- Ogólna
BZT5
- By FRINGILLA
- |
- 29 lipca 2014
- |
- 2 minuty czytania
Zgodnie z definicją, wspomniane wyżej „BZT5″ to pięciodobowe, biochemiczne zapotrzebowanie tlenu. Dla laików – jest to wskaźnik czystości wody. Im wyższy ten wskaźnik – tym bardziej zanieczyszczona woda, czyli więcej tlenu w danym czasie potrzebują mikroorganizmy by oczyścić tę wodę. Nie jestem specjalistą od gospodarki wodno-ściekowej, ale poznałem to oznaczenie dość dla mnie dramatycznych okolicznościach. Czyli dzisiejszy felieton, znów „historyczny” ale bardziej z doświadczeń mojego Taty. Dziś już przeszło osiemdziesięcioletni emeryt, dawno temu został „rzucony na odcinek” gospodarki wodno-ściekowej w swoim zakładzie pracy. O ile pamiętam to „rzucenie” było jakąś formą kary bo od lat jak rękawiczki zmieniali się kierownicy tego „działu”. Tata nie miał większej praktyki w tej materii, ale zakasał rękawy, poczytał, popytał, zapisał się na kilka kursów i … zaczął „rządzić”. Stwierdził, że i tak nie zagrzeje tu miejsca jak jego wielu poprzedników, a może uda się „cuś” dobrego zrobić? I rzeczywiście, gdzieś po roku czasu pojawiły się efekty. Mniej kar za zanieczyszczenie powietrza, popraw pracy oczyszczalni zakładowej. Wdrożenie swojego pomysłu na poszukiwanie wody i odwierty, w celu zapewnienia zasilania Zakładu i Miasta w wodę.
I już się wydawało, że ta sielanka będzie trwała dalej i Tata stanie się najdłużej „kierownikującym” na tym „odcinku” socjalistycznej gospodarki, aż przyszedł jeden szalony dzień, kiedy wypłynęły ryby! W dosłownym sensie! Było to tak. Zakład miał swoją oczyszczalnię, która „przerabiała ścieki przemysłowe i „bytowe” Zakładu. A „produkt końcowy” szedł do takiego rowu melioracyjnego za Zakładem. Po kilku kilometrach rów ten łączył się się z małą rzeczką czy tez raczej większym rowem i tak to potem sobie powoli uchodziło do Wisły. Już nie pamiętam, czy był to pomysł mojego Taty, czy raczej on dokończył „patent” któregoś z poprzedników. W każdym razie ścieki wychodzące z oczyszczalni nie wprowadzano bezpośrednio do rowu ale wykopano dwa duże „stawy”, z zastawkami, tak że ścieki się przez kilka miesięcy jeszcze „odstawały” w jednym stawie. Jak się już całkiem napełnił, woda była spuszczana do rowu, staw był potem czyszczony a jego rolę przejmował drugi ze stawów.
Aż tu pewnego, pięknego, wydawało by się dnia. Wracam sobie ze szkoły do domu. A Taty jeszcze nie ma z pracy. Mama zapłakana. Pytam co się stało? A Tatę wzięli na komisariat! Co? Jak? Rzeczywiście – po kilku godzinach odwożą ojca do domu. Przyszli razem z nim – dalej go w domu jeszcze maglują. Następnego dnia kolejne wezwania – tym razem już prokurator, potem Komitet Zakładowy i Powiatowy. Koszmar! A o co poszło? Poszło o to że nagle ktoś doniósł że w rowie za zakładem, a potem sprawdzono że aż do samej Wisły płyną ławice śniętych ryb. Więc od razu wiadomo – Zakład wytruł ryby! A jak jeszcze w kolejnym dniu sprawę opisała lokalna prasa. To się dopiero zaczęło! Baliśmy się w domu, że Tata zejdzie nam na zawał. Przez parę nocy nie spał, nie jadł, dni spędzał na różnych „przesłuchaniach” . W tamtych czasach wiele zakładów truło na potęgę. Szczególnie nikt się tym nie przejmował, jeżeli Zakład był ważny dla socjalistycznej Gospodarki.
Mało kto ścigał Wielką Koksownię czy Papiernię o ścieki czy zanieczyszczenia atmosferyczne. Ale dla przykładu czasem należało ukarać winnego. A tu się taki znalazł! Sprawa zakończyła się pomyślnie! Okazało się że rzeczywiście – mój Tata jest winien! To znaczy – swoimi „rządami” doprowadził do takiej poprawy gospodarkę wodno-ściekową Zakładu, że w tych dwóch stawach za Zakładem rozmnożyły się ryby! W dużych ilościach! O czym mój Tata nie wiedział. A jak wydał dyspozycję że należy spuścić wodę z przepełnionego stawu – woda wraz rybami popłynęła do rowu. Niestety – jak potem wykazano, w rowie woda była dużo mniej czysta w porównaniu z „pościekowym” stawem . W związku z czym, rybki zamiast cieszyć się wolnością, zaczęły masowo protestować pływając stylem grzbietowym. A ja od tych wydarzeń – wiem co to jest to tytułowe „BZT5″.