• 17 marca 2023
    • Paradygmat rozwoju

    Dlaczego sojusz z Ameryką jest szkodliwy dla Polski?

    • By krakauer
    • |
    • 23 czerwca 2014
    • |
    • 2 minuty czytania

    Sojusz z Ameryką jest szkodliwy dla Polski, nie tylko dlatego, że daje nam złudne poczucie bezpieczeństwa, czy też w wyniku dokonywanych dziwnych ruchów konfliktuje nas z europejskimi sąsiadami i czyni mikro-protagonistą wielkiego sąsiedniego imperium, w grze w której nie dorastamy mu do pięt jako gracz. Problem jest o wiele głębszy i dotyczy samego rozumienia relacji, które się rozmija z obu jej stron.

    Podstawą naszego oczarowania Ameryką było kłamstwo jałtańskie i czar Poczdamu. Polacy zostali okłamani i oszukani przez wszystkich aliantów zachodnich po II Wojnie Światowej i pozostawieni Józefowi Stalinowi na żer. Wynikało to z geopolityki, nie dało się tego w żadnej mierze inaczej ułożyć głównie, dlatego ponieważ wojska stały tam, gdzie stały. Decyzje polityczne po prostu dostosowały się do Realpolitik. Potem jednak nastąpiła zimna wojna i wielu polskich emigrantów „przytuliło się” do amerykańskich struktur antykomunistycznych, o co nie można mieć do nich pretensji, bo przecież musieli jeść. Jednakże nasz mit emigracyjny z jednej strony opierał się na milczeniu na temat tego jak potraktowali nas i naszych żołnierzy alianci oraz był cały czas pompowany w oparciu o wątek antykomunistyczny. Polska, jako „kret” we wrogim obozie jawiła się bardzo korzystnie, głównie ze względu na posiadany potencjał i bogate tradycje walki z ZSRR.

    Ten, mit Polaków-antykomunistów sobie kwitł, wydarzyło się wiele po drodze, o czym prawie nikt na zachodzie nie pamięta, jako tzw. polskim wkładzie, czego najlepszym dowodem jest kojarzenie przemian w Europie Środkowej – tylko z upadkiem Muru Berlińskiego.

    Po 1990 roku władzę w kraju przejęli ludzie, którzy uwierzyli, że wielki groźny zamorski twór państwowy jest demokracją i rzecznikiem międzynarodowej wolności i wcale nie wykorzystuje tych kwestii, jako narzędzi do budowy swojego globalnego imperium wpływu. Takimi kwestiami nikt się nie przejmował, traktowano dążenie do struktur zachodnich, jako cel sam w sobie równoznaczny z bezpieczeństwem ze strony byłego wschodniego protektora, a nie jedynie, jako narzędzie do tego celu między innymi służące.

    Potem już było tylko gorzej, w tym, co najmniej dwie nieszczęsne wojny „na Antypodach” oraz hańba braku sprzeciwu dla takich wydarzeń jak bombardowanie Belgradu przez NATO, czy zbrodnia na Serbii poprzez zabranie jej Kosowa. Tymczasem my zawierzyliśmy NATO, dla którego byliśmy od samego początku członkiem buforowym lub jak kto woli – drugiej kategorii, albowiem Sojusz zobowiązał się do powstrzymania budowy infrastruktury obronnej na naszym terenie – innej niż konieczna. Szczegóły nie mają znaczenia, liczy się to, że zostaliśmy członkiem warunkowym, dla którego przez długi okres członkostwa nie było wykonanych realnych planów obrony.

    Jadąc do Iraku straciliśmy epokową szansę, „żeby siedzieć cicho”, czym pokazaliśmy naszym unijnym sojusznikom jak postrzegamy obowiązujące nas sojusze i dlaczego najbardziej przedkładamy sojusz z USA nad związki obronne z państwami unijnymi. Oczywiście trudno odmówić Warszawie w tej koncepcji rozsądku, albowiem Waszyngton jest potężniejszy niż wszyscy jego sojusznicy natowscy razem wzięci, jednakże nie można tak patrzeć na realia nie biorąc pod uwagę mapy, która jest niestety taka jak zawsze. Naszym krajem rządzi geopolityka, dla której NATO nie stało się inną odpowiedzią strategiczną niż powstrzymywaniem Niemiec od prowadzenia ich słynnej Realpolitik na wschodzie, której niestety prędzej czy później będziemy musieli stać się częścią – wszystko jedno czy z naszym akceptem czy bez.

