• 17 marca 2023
    • Ogólna

    Stirlitz – czyli anatomia rosyjskiej duszy

    • By EuroAzjata
    • |
    • 20 września 2014
    • |
    • 2 minuty czytania

    Autor tego tekstu już na wstępie przeprasza tych wszystkich czytelników, którzy z racji młodego wieku, przekonań czy innych okoliczności nie mieli okazji obejrzeć „Siedemnastu mgnień wiosny” – wspaniałego epickiego serialu sensacyjno-szpiegowskiego opartego na powieści Juliana Siemionowa, w reżyserii Tatiany Lioznowej z wybitną, niezapomnianą kreacją Wiaczesława Tichonowa – zresztą powszechnego obiektu niewieścich westchnień od Łaby po Władywostok. Ale skąd te przeprosiny? Ano stąd, że w niniejszym tekście będziemy wielokrotnie odnosić się do fabuły tego serialu – zatem osobom, które jej nie znają – nie pozostaje nic innego jak… przestać czytać, natychmiast sięgnąć po film i… wrócić do lektury.

    „Siedemnaście mgnień wiosny”, znakomicie opowiedziana historia radzieckiego wywiadowcy w III Rzeszy – pułkownika Maksyma Maksymowicza Isajewa, funkcjonującego w Niemczech pod tożsamością standartenführera Maxa Ottona von Stirlitza, wysokiej rangi funkcjonariusza Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy należy bezsprzecznie do arcydzieł radzieckiej sztuki filmowej. Wiele osób ze średniego pokolenia – zarówno Rosjan, Polaków czy innych byłych obywateli tzw. demoludów nie wyobraża sobie dzieciństwa bez „siedemnastu mgnień” pulsujących na czarno-białym ekranie telewizora, bez wspaniałych ujęć filmowych świetnie skompilowanych z materiałami dokumentalnymi. Bez rzewnej muzyki legendarnego kompozytora Michaiła Tariwierdijewa, bez piosenek z tekstami poety Roberta Rożdiestwieńskiego, śpiewanych przez Josifa Kobzona. A przede wszystkim trudno zapomnieć wspaniałą sensacyjną fabułę serialu – za jednym razem zwalniającą nieco tempa pozornymi dłużyznami i monologami wewnętrznymi, aby zaraz potem nagłym zwrotem akcji i skokiem napięcia przyprawiać widzów o drżenie rąk.

    Kultowe „Siedemnaście mgnień wiosny” wkroczyło na ekrany telewizyjne w 1973 roku. W krótkim czasie podbiło serca widzów w ZSRR i błyskawicznie rozprzestrzeniło się na resztę krajów socjalistycznych. Akcja filmu rozpoczyna się w lutym 1945 roku (a więc u schyłku wojny, lecz kto wówczas mógł przewidzieć ile jeszcze ta wojna potrwa?) i trwa aż do kwietnia tego samego roku. „Siedemnaście mgnień wiosny” to siedemnaście dni owej pamiętnej wiosny, kiedy decydowały się losy wojny i całego świata. To czas, kiedy front, który kilka lat wcześniej rozciągał się pod Moskwą, Stalingradem czy Kurskiem, teraz zbliżał się do serca III Rzeszy tak szybko, że – jak to w przypływie wisielczego humoru stwierdził jeden z niemieckich dowódców – można było na front wschodni dojechać już tramwajem. I tej samej wiosny 1945 roku standartenführerowi Stirlitzowi przypada niezwykle odpowiedzialne i wydawałoby się niewykonalne wręcz zadanie, prawdziwe mission impossible. Stirlitz ma rozpracować i storpedować potajemne izolacjonistyczne rokowania pokojowe hitlerowców z Amerykanami, wszczęte sekretnie w Szwajcarii. To właśnie od Stirlitza zależy, czy hitlerowska bestia wyzionie wkrótce ducha pod ciosami Armii Czerwonej, czy też nazistom od Himmlera uda się wmówić aliantom zza Oceanu, że konieczne jest zawieszenie broni na Zachodzie, aby wysiłkiem niemieckim „ocalić całą Europę” przed „Bolszewią”, która pod płaszczykiem walki z Hitlerem rzekomo pragnie zagarnąć cały kontynent. Nie popełnimy chyba tutaj wielkiego tzw. „spoilera”, jeśli zdradzimy, że Stirlitzowi – dzięki strategicznemu działaniu godnemu szachowego arcymistrza, dzięki szczęściu i odwadze – mimo ogromu przeciwności, udaje się dopiąć celu! Negocjacje pokojowe Zachodu z nazistami zostają zerwane!

    „Siedemnaście mgnień wiosny” to ulubiony serial wielu Rosjan, zarówno tych, którzy wchodzili wtedy w wiek męski, jak i współczesnych. To podobno również serial ceniony przez samego prezydenta Federacji Rosyjskiej pana Władimira Putina. Bo w jakimś stopniu Stirlitz, ten na w pół fikcyjny bohater książkowo-filmowy uosabia w sobie uniwersalne, archetypiczne cechy świadomości czy rzec można wręcz rosyjskiej duszy. To ciekawe zjawisko w dzisiejszym świecie – szczególnie w porównaniu z kulturą zachodnią, gdzie „autorytetami” stają się bez przerwy zmieniający się celebryci podpowiadający swoim fanom „wartości” w postaci modnych fryzur czy koloru podkoszulka. A kilka półek wyżej królują farbowani „mentorzy” uniwersyteccy czy też członkowie pożal się Boże rozmaitych think tanków, którzy fundują swoim słuchaczom intensywne pranie mózgu, modelując ich myślenie według własnych „jedynie słusznych” aksjomatów np. z uporem maniaka forsując wizję Rosji zmierzającej do podboju świata. I jeszcze jedna rzecz, którą krytycy czasem wytykali odtwórcy roli Stirlitza. To, że był „aktorem jednej miny”. No cóż, dla ludzi wyrosłych w kulturze amerykańskiej, gdzie roi się od sztucznych uśmiechów, fikcyjnych komplementów, „serdeczności” pozbawionej cienia szczerości – charakterystyczna pokerowa twarz Stirlitza może być ogromnym dyskomfortem.

    Ale wróćmy do samego Stirlitza. Spróbujmy z pietyzmem charakterystycznym dla narracji tego serialu wypunktować te cechy Stirlitza, które można uznać za pewne ponadczasowe przymioty rosyjskiej duszy.

    Punkt 1. Determinacja i skuteczność – to wypadkowa niebywałej inteligencji, opanowania, brawury i… szczęścia, które pomaga tylko najlepszym. Przypomnijmy – już nie wchodząc w meandry fabuły – rozegrana przez Stirlitza partia – to mistrzowska gra dalekowzroczności, próby sił, nerwów i refleksu, co czyni go wobec wroga bezkonkurencyjnym. Zresztą dygresje pokazują, że genialna sprawność Stirlitza wielokrotnie dawała o sobie znać sobie wcześniej. Jest w filmie mowa o tym, że to Stirlitz zręcznie zablokował rozpędzający się program nuklearny III Rzeszy. Przypomnijmy też miły, polski akcent z wcześniejszych dokonań Stirlitza – wspominany często w filmie – ocalenie w styczniu 1945 Krakowa, który to gród w myśl hitlerowskiej taktyki spalonej ziemi miał zostać zniszczony, oczywiście razem z bezcennymi zabytkami.

    Punkt 2. Sztuka samotności – jakże głęboko osamotniony jest Stirlitz! Jak siłą rzeczy musi izolować się od otoczenia, pozwalając sobie tylko na drobne chwile otwarcia, jedynie wobec osób zaufanych albo wobec tych, które jakże trafnie wytypował jako uczciwe i godne zaufania. Samotność znoszona od dekad, samotność wobec samego siebie i innych, bez cienia sprzeciwu czy buntu. Pamiętacie, jak po zbombardowaniu domu małżeństwa telegrafistów Erwina i Kathriny Kinn, samotność Stirlitza wstąpiła na jeszcze wyższy poziom? Stracił najbliższych współpracowników, stracił całkowity kontakt z Centralą. Jest pozostawiony samemu sobie i ta samotność zamiast paraliżować, jeszcze bardziej utwardza jego żelazną wolę i skłania do jeszcze dynamiczniejszego działania. Oto cechy Wielkiej Samotności. Taka samotność jest wspólną cechą wszystkich przywódców od zarania dziejów. Aleksander Wielki, Juliusz Cezar, Fryderyk Wielki, Napoleon, a nawet i Lenin czy Stalin (bo przecież nie wartościujemy tu moralnie jednostek, ale przytaczamy przykłady władców) – każdy z nich mieszkał na swojej własnej bezludnej wyspie samotności. Nawet wśród wiernego otoczenia, wśród oddanych fanatycznie żołnierzy i wiwatujących tłumów. Samotność wobec historii, wobec Boga, wobec narodu i przyszłych pokoleń. Samotność zwycięska i nieustraszona. Samotność rosyjska.

    Punkt 3. Zdolność wyboru mniejszego zła – Stirlitz niejednokrotnie dokonuje dramatycznych wyborów, kiedy musi zwalczyć Wielkie Zło – złem mniejszym. Fanom „Siedemnastu mgnień wiosny” utkwiła zapewne w pamięci słynna scena nad jeziorem, w której Stirlitz rozprawia się z konfidentem Gestapo, bo wie, że działalność sprzedawczyka grozi wpadką i śmiercią w męczarniach wielu ludzi związanych z antyfaszystowską opozycją. Stirlitz w tej scenie jest smutniejszy niż zazwyczaj. Musi to zrobić! Nie ma innego wyjścia. Dokonuje wyboru mniejszego zła, mając świadomość, że to wciąż zło, ale wybór ten jest nieunikniony.

