- Wojskowość
Nawet słaby i biedny kraj może mieć silną i groźną armię!
- By krakauer
- |
- 01 lipca 2014
- |
- 2 minuty czytania
Nawet słaby i biedny kraj może mieć silną i groźną armię, jeżeli się w sposób odpowiedni zorganizuje. Uzbrojenie jest drogie, ale nawet proste w stosowaniu uzbrojenie może być skuteczne, jeżeli posiada się odpowiednio wyszkolonych żołnierzy, dobrą koncepcję operacyjną i wie się co trzeba robić w odpowiednim czasie. Przykładowo dzisiejsza armia polska zostałaby rozniesiona w strzępy przez armię polski ludowej z okresu stanu wojennego. Mieliśmy o wiele więcej wojska i kraj przygotowany do prowadzenia wojny, co tu dużo mówić napastniczej – szykowaliśmy się do ofensywy, a zarazem osłonięcia terytorium kraju zgodnie z podziałem w Układzie Warszawskim. Ci nieliczni, którzy znają realia materiałowe oraz operacyjne ówczesnego Ludowego Wojska Polskiego a mają porównanie ze stanem dzisiejszym nie mają żadnych złudzeń. Pancerne związki taktyczne LWP zmiażdżyłyby dzisiejsze Wojsko Polskie bez mrugnięcia okiem. Niestety nie wyciągnęliśmy wniosków z historii, a nawet zmarnowaliśmy potencjał z takim wysiłkiem nagromadzony przez lata PRL.
Można także sięgnąć do przykładów państw współczesnych, które są słabe w znaczeniu ogólnym i biedne w znaczeniu porównawczym-ekonomicznym, ale mają silną i groźną armię. Najlepszym przykładem jest Pakistan, odejmując kwestię broni jądrowej ten kraj posiada armię, która z powodzeniem trzyma pole przed o wiele liczniejszymi i lepiej uzbrojonymi oddziałamy hinduskimi. Pakistan funkcjonuje w realiach, gdzie zasoby ludzkie są olbrzymie i nieporównywalne z naszymi, jednakże jest to kraj ubogi. Mimo tego stać ich na bardzo silne uzbrojenie wojska – jak na możliwości ekonomiczne kraju, a co do broni jądrowej – krążą oczywiście niepotwierdzone plotki, że została zbudowana za pieniądze pewnego państwa z Zatoki Perskiej.
Drugim przykładem może być albo Egipt, albo Turcja. Te kraje nie są bogate, ale dzięki potencjałowi demograficznemu nadrabiają potencjałem ilościowym – jakość. Egipt przez lata korzystał ze wsparcia z USA, a Turcja z rozkoszą przyjmowała wszystko co Niemcy mieli na zbyciu w każdej ilości. Armie Egiptu i Turcji to jedne z najpotężniejszych armii na świecie, zdolność odstraszania tych państw jest totalna. Przy czym Turcja w ostatnich latach, dzięki bogaceniu się poczyniła wiele na drodze ku modernizacji posiadanego sprzętu wojskowego. Armia turecka to dzisiaj najpotężniejsza – po amerykańskiej armia w NATO.
Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby Polska rozbudowała swoją armię, głównie komponent lądowy w oparciu o jednostki Obrony Terytorialnej, budowane na podstawie struktur lokalnych z zaciągu ochotniczego, przydziału służbowego czy, też w ostateczności z poboru. Wojsko zawodowe jest już pewną wartością, jednakże sto tysięcy żołnierzy, z tego realnie walczących połowa – nas nie obroni przed potencjalnym przeciwnikiem, o którego potędze lepiej jest nawet nie myśleć. Mamy za mało wojska i musimy tą liczbę zwiększyć. Po prostu potrzeba więcej przeszkolonych ludzi z bronią, zdolnych do walki na rozkaz, możliwych do zmobilizowania w razie potrzeby.
Ponieważ obecnie rządząca partia zawiesiła powszechny obowiązek obrony, to nie ma już odwrotu do armii poborowej. Trzeba postawić na struktury ochotnicze i zachęty podatkowe, tak żeby osoby poświęcające swój czas na ćwiczenia Obrony Terytorialnej płaciły niższy podatek dochodowy od osób, które nie wykazują zapędów ochotniczych a mogą służyć w wojsku. Oczywiście praktycznie każdy przypadek mógłby tu wymagać osobnej kwalifikacji, jednakże generalnie możemy przyjąć, że szkielet Obrony Terytorialnej udałoby się nam zbudować w oparciu o emerytowanych żołnierzy, lekko modyfikując wojskowe przepisy emerytalne – przenosząc po prostu żołnierzy z czynnej służby do oddziałów OT w stosunkowo pomniejszonym wymiarze czasu służby. Ilość możliwych rozwiązań jest tutaj bardzo duża, a zachęta podatkowa – połączona po prostu z patriotycznym obowiązkiem na pewno motywowała by znaczą ilość ludzi do spędzenia dwa lub trzy razy w roku odrobiny czasu „grillując” w mundurze kiełbaski na skraju jakiegoś poligonu, jak również do cotygodniowych ćwiczeń w macierzystej jednostce z taktyki, obrony przed skażeniami ABC, itd.
Realnie biorąc pod uwagę nasze możliwości finansowe, bo argument wydawania środków na „niezawodowe” wojsko jako marnowanie ich – nie byłoby nas stać w obecnym układzie stosunków na więcej niż kolejne sto tysięcy ochotników. Jeżeli pozwolilibyśmy na rozwiązania polegające na trzymaniu broni w domu, możliwości zakupu umundurowania i oporządzenia a potem przeprowadzenia odliczeń podatkowych itp., być może moglibyśmy liczyć na dodatkowe sto pięćdziesiąt tysięcy ochotników. Wielką zaletą Obrony Terytorialnej byłby jej rzeczywisty niski koszt jednostkowy, w tym znaczeniu że w zależności od tego jakim sprzętem byłyby nasycone te oddziały, a prawdopodobnie byłby to raczej sprzęt prosty, to przeliczeniowo koszt nakładów na jednego żołnierza byłby bardzo niski jak również jeszcze korzystniej wyglądałyby te koszty w czasie, albowiem nie byłoby kwestii poborów, chociaż jakieś symboliczne pieniądze, za każdy dzień służby (żołd) należałoby formalnie i dla porządku wypłacać np. na poziomie odpowiednim do dniówki przeliczeniowej – wg. płacy minimalnej.
Wiele można zrobić, wystarczy chcieć! W zasadzie wszystkie instrumenty mamy w ręku. Jeżeli tylko uda się zwiększyć liczebność wojska to naprawdę będzie gigantyczny sukces. No i tak zupełnie na marginesie – jeżeli popatrzymy na wydatki na uzbrojenie pewnego małego terytorialnie, ale wielkiego duchem kraju na Bliskim Wschodzie, to serce rośnie widząc ten stosunek efektów do nakładów.