiadów (przemysł stoczniowy), no ale w Polsce zarządzanej przez pana Tuska się nie udało! Pamiętamy jednak nie tylko to, ale także wspaniałą ideę prywatyzacji za pomocą świadectw prywatyzacyjnych – to wówczas swój rodowód zyskały wielkie polskie fortuny – prawdziwa dźwignia, prawdziwe wzmocnienie. Do dzisiaj nikt państwu nie powie ile było przebicia na wykupieniu świadectw za np. 1 mln złotych.
Bez względu na wszystko jednak nie da się zrozumieć, dlaczego żaden z polityków o tym problemie nie mówi? Stało się, jak się stało – czas wyciągnąć wnioski i pójść do przodu, wzorując się na osiągnięciach Finów i ich sposobie myślenia. Tymczasem u nas dominuje dalej neoliberalna szkoła doktryn ekonomiczno-społecznych lansowana przez przeważnie największych szkodników sprawy narodowej, że to co było komunistyczne i stanowiło dziedzictwo po PRL-u to było złe, truło środowisko, zużywało wiele energii elektrycznej itd. Owszem, trudno dyskutować z tak jednostronną argumentacją, jednakże to, że takie było, również w Czechosłowacji – wcale nie spowodowało, że Czesi i Słowacy pozamykali swoje huty i zakłady maszynowe przerzucając gospodarkę na produkcję rolną i turystykę! Oni mieli jeszcze bardziej rozbudowany przemysł i udało się im zachować jego najwspanialsze perły, co więcej nawet je rozwinęli w taki sposób, że niektóre z nich – dzisiaj są nawet markami premium w klasie wysoko konkurencyjnych wyrobów przemysłowych jak np. samochody osobowe.
U nas się oczywiście nie dało i NIKT nie widzi w tym problemu, ale biadolić nad emigracją można i zastanawiać się jak ściągnąć tych ludzi z powrotem. Czesi jakoś masowo nie emigrują! Żyją godnie u siebie, może rzeczywiście nie mają jeszcze tak dobrze jak na zachodzie, jednakże dzisiaj poziom życia w Republice Czeskiej naprawdę jest wysoki i zadowalający! No, ale u nas się nie dało.
Potrzebujemy mężów stanu, zdolnych do po pierwsze odrzucenia na śmietnik historii dotychczasowych mylnych doktryn ekonomicznych i społecznych, po drugie – do odsunięcia od wpływu na bieg spraw publicznych dotychczas rządzącej zbankrutowanej moralnie, wizerunkowo i często formalnie elity i po trzecie – posiadających wizję nowego rozwoju. Niestety bowiem, w wyniku popsucia kraju przez rządzących od początku okresu transformacji, trzeba wiele rzeczy w tym sam system funkcjonowania państwa odtworzyć od nowa, to nie jest już kwestia prostej reformy, czy nawet pakietu reform. Tą drogą poszedł kiedyś najgorszy premier w historii państwa polskiego, jego pakiet reform do dzisiaj boleśnie nam wychodzi bokiem. Nazwisko tego pana powinno być zapomniane, więc konsekwentnie nie będziemy go wymieniać. Podobnie próbował poprzedni premier – pan Tusk, jednakże ten miał już świadomość, że z otwartą przyłbicą niewiele zwojuje wobec naszej rzeczywistości, stąd też manewry z wiekiem 67 lat, przejęciem wirtualnych aktywów (czyli skasowaniem części zobowiązań) wobec prywatnych właścicieli funduszy emerytalnych, czy też inne nieśmiałe próby korygowania rzeczywistości. I NIC WIĘCEJ – NIC NA MIARĘ WYZWAŃ!
Dzisiaj, żeby to wszystko próbować naprawić jest już za późno, osiągnęliśmy szklany sufit i możemy po nim drapać pazurami – nic więcej. Z jednej strony trzyma nas suma przyzwyczajeń tworząca naszą rzeczywistość pełną dziwnych samoograniczeń (jeżeli ktoś nie wie o co chodzi, niech porozmawia z jakimkolwiek przedsiębiorcą na temat tego jak mu się prowadzi działalność zwłaszcza w aspekcie kontaktów z urzędami). Z drugiej strony trzyma nas Unia Europejska, która niestety staje się bardziej Bizancjum zakazów lub nakazów o negatywnych konsekwencjach, przez co także staje się trudna w obyciu (kwestia klimatyczna i inne). Gdyby tego wszystkiego było mało, sami uniemożliwiliśmy sobie normalne stosunki między-ludzkie i gospodarcze z największym rynkiem w pobliżu, czyli z Federacją Rosyjską, do której jak się okazuje można nawet sprzedawać jabłka z rzekomo toczącej z nią wojnę Ukrainą, ale z Unii Europejskiej nie – „Ukraińskie Jabłka w moskiewskich supermarketach po 59 rubli i 90 kopiejek za kilogram!” Na tym optymistycznym akcencie chyba należy zakończyć nasze rozważania na temat etyki i prawdomówności większości naszych polityków, nie oszukujmy się i nie miejmy złudzeń. Dla większości z tych ludzi – władza to sposób na zarabianie pieniędzy, a ponieważ niczego nie umieją, teraz już chcą tylko dotrwać do bezpiecznej i wysokiej emerytury. Stąd też, prawie na pewno byłoby błogosławieństwem dla Polski, gdyby to politycy mogli odchodzić na wcześniejszą emeryturę – najlepiej od razu jeszcze przed objęciem urzędu. Tylko, skąd nadejdzie i kiedy ten mąż opatrznościowy? Finom gratulujemy pana Alexandra Stubba!