- Polityka
Dramat Ukrainy musi być dla nas lekcją, oby okazał się darmową!
- By FRINGILLA
- |
- 23 czerwca 2014
- |
- 2 minuty czytania
Jesteśmy narodem, który nie wyciąga wniosków z historii ani nie chce się uczyć na swoich błędach… Jeśli nikogo nie nauczyły poprzednie „afery podsłuchowe” – mamy więc teraz małe pandemonium i tornado… Nie umniejszając tragedii jaka dotyka społeczeństwo Ukrainy, warto przyjrzeć się temu z pewnym dystansem i spróbować wyciągnąć wnioski…
13 kwietnia pełniący obowiązki prezydenta Ukrainy Aleksander Turczynow postawił ultimatum. W ciągu doby protestujący w obwodach Donbasu i Ługańska powinni oddać wszelką broń i opuścić budynki administracji. Ultimatum zostało odrzucone przez opozycjonistów, którzy jak warto wspomnieć domagali się przywrócenia prawa do posługiwania się językiem rosyjskim, włączenia nadajników retransmitujących telewizję rosyjską oraz przywrócenia do władzy nielegalnie obalonego prezydenta. Dopiero zaczynało się mówić o „federalizacji” Ukrainy. Ultimatum nie dotyczyło prawicowych bojówek, które zaraz po Majdanie opanowały i rozbroiły posterunki milicyjne i wojskowe na terenie Ukrainy Zachodniej.
Następnego dnia Pan Turczynow ogłosił tzw. „antyterrorystyczną” operacje karną. 16 kwietnia 2014 armia ukraińska próbowała zająć Słowiańsk, leżący na drodze do Ługańska i Donbasu, 170 km od Charkowa. Akcja skończyła się tak, że udało się wjechać do miasta, zamienić flagi na budynkach administracji i wyjechać. Mieszkańcy po prostu wyszli na ulice, próbowali przeszkadzac, ale w większości przyglądali się „akcji”. Wojskowi nie byli na takie zachowanie przygotowani, dodatkowym problemem było to, że duża część żołnierzy pochodziła z tych rejonów. Problem powstał w tym momencie taki, iż w czasie tej akcji na stronę społeczeństwa Słowiańska przeszły załogi 6-ciu transporterów wraz ze sprzętem.
Władze spotkały się z oporem swoich wojskowych miesiąc wcześniej, gdy prawie wszystkie oddziały wraz z całą administracją autonomicznego regionu Krymu wypowiedziały lojalność i wybrały niezależność a następnie połączenie z Rosją.
Nieudana próba zajęcia Słowiańska przez wojsko ukraińskie wykazała, iż władzom kijowskim brakuje informacji o sytuacji w regionach oraz o nastrojach ludności, która jeszcze w tym momencie podchodziła do wydarzeń z pewną rezerwą. Jednocześnie stało się jasnym, że armia nie chce lub nie jest w stanie wykazywać się lojalnością wobec rozkazów Kijowa.
Jeszcze w marcu, bazując na zdobytej broni przez nacjonalistów „majdanowskich”, zaczęły się tworzyć różne prawicowe „bojówki”. Równocześnie każdy z oligarchów rozpoczął tworzenie własnej armii. W chwili obecnej na przykład „armia” jednego z oligarchów uznawanych za stronnika nowych władz w Kijowie liczy około 10 tysięcy ludzi. Władze szybko uznały, iż tylko stworzenie nowej, własnej, podporządkowanej armii jest sprawą priorytetową. Zaczęły powstawać bataliony „Azow”, „Donbac” i „Dniepr”, z początku ochotnicze, następnie jawnie najemne, złożone z bezrobotnych Lwowa czy Stanisławowa. Powołano też do istnienia tzw. „Gwardię Narodową”, w której skład oprócz ochotników, prawicowych bojowników Majdanu i członków nacjonalistycznej partii „Prawy Sektor”, zaczęto powoływać rezerwistów.
Niepodporządkowanie się rozkazom z Kijowa jest widoczne od momentu zaprzysiężenia nowego prezydenta Ukrainy, który co kilka dni mówi o tym, że rozkazuje zaprzestać walk, a w tym momencie walki wznawiają się z większym nasileniem.
Realnym problemem armii Ukrainy jest rozkład jej armii. Po Związku Radzieckim na Ukrainie została ogromna ilość sprzętu, który został w ciągu dwudziestolecia rozsprzedany – budując ogromne fortuny kilku oligarchów. Drugim problemem była lustracja, w wyniku, której odeszła z wojska cała kadra wyszkolona w doskonałych uczelniach ZSRR, odeszli prawie wszyscy, którzy mieli praktyczne doświadczenie, np. w wojnie afgańskiej.
Osobną sprawą jest sprawność lotnictwa Ukrainy. Abstrahując od pogłosek pojawiających się w mediach, że lotnicy ukraińscy odmawiają latania a za sterami siadają jedynie niektórzy za opłatą 5000 USD za lot, straty lotnictwa są niezwykle wysokie. Bo utrata w ciągu 4 tygodni walk z jakby nie było „pospolitym ruszeniem”, które broń zdobywa na armii ukraińskiej, 15 helikopterów i 6-8 samolotów bez udziału lotnictwa przeciwnika jest czymś niewytłumaczalnym.
Udział armii Ukrainy sprowadza się do niszczenia ogniem artyleryjskim miejskiej zabudowy i rejonów umocnionych obrony, zaś cały ciężar walk bezpośrednich spoczywa na batalionach najemnych i „mięsie armatnim”, czyli ochotnikach Prawego Sektora i wcielonych poborowych wchodzących w skład „Gwardii Narodowej”.
Wynikiem tych działań jest radykalizacja konfliktu, który jeszcze 4 tygodnie temu można było próbować rozwiązywać politycznie i w drodze negocjacji, w chwili obecnej ludność cywilna została przez Kijów postawiona przed ścianą. Brak zaopatrzenia, niszczenie przez armię wodociągów i linii energetycznych, szpitali, szkół, w następnej kolejności domów mieszkalnych, rzekome przypadki rozstrzeliwania ludności w miejscowościach gdzie nie było żadnej „opozycji”, używanie bomb kasetowych oraz fosforowych dolewa tylko oliwy do ognia. Jeżeli jeszcze tydzień czy dwa tygodnie temu z przekazów internetowych widać było, że znaczna część ludności jest nastawiona neutralnie, w chwili obecnej armia ukraińska zrobiła już chyba wszystko by nastawić ich przeciw sobie. Dla wielu przypomina to wcześniejsze o 70 lat zbrodnicze działania niemieckich hitlerowców i Ukraińców z OUN/UPA.
Na tle tych dramatycznych wydarzeń już jest wiadomo, że Ukrainie będzie potrzebna ogromna pomoc humanitarna. Czy jesteśmy na to przygotowani, jako państwo, czy też społeczeństwo musi samo się organizować w niesieniu pomocy dla naszych sąsiadów?