• 16 marca 2023
    • Historia

    Instytut Pamięci Narodowej to coś więcej niż lustracja

    • By krakauer
    • |
    • 16 stycznia 2012
    • |
    • 2 minuty czytania

    Jest wiele sposobów, jakimi narody mogą zapewnić kultywowanie w pamięci powszechnej własnej historii. Najczęściej po prostu dobrze płaci się archiwistom, historykom oraz starszym pracownikom w instytucjach szczególnego znaczenia – odpowiadającym za przetrwanie pamięci instytucjonalnej. Polska jest krajem pod względem historycznym niezmiernie ciekawym, albowiem w pewnych kwestiach wyciągamy największe dramaty na sam wierzch a o innych – często z nimi związanych milczymy, pozwalając historii na przykrycie zasłoną niepamięci licznych faktów.
    W Polsce, uznając kwestie historyczne za ważne powierzyliśmy najbardziej palące archiwa specjalnej instytucji – złożonej i władanej głównie przez historyków – Instytutowi Pamięci Narodowej, gwarantując tejże instytucji zarazem sporą autonomię i niezależność od organów władzy państwowej, co czyni sama ustawa z 18 grudnia 1998r., o Instytucie Pamięci Narodowej – Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko narodowi Polskiemu (Dz. U. z 2007r., Nr 63 poz. 424 j.t z późn. zm.). Znalazł się tam m.in. zapis o immunitecie dla prezesa tej instytucji, szczególny tryb powoływania prezesa (przez Sejm) i inne równie restrykcyjne przepisy czynią z prezesa tej instytucji prawdziwego magnata polskiej administracji a z IPNu – specjalną administrację o bardzo szerokich kompetencjach w zakresie spraw jej powierzonych. Świadczą o tym specjalne funkcje śledcze i lustracyjne, które same w sobie dają olbrzymie pole władzy Instytutowi, jako potencjalny „miecz Damoklesa” wiszący nad głowami „podejrzanych”.
    Nie wdając się w dywagacje czy tego typu instytucja jest nam potrzebna popatrzmy na jej formułę poprzez pryzmat samodzielnie formułowanych Informacji o działalności (..), jakie Instytut samodzielnie, co roku o swojej pracy publikuje. Najnowsza dostępna za rok 2010 jest do pobrania tutaj. Pierwsze, co rzuca się w oczy to nadzwyczajna objętość dokumentu – liczącego aż 360 stron! Raport dzieli się na trzy główne części, pierwsza omawia informacje o działalności – kluczowa z punktu widzenia sprawozdawania efektów działalności operacyjnej Instytutu, druga to aneks zawierający pięć załączników dotyczących m.in. wydawnictw, publikacji, wystaw i konferencji. Część trzecia omawia wydawnictwa IPN z roku sprawozdawanego. Z naszego punktu widzenia najciekawszą częścią przedłożonej informacji jest część I.8 czyli budżet Instytutu, któremu poświęcimy poniżej nieco uwagi.
    Jak wynika z przedłożonej informacji wydatki IPN w 2010 roku kosztowały podatników 213.816.000zł. Z tego największy udział w wydatkach stanowiły wynagrodzenia w kwocie 129.603.300 zł. Przeciętne zatrudnienie w 2010r., wynosiło 2070 osób w tym 135 prokuratorów. Przeciętne wynagrodzenie przypadające na 1 pracownika zatrudnionego na pełnym etacie wynosiło 5217 zł a na prokuratora 12035 zł. Instytut udostępnia dokładne dane dotyczące zatrudnienia na 31 grudnia 2010r. było zatrudnionych 2238 osób, co przeliczeniu na etaty stanowi 2188,68 etatów, w tym 135 etatów prokuratorskich, z tego w pionie śledczym Instytutu było zatrudnionych 108 prokuratorów, a w pionie lustracyjnym 27.
    Abstrahując od kosztów utrzymania tej instytucji – decydując o jej przydatności w systemie instytucji centralnych państwa należy się zastanowić czy moglibyśmy bez IPN funkcjonować? Czy w sferze realnej naszej sceny publicznej – po zlikwidowaniu IPN z dnia na dzień faktycznie by czegoś brakowało, – bez czego nie możemy się obejść, lub chociażby, z czego ziałaby wymagająca wypełnienia pustka? Czy ta instytucja dostarcza sferze publicznej – w tym społeczeństwu jakichś szczególnie istotnych produktów, bez których pogorszyłoby się nasze funkcjonowanie? Innymi słowy nie pytamy się wprost czy IPN jest wart wydawanych na niego pieniędzy, albowiem można przyjąć że swoje zadania realizuje w sposób profesjonalny i nie można nie będąc ekspertem stawiać niesprawdzonych sądów. Pytanie dotyczy kwestii fundamentalnej – czy tego typu policja historyczno-lustracyjna, jaką jest IPN jest nam w ogóle potrzebna i czy moglibyśmy bez niej żyć?
