- Społeczeństwo
Co byłoby, gdyby część społeczeństwa naprawdę się zbuntowała przeciwko systemowi?
- By krakauer
- |
- 17 lipca 2014
- |
- 2 minuty czytania
Co byłoby, gdyby część społeczeństwa naprawdę się zbuntowała przeciwko systemowi? W dodatku, gdyby była to w znacznej mierze klasa pracująca, tj. pracownicy i samozatrudniający się? Przecież większość dzisiejszych protestów zabezpieczają emeryci i renciści, którzy są szczególnie aktywni we wszelkiego rodzaju protestach prawicy konserwatywnej i motywowanej religijnie. Strajki tej grupy ludności są ekonomicznie bez znaczenia, może nawet w jakiejś mierze napędzają koniunkturę?
Z pewnością mielibyśmy poważny problem, jakby ludzie płacący w Polsce podatki zorganizowali się na poważnie, a elementem ich postulatów politycznych było urealnienie partycypacji w kosztach utrzymania państwa. Przy czym stawialiby na oszczędności w wydatkach, albowiem podstawowym postulatem byłoby powstrzymanie „inkwizycji” podatkowej ograbiającej społeczeństwo dla potrzeb pokrycia rosnących kosztów wszystkiego.
Czy byłby to bunt przeciwko systemowi? To zależałoby od ostrości postulatów, albowiem przecież uczestniczący mogliby po prostu domagać się zmian funkcjonowania systemu w sposób uwzględniający ich postulaty, w tym kluczowe dotyczące powstrzymania wzrostu wszelkich obciążeń podatkowych lub para-podatkowych.
Taki ruch społeczny mógłby być istotnym czynnikiem politycznym, reprezentującym autentyczną potrzebę reform i zmian w państwie, albowiem musiałyby one oznaczać także ocenę skutków finansowych dla systemu finansów publicznych. W tym kontekście nie da się wiele osiągnąć metodami „chciejstwa”, należy posiadać ekspertów zdolnych do dialogu z fachowcami ministerialnymi, którzy reprezentują bardzo wysoki poziom merytoryczny, a nabyta biegłość w programowaniu systemu finansów publicznych daje im realną przewagę nad każdym „domorosłym” reformatorem, któremu udałoby się przebić do konfrontacji merytorycznej. Doświadczyło próby takiej konfrontacji kiedyś SLD, gdy zdecydowało się na dialog z ówczesnym ministrem finansów. Wyszły tam nie tylko braki wiedzy, ale przede wszystkim różnicę pomiędzy wizją polityczną, wręcz czysto polityczną a potrzebami przełożenia jej na język obowiązujących w naszym kraju aktów prawnych.
Problem jednak może mieć wymiar „wirtualny”, to znaczy część społeczeństwa może zorganizować się za pomocą społecznościowych kanałów komunikacji – umawiając się na określone działania, zaniechania lub działania spowolnione. Wówczas można bardzo skutecznie paraliżować kluczowe działania instytucji państwowych, które muszą zawsze liczyć się ze społecznym a w konsekwencji politycznym wymiarem swoich działań. O skali desperacji ludzi doskonale – jako próbka – świadczy niedawny protest rodziców i opiekunów dzieci niepełnosprawnych w Sejmie, który ujął za serce chyba każdego. Tam, w momencie eskalacji konfliktu jedna z matek zaczęła krzyczeć do kamery „Putin ratuj”. Było to bardzo wymowne i w swojej istocie przerażające, w kontekście równolegle realizujących się wydarzeń na Krymie. Proszę sobie wyobrazić podobną sytuację w przypadku kryzysu z nieuznawaną przez polskie prawo mniejszością narodową na Śląsku – zaognienie sytuacji, ogłoszenie secesji a następnie poproszenie przywódcy sąsiedniego państwa o pomoc? Pozostawmy to bez komentarza, jednakże wszystko jest możliwe, naprawdę każdy scenariusz – jeżeli dochodzi do społecznego niepokoju na tle ekonomicznym, zaraz po podaniu o nim informacji w publicznych mediach ma on swój wymiar polityczny. Takie są prawa demokracji pluralistycznej i tego nie zmienimy.
Niestety ponieważ dominująca większość ludzi „ma pretensje” o coś do państwa, to zawsze protestom, ewentualnie radykalnym happeningom będzie towarzyszył margines społecznego poparcia. Ponieważ w zależności oczywiście od sposobu przekazu argumentacji i linii sporu, dochodzi do sytuacji, w której część ludzi identyfikuje się z radykałami, uważając że wyrażają oni ich poglądy, myląc argumenty z emocjami.
Realiów niestety nie da się oszukać, nie da się przeprowadzić skutecznego buntu przeciwko systemowi społeczno-gospodarczemu w naszym kraju bez uwieńczenia go zmianami w ustroju. Wbrew opiniom rzeczników neoliberalnego ludobójstwa – powrót do socjalizmu jest możliwy, jednakże nie w sposób rewolucyjny, ale elementarny – właśnie poprzez wprowadzanie elementów socjalizmu do funkcjonowania w naszych realiach społeczno-gospodarczych, możliwa jest zmiana podstaw ustrojowych państwa. Ten, kto to pierwszy pojmie będzie rządził Polską przez długie lata, albowiem ludzie właśnie najbardziej pragną bezpieczeństwa ekonomicznego. Uczynienie naszego systemu nieco bardziej sprawiedliwym społecznie z pewnością wyciszyłoby większość protestów głównego nurtu obecnych w naszym społeczeństwie. Bez zmierzenia się z rzeczywistością i przeprowadzenia potrzebnych reform obecna elita straci władzę i może nas czekać pełzająca rewolucja, w której władza będzie pochodziła w części z wyborów, a w części z dotychczasowego systemu nominacji.