• 17 marca 2023
    • Historia

    „Dziady” – część 44

    • By EuroAzjata
    • |
    • 01 sierpnia 2014
    • |
    • 2 minuty czytania

    Dziady. Ten uwieczniony genialnym piórem Wieszcza, prasłowiański obrzęd zaduszny polegał na przywoływaniu zmarłych przodków z zaświatów, by nawiązać z nimi kontakt i zyskać ich przychylność. Mistyczny, cichy, wspaniały, kameralny rytuał wspólnoty żywych i zmarłych. Czy współczesne „Dziady 44’” odprawiane nad setkami tysięcy ofiar poległych w największej tragedii w historii Polski mają podobny, mistyczny, spokojny, intymny wymiar?

    Można mieć liczne wątpliwości. To pandemonium śmierci sprzed 70 lat, tę dwumiesięczną bieganinę dzieci z niepełnosprawną bronią naprzeciw uzbrojonym po zęby oprawcom, to masakrowanie bombami bezbronnych i bezradnych cywili – czci się u nas często hałaśliwie i niegodnie, albo wręcz konsumpcyjnie.

    Czy masowe płodzenie „powstańczych” filmów, (których realizatorzy i aktorzy nie kryją się zresztą ze swoją dość skąpą wiedzą na temat warszawskiej insurekcji), czy inscenizowanie rekonstrukcji z udziałem żołnierzy-dzieci, czy rysowanie komiksów i graffiti, ba nawet wypuszczanie na rynek kolekcji modowych inspirowanych „powstańczą nutą” – nie jest swoistym wynaturzeniem? Czy to nie urąga powadze zagłady? Czy nie jest to rodzaj niesmacznego happeningu na grobach setek tysięcy? Tak, żyjący uczestnicy Powstania przeważnie nie potępiają takich wytworów wyobraźni, przymykają na to oczy, wiedząc, że czas nie stoi w miejscu, a kultura masowa staje się coraz bardziej jarmarczna. Ale gdyby tak spytać o zdanie zmarłych, zastrzelonych, zmasakrowanych, spalonych żywcem, utopionych w stęchłych kanałach? Czy też przyklasnęliby takiemu stylowi obchodów?

    Nie ma straszniejszej rzeczy niż krańcowe bohaterstwo wynikające z cynicznej manipulacji albo karygodnej naiwności ludzi uważających się za sterników narodu. I nie ma chyba też bardziej niesmacznej rzeczy jak komercjalizowanie tych potwornych wydarzeń, przetwarzanie ich w rodzaj cyklicznego „ludowego festynu”, przedziwnego corocznego karnawału, który z biegiem lat, jakby wbrew upływowi czasu, coraz bardziej się rozpędza.

    Podczas, gdy pamięć przesłaniają łzy. To była zagłada Polaków, Polek i ich miasta.

    Odwoływaliśmy się do obchodów ku pamięci zmarłych wywodzących z wieków zamierzchłych, przedchrześcijańskich. Ale można sięgnąć do niedalekiej przeszłości. Było coś – o ironio – przypadkowo celnego w podejściu do obchodów Powstania Warszawskiego w pierwszym okresie PRL. Ówczesne władze świadome potwornej ofiary krwi ludu stolicy, a zarazem doskonale wiedzące, że za wywołaniem zrywu stały siły innej proweniencji politycznej nie zdecydowały się wprowadzić obchodów Powstania do sfery publicznej. Aż do Odwilży 1956 roku obchody Powstania były właściwe ciche, prywatne, kameralne, jakby własne, nie niepokojone żadną pompą, ani nieobudowane żadnym krzykliwym przemysłem. Praktycznie niezauważalne dla tych, którzy zauważyć tego nie chcieli albo nie mogli. A zarazem wyraziste dla zainteresowanych. Czy tak w powadze i ciszy oddany szacunek nie miałby głębszej wymowy i dzisiaj?

    Proszę nie odebrać tego głosu mylnie. Tu nie chodzi o umniejszanie zasług dla Ojczyzny z bezsprzecznego bohaterstwa żołnierzy i oficerów tego zrywu. To nie zachęta do powrotu do stalinowskiej interpretacji Powstania.

    To apel o takt i odrobinę ciszy. Po prostu – ciszej nad tą Trumną. Nad tą Wielką wypełnioną Ponad Dwustoma Tysiącami Zwłok Niewinnych i Oszukanych Polaków Trumną. Oddawajmy cześć tym unicestwionym istnieniom, ale oddawajmy ją godnie i spokojnie.

    Czcijmy zabitych, ale nie Powstanie, które ich kosztowało ofiarę życia na ołtarzu sprawy narodowej. Oni już zakończyli swoje Powstanie – odmeldowali się tysiącami, dziesiątkami tysięcy każdego dnia sierpnia, września i października 1944 roku. Nie róbmy z nich maskotek, „batmanów” czy „spidermanów” – bo to urąga godności ich pamięci. Nie przebierajmy za zmarłych męczenników pustawych serialowych celebrytów i celebrytek, bo oni za chwilę z gracją porzucą powstańcze mundury – i wskoczą z powrotem w markowe ciuszki, aby na małym ekranie, w zaciszach swoich luksusowych apartamentów albo na parkietach nocnych klubów przeżywać rozterki sercowe godne przedszkolaków.

    1 sierpnia na 70-lecie Powstania ma zapanować nad miastem unikalna rocznicowa „70-sekundowa minuta ciszy”. Niechaj ta cisza i ten spokój zapanuje na dłużej. Od 1 sierpnia aż do 3 października 2014 roku – do ostatniego dnia Wielkiego Cierpienia.