- Polityka
Nie angażujmy się więcej w cudze problemy!
- By krakauer
- |
- 19 lipca 2014
- |
- 2 minuty czytania
Niestety wraz z wczorajszym przemówieniem pana Bronisława Komorowskiego [tutaj], chyba straciliśmy szansę na dalsze nie angażowanie się więcej w cudze problemy, czyli w dramat, jaki rozgrywa się na Ukrainie. O tym przemówieniu, o takiej retoryce wobec termonuklearnego sąsiada lepiej od razu zapomnieć.
To Ukraińcy odpowiadają za niezamknięcie przestrzeni powietrznej w rejonie, gdzie prowadzą ofensywę i bombardują bojowników, dlatego co już wiadomo, są w części na pewno odpowiedzialni za tą tragedię. Po to jest właśnie rząd w państwie, żeby zajmował się m.in. takimi sprawami jak ostrzeganie cywilów, że gdzieś toczy się wojna.
Równolegle w ostatnim okresie doświadczyliśmy, że naszym ukraińskim „partnerom” nie szczególnie zależało na obecności Polski przy stole rozmów dotyczących ich kraju. Premier Jaceniuk nie upomniał się o Polskę nawet symbolicznie, prezydent Poroszenko woli się porozumiewać bezpośrednio z zachodem. Widać jak na dłoni, że Ukraina nie potrzebuje więcej ani kelnerowania, ani pośrednictwa, ani nawet pożytecznych naiwniaków, którzy przyjaźnie pomachają flagami!
Mamy, zatem i szansę i okazję W OGÓLE NIE ANGAŻOWAĆ SIĘ W ZAGADNIENIE KATASTROFY SAMOLOTU MALEZYJSKICH LINII LOTNICZYCH. To bardzo ważne, albowiem przy takim stosunku do nas naszych partnerów i kraju, któremu we własnym mniemaniu „pomagamy”, z pewnością jedynym „uzyskiem” z nieudolnie prowadzonej polityki zagranicznej wiadomo, przez kogo – byłoby tylko pogłębienie niezrozumienia z Federacją Rosyjską.
Jest poważna szansa, że ten kryzys przeważy na tym konflikcie. Oczywiście może doprowadzić do jego wygaszenia, albo do jego rozpalenia. To kwestia interpretacji i dobrej woli stron. W tym kontekście najlepiej jest być jak najdalej od tych spraw, nie mają tam interesów i żadnych kart przetargowych, bo może się skończyć, tylko i wyłącznie na ponoszeniu odpowiedzialności i kosztów ewentualnego złego scenariusza.
Patrząc na sprawy obiektywnie – nie mamy tam już nic więcej do wygrania, ponieważ jesteśmy tylko pionkiem na szachownicy olbrzymów. W dotychczasowym przebiegu wypadków bardzo wiele zaryzykowaliśmy, oczywiście bez celu i bez horyzontu jakichkolwiek interesów w realizowanych działaniach. Gdzieś, kiedyś trzeba powiedzieć stop i przynajmniej nie wychodzić przed szereg, zwłaszcza jak nie tylko nikt tego od nas nie oczekuje, ale nawet jak widać – najważniejsza na tym weselu „oblubienica” sobie nie życzy.
Milczenie jest złotem, po prostu, więc milczmy. Oczywiście współczujmy, co więcej, – jeżeli rzeczywiście taka będzie linia Unii Europejskiej – pomagajmy jak możemy, jednakże sami nie walczmy o sprawy, które od nas nie zależą. Opowiadanie banałów o tym, że rozumiemy Rosję i wiemy jak się do niej odnosić możemy sobie podarować, w oczach zachodu nadal jesteśmy małym i biednym państwem post-komunistycznym z trudną – także wobec zachodu historią, który nie ma równorzędnych elit i tak naprawdę nie wiadomo, o co mu chodzi. Po wyczynach i deklaracjach pana niestety ministra sami państwo wiecie którego, jak również pana premiera, który osobiście „pielgrzymował” do kilku stolic, mamy nie tylko łatkę rusofobów, ale po prostu nikt nam nie ufa, gdyż zachód jest przyzwyczajony do zupełnie innych standardów działania.
Tylko, żeby było to dla wszystkich jasne – na tej krytykowanej już, nawet przez prezydent sąsiedniego unijnego kraju polityce wschodniej bardzo straciliśmy. Uboczne efekty i następstwa właśnie obserwujemy na wschodniej Ukrainie, której Naród uwierzył swoim oligarchom, że Rosjanie są ich wrogami. Ktoś w ogóle zadał pytanie zasadnicze, – jakie mieliśmy cele na początku wchodząc, czy też nawet inicjując ten proces? Po co, to wszystko zrobiliśmy? Wiadomo, że nie przygotowano żadnych scenariuszy wyjścia, rząd działa ad hoc, więc ma właśnie przed sobą szansę na wyjście z problemu, owszem ze stratami, pokiereszowany, osamotniony i świadom poniesionej porażki, jednakże na szczęście nic dramatycznego jeszcze się nie stało! Jeżeli będziemy skutecznie milczeć, stojąc w szeregu państw unijnych – przecież tylko pozwolimy działać dyplomacji wielkich krajów unijnych i USA. O to przecież chodzi, taka strategia ma sens przede wszystkim dla sprawy. Jeżeli w tym wszystkim zdobylibyśmy się jeszcze na minimum obiektywizmu, być może udałoby się zyskać szacunek partnerów i nieco inaczej wyglądać w oczach Rosjan. Naprawdę, jeżeli ktoś myślał, że opłaca się zrobić z Rosjan wrogów, zyskując pozorną „wdzięczność” Ukraińców, ten się bardzo pomylił. To nie są czasy, kiedy husaria rozstrzygała na polach bitew!