- Paradygmat rozwoju
Musimy dywersyfikować rynki
- By krakauer
- |
- 18 maja 2014
- |
- 2 minuty czytania
Musimy dywersyfikować rynki, sytuacja w której około 70% naszych obrotów handlowych jest uzależnionych od koniunktury na rynku, który nie jest zdolny do stworzenