• 17 marca 2023
    • Ekonomia

    Pogodzeni z deflacją

    • By krakauer
    • |
    • 16 lipca 2014
    • |
    • 2 minuty czytania

    Elity już się chyba pogodziły z deflacją, podobno uratowała nas ustawa śmieciowa, a raczej zamieszanie jakie wokoło niej wybuchło. Ludzie w całym kraju zaczęli nagle wydawać więcej na kwestie związane z obligatoryjnym usuwaniem i zagospodarowywaniem odpadów. Więcej pieniędzy w obiegu i proszę bardzo mamy efekty. To swoją drogą bardzo ciekawe doświadczenie, ponieważ kiedyś pewien bardzo znany i ustosunkowany ekonomista twierdził, że podwyżki rent i emerytur dla najuboższych są bez znaczenia dla gospodarki, ponieważ są przejadane, tymczasem widać na przykładzie śmieci – jaka jest siła działania mnożnika w gospodarce rynkowej. Podobnie jest w przypadku podwyżek dla mało otrzymujących rencistów i emerytów, którzy wydają prawie wszystkie środki na swoje bieżące utrzymanie i lekarstwa, stąd też jakiekolwiek zwiększenie ilości pieniądza w tej grupie społecznej jest szczególnie cenne, gdyż natychmiast odczuwa to gospodarka – albo poprzez spłatę wierzytelności, albo oszczędności – ewentualnie tą tak niesłychanie bezcenną konsumpcję wewnętrzną.

    Przy inflacji rok do roku 0,2%, a celu inflacyjnym 2,5% – Radę Polityki Pieniężnej należy wysłać na niezasłużoną emeryturę, nie potrzebujemy takiego organu, który w istocie jest szkodliwy dla gospodarki. Dlaczego stopy procentowe kredytów sięgają kilkunastu procent? Czy coś jest nie tak z naszym systemem bankowym? Czy też mają za dużo pieniędzy i nie muszą nikomu pożyczać, więc wolą pożyczać drogo – to znaczy amortyzując ryzyko ewentualnej niewypłacalności?

    W realiach deflacji wszelkie nasze dotychczasowe doświadczenia nie mają sensu, oto wchodzimy na nieznane bagna, ze sternikiem „technicznym” ministrem finansów, który nie ma ani ambicji politycznych, ani zaplecza politycznego i prawdopodobnie zrobi wszystko to co powie mu premier, czy też jego faktyczny mocodawca w banku centralnym. Musimy pamiętać, że to co jest dobre dla budżetu państwa niekoniecznie musi być dobre dla obywateli, ponieważ najważniejszym priorytetem tego rządu jest spłata wierzytelności. Co akurat jest jak najbardziej rozsądne, jednakże wracamy znowu do pytania o Radę Polityki Pieniężnej i stopy procentowe – dlaczego Polska pożycza na tak wysoki procent? Wiadomo, że są aukcje papierów dłużnych, jednakże gdybyśmy mieli bardziej realny cel inflacyjny, bardziej dostosowany do realiów, a dodatkowo obniżyli generalny poziom stóp procentowych do przeciętnie około 3-5% przy kredytach konsumpcyjnych dla ludności, to być może wówczas moglibyśmy sprzedawać obligacje np. na 1% lub maksymalnie 1,75% rocznie? Chyba to by było dla nas bardzo korzystne?

    Poza tym trzeba się zastanowić nad polityką zadłużania państwa, albowiem ta przeklęta spirala musi się skończyć, bilion długu to bardzo dużo. Spłata tych należności w warunkach deflacji oznacza bardzo trudne wyrzeczenia, albowiem przyrost gospodarczy może być malutki. Powstaje więc pytanie – czy nie byłoby lepiej dla gospodarki, żeby pieniądze jakie posiadają banki i najwięksi gracze – trafiały w postaci kredytów do gospodarki na inwestycje przedsiębiorstw i kredyty konsumpcyjne?

    Osobny problem kredyty hipoteczne. Przecież to, co się stało z rynkiem to nie tylko tsunami przeregulowania, ale po prostu jedno wielkie kłamstwo oparte na wierze w niski kurs waluty Konfederacji Szwajcarskiej. Wszystkim się opłacało do momentu, aż kurs był korzystny. Potem się odmieniło. Dzisiaj tak samo nisko oprocentowane kredyty można udzielać w złotówkach, jednakże nikt nie ma w tym interesu i się tłumaczy nadrzeczywistość kosztami obsługi, ubezpieczeniem, ryzykiem i innymi wymysłami.

    Obserwując powolne działania wszystkich zainteresowanych czynników widać, że nie tylko nie wiadomo jak podejść do tego dziwnego zwierza jakim jest „deflacja”, ale też nie bardzo jest chętny, żeby powiedzieć społeczeństwu prawdę, że może to oznaczać w konsekwencji spadku cen – także spadek dochodów, w ogóle nawet zmniejszenie ilości dostępnej pracy na rynku. Wówczas znowu będą kłopoty, ponieważ deflacja w naszych realiach oznacza mniejszą konsumpcję, a ta ogranicza wpływy z ludobójczych podatków pośrednich, z których żyje budżet. W konsekwencji deflacja oznacza dla nas ryzyko spadku dochodów budżetu, a jak wiadomo wydatki tego w około 60% są sztywne.

    Miejmy nadzieję, że uda się rozkręcić gospodarkę na tyle, że minie nas ryzyko deflacji, ewentualnie będzie miała ona charakter bardziej techniczny niż odczuwalny i szybko przeminie. Być może dlatego nie było nikogo „z politycznych” chętnego na stanowisko ministra finansów, ponieważ nikt nie chciał się narażać na „popsucie nazwiska” w realiach kryzysu napędzanego deflacją? Łatwo się komentuje gospodarkę z fotela w studiu telewizyjnym, natomiast o wiele trudniej się podejmuje decyzje, odpowiedzialne decyzje. Dlatego właśnie panu Szczurkowi należy się pełne wsparcie, podziw i szacunek. Dobrze się stało, że to właśnie on został ministrem naszych finansów, aczkolwiek nie ma przed sobą łatwych czasów.

    Już tak bardzo daleko abstrahując, to ciekawe czy rząd zdecyduje się na np. obniżenie pensji w budżetówce, obniżenie emerytur? Co zrobimy w momencie braku pieniędzy? Podwyższymy podatki? Przecież zwykli ludzie nie mają pieniędzy, a bogatym nikt nie podwyższy… Jest haczyk – niska inflacja, a jeszcze bardziej deflacja poprawia rentowność wszystkich firm, które założyły w swoich planach finansowych inflację na poziomie celu inflacyjnego. Można by to opodatkować, no ale ten rząd woli opodatkowywać biedaków…

    Tags: , , , , , , , , , , , , , , ,