    Punkt 4. Empatia – Stirlitzowi jak najdalej od diabolicznego typa, z satysfakcją przyglądającemu się rozmiarowi zniszczeń zadanych wrogowi. Na widok upadającej w 1945 roku cywilizacji niemieckiej wtrąconej w przepaść przez ludobójczy reżim czuje smutek. Współczuje zwykłym Niemcom, bezbronnym cywilom wciągniętym w piekielną machinę wojny, zdając sobie sprawę, ile niewinnych, nieświadomych, oszukanych istnień ginie z winy oszalałych nazistów. Stirlitz wierzy w Niemców, wierzy w pokój, wierzy w zwycięstwo rozumu i zwykłej przyzwoitości na szaleństwem fanatyzmu.

    Zresztą każdemu, kto z uwagą przygląda się postaci Stirlitza rzuca się w oczy jego niezwykle ciepły, opiekuńczy stosunek do kobiet, bez względu na ich wiek i aparycję. Stirlitz kurtuazyjnie wozi na przechadzkę do lasu sędziwą właścicielkę restauracji, której jest częstym gościem. Stirlitz z niepokojem przygląda się sponiewieranym niemieckim kobietom – ofiarom bombardowań i wojennego chaosu. No i oczywiście Stirlitz walczący jak makiaweliczny lew i wąż w jednej osobie o życie radiotelegrafistki Katii i jej nowonarodzonego dziecka, kiedy to krzycząc podczas połogu Katia zdradziła swoje rosyjskie pochodzenie.

    A ta wspaniała scena krótkiego widzenia się w kawiarni Stirlitza z żoną zorganizowana przez wywiad w 1936 roku? Małżonków połączył tylko wzruszający kontakt wzrokowy. Na nic więcej nie można było sobie pozwolić w ówczesnych warunkach. Jakże to prawdziwe i realistyczne, szczególnie w zestawieniu z tzw. „Bondami” czy też z pewnym polskim serialem o cichociemnych, którym niedouczony scenarzysta każe zaraz po udanym skoku w lesie, rzucić spadochron w kąt i jechać do Warszawy na obiad do rodziców.

    Punkt 6. Wiara w uczciwych ludzi – W filmie dobrowolnym i lojalnym współpracownikiem Stirlitza staje się sędziwy pastor Schlagg, brat niemieckiego antyfaszysty. To on zgadza się na propozycję Stirlitza – wyjazd do Szwajcarii – by rozegrać tam wielki blef – przekonać mediatorów państw zachodnich, że toczące się rokowania amerykańsko-hitlerowskie są niczym innym jak prowokacją niemieckiej strony. Sztuczka udaje się! Mimo krótkiej znajomości wzajemne zaufanie między wytrawnym wywiadowcą a osobą duchowną wydaje się bezbrzeżne. Wiara w uczciwość ludzką w erze Wszechpanującego Zła – to jeszcze jedna cecha Stirlitza.

    Punkt 7. Wytrwałość na posterunku – I wreszcie najważniejsze. Pamiętacie Państwo ostatni odcinek? Zadanie jest już wykonane. Rokowanie Amerykanów z wysłannikami Himmlera zerwane. Stirlitz znajduje się w Szwajcarii. Jest już praktycznie wolny, jego wieloletnia misja dobiega końca. Następuje spotkanie z radzieckim emisariuszem przybyłym z Hiszpanii. Przybysz po pierwsze informuje Stirlitza / Isajewa, że za sukces utrącenia negocjacji hitlerowców z Amerykanami nagrodzono go tytułem Bohatera Związku Radzieckiego. Dodaje coś jeszcze. Zapytuje Stirlitza o możliwość powrotu do Niemiec (w kwietniu 1945 roku!), celem prowadzenia dalszych działań. „O ile to nie grozi niebezpieczeństwem” – zastrzega. Niebezpieczeństwo? Oczywiście, że niebezpieczeństwo nadal istnieje! Jednak Isajew po dłuższym zastanowieniu decyduje się powrócić z bezpiecznej i sielskiej Szwajcarii znowu w samą jaskinię dogorywającej bestii, by ponownie wcielić w skórę Stirlitza i walczyć do końca.

    Tak oto, punkt po punkcie wyprowadziliśmy z postaci literacko-filmowej Stirlitza podstawowe prawidła rosyjskiej duszy. Warto o nich pomyśleć, tak samo jak warto po raz kolejny, a może dla niektórych po raz pierwszy – sięgnąć po „Siedemnaście mgnień wiosny”. Również po książkowy pierwowzór filmu – a przypomnijmy, że powieści Siemionowa o Strilitzu powstało w sumie aż dwanaście!

    Warto rozsmakować się w tej wspaniałej kompozycji nostalgii i sensacji, opowieści o niezłomności duszy w najcięższych czasach. Warto przy tym pomyśleć o Rosji i o jej pryncypiach, które nie uległy zmianie od 70 lat. I nie zmienią się.

    Autor: EuroAzjata