    Z punktu widzenia zwykłego człowieka IPN nie ma żadnego znaczenia, a pieniądze wydawane na jego funkcjonowanie to koszty zbędnej administracji. Najistotniejsze z punktu widzenia politycznego funkcje lustracyjne może wypełniać prokuratura, kwestie archiwalne – wyspecjalizowane archiwa państwowe a od edukacji, – czyli formułowania polityki historycznej państwa względem zjawisk i osób z własnej przeszłości mamy katedry historii współczesnej na licznych uczelniach humanistycznych. Jednakże IPN stanowi strukturę wyspecjalizowaną, przez co jako aparat państwowy ma pewne dodatkowe uprawnienia, wynikające chociażby z niezależności jego prezesa, – dzięki którym mógłby podejmować aktywnie pewnego rodzaju działania śledcze i badawcze – o wiele skuteczniej niż np. jedynie prokuratura. W tym kontekście instytucja ta mogłaby bardzo skutecznie obronić potrzebę swojego istnienia. Mogłaby, ale tego nie robi, ponieważ wyciąganiu teczek na zbrodniarzy komunistycznych (posługując się terminologią Instytutu), nie towarzyszy analogiczne rozliczanie zła zapomnianego, – czyli rozliczenia okupacji i kolaborantów z okupantem niemieckim.
    Przykładowo bardzo bogatym polem poszukiwań mogłoby być naświetlenie i wyjaśnienie licznych kwestii związanych z funkcjonowaniem wymiaru sprawiedliwości pracującego dla okupanta niemieckiego podczas II wojny światowej jak również przejmowania majątków obywateli polskich pochodzenia żydowskiego przez osoby, które się na tym majątku podczas okupacji wzbogaciły. Odrębnym problemem jest kwestia osób posiadających 1 września 1939r., obywatelstwo polskie a które podpisały „Deutsche Volkslist”, czyli Volkslistę (dobrowolnie). Prawda historyczna wymaga wskazania nazwisk katów narodu polskiego, pijawek pożywiających się na wymordowanych współobywatelach i jawnych zdrajców, którzy odwrócili się od Polski.
    Oczywiście tego typu badania były już robione w okresie pierwszych lat powojennych, albowiem wówczas budziły największe zainteresowanie – jednakże kwestie te nie zostały do końca naświetlone w sposób jednoznaczny chociażby, dlatego ponieważ organa państwa komunistycznego dokonało licznych pomówień patriotów polskich – pomawiając ich bezpodstawnie o współpracę z okupantem niemieckim. Fakty te wymagają wyjaśnień, albowiem podobnie jak publikuje się twarze katów UB, nic nie stoi na przeszkodzie, żeby opublikować twarze zdrajców narodu – współpracujących z wrogiem dążącym do jego biologicznego wyniszczenia.
    Kwestia oceny działania wymiaru sprawiedliwości prawdopodobnie wywołałaby szok w tym środowisku zwłaszcza, jeżeli dokonano by zestawienia nazwisk sędziów przed wojennych z ich wojenną i powojenną karierą prawniczą. Ponieważ wiele z nazwisk ma także znaczenie współcześnie. Sądownictwo polskie funkcjonowało na podstawie rozporządzenia niemieckich władz okupacyjnych o sądownictwie polskim w Generalnym Gubernatorstwie z 19 lutego 1940 roku. Sądy polskie, w których orzekali przedwojenni sędziowie rozpatrywały sprawy cywilne, które nie zostały przekazane do kompetencji sądów niemieckich, dodatkowo w sprawach karnych orzekały w postępowaniach przekazanych przez sądy niemieckie. W ten sposób funkcjonowały sądy: grodzkie, okręgowe i apelacyjne. W pełni były podporządkowane nadzorowi okupanta. Od strony proceduralnej i organizacyjnej Sądy te pracowały w oparciu o przedwojenną ustawę z 6 lutego 1928 roku Prawo o ustroju sądów powszechnych z uwzględnieniem przedwojennych rozporządzeń Ministra Sprawiedliwości. Co ciekawe pracownicy sądów składali pisemne deklaracje posłuszeństwa wobec władz niemieckich! A orzeczenia tych polskojęzycznych sądów wydawane były w imieniu prawa! Prawdopodobnie najciekawszą ze współczesnych nam publikacji podejmujących tą przemilczaną problematykę jest dzieło pana Andrzeja Wrzyszcza Okupacyjne sądownictwo niemieckie w Generalnym Gubernatorstwie 1939-1945 Organizacja i funkcjonowanie, wydane nakładem Wydawnictwa Uniwersytetu M. Curie-Skłodowskiej w 2008.