    Przez te wszystkie lata wykształciła się koncepcja strategiczna Polski, w której niestety znowu jesteśmy przedmurzem, jednakże nie takim jak byśmy chcieli. Do dramatu na Ukrainie wydawało się nam, że będziemy „klasycznie” bronić zachodu przed wschodem, jak to bywało klasycznie. Niestety jednak rzeczywistość jest jak zwykle ciekawsza od fikcji i nasi domorośli stratedzy nie uwzględnili, że nasi partnerzy w Europie mogą inaczej patrzeć na sprawy niż my, po pierwsze nie postrzegając Rosji, jako zagrożenie, ale jako szansę. Co się zupełnie nie mieści w polskiej koncepcji strategicznej, zakładającej odgrodzenie się od Federacji Rosyjskiej łańcuchem państw buforowych, przy praktycznie zamrożeniu stosunków z Białorusią. Nie jesteśmy w stanie wyjść poza koncepcje strategiczne polski jagiellońskiej, porażeni opiniami różnych ludzi, którzy nawet, jeżeli mówią po Polsku – Polakami nie są. To bardzo ważne w rozumieniu łańcucha błędów, które doprowadziły nas do sytuacji zwarcia strategicznego równolegle przeciwko Niemcom i Rosji. Ponieważ nagle, – co pokazała Ukraina, jesteśmy koniem trojańskim transatlantyckich snów o potędze pomiędzy dwoma potężnymi młotami, które mogą nas zgnieść, a my możemy jedynie wydalić mnóstwo krwi i krzyk rozpaczy. Dlatego, ponieważ znowu oparliśmy się na wierze a nie na realiach.

    To jest klucz do problemu, my spoglądamy na USA poprzez szkła wiary, widząc nasz „sojusz” takim, jakim chcielibyśmy żeby był, natomiast Amerykanie podchodzą do tego tak jak dali temu dowód – najpierw dwie fregaty z komputerami na karty perforowane, a w szczycie niepewności, co do Ukrainy, jak rząd z Polski prosił o symbol wsparcia – otrzymaliśmy eskadrę samolotów oraz około 150 komandosów.

    Przy czym uwaga – to jest po pierwsze realny wymiar wsparcia, w po drugie więcej tak naprawdę nikt nam nie da, albowiem każdy żołnierz amerykański w Polsce – przy niepewności dotyczącej Niemiec, to żołnierz stracony. Natomiast na to, żeby dyslokować w Polsce 100 tyś żołnierzy i taktyczną broń jądrową, co zmusiłoby naszych sąsiadów do traktowania sojuszu Polsko-Amerykańskiego realnie w ich polityce – nikogo mentalnie nie jest stać. Tutaj pętla się zamyka, albowiem ci, którzy byli naszymi rzecznikami wolności i wejścia do NATO, w tym także ci polskojęzyczni – nie mieli, nie mają i nie będą mieli siły przebicia pozwalającej na urealnienie sojuszu do skali wyzwań, przed jakimi stoi i jakimi może stanąć w średniookresowej przyszłości.

    W tym wszystkim, czy to się nam podoba czy nie – nie mamy alternatywy, ponieważ w tym mimo wszystko sojuszu jesteśmy tylko i wyłącznie klientem. Nie można się temu dziwić, ze względu na różnicę potencjałów naszych państw, jednakże czy w tym wszystkim musimy konfliktować się z Federacją Rosyjską i przeszkadzać Niemcom w wielkim planie zarabiania jeszcze więcej pieniędzy? Zachowujemy się w tym bardzo naiwnie, ponieważ „jemy” głównie z tego, co zarabiamy na relacjach z Unią Europejską, w tym przede wszystkim z Niemcami. Naturalną bazą dla budowy strategii politycznej powinno być wspieranie istniejących powiązań gospodarczych, nawet sceptyczne i ostrożne, – bo tak należy podchodzić do relacji z Niemcami. No, ale prowadzimy taką politykę, jaką prowadzimy i wielkie podziękowania dla pana ministra, że powiedział, chociaż raz prawdę, dzięki czemu nie mamy już żadnych złudzeń. Reasumując, więc – w praktyce to nie sojusz z Ameryką jest dla nas szkodliwy, ale to, w jaki sposób my go rozumiemy i jak do niego podchodzimy.

    Rosyjskie tłumaczenie tekstu [tutaj]

    Tags: , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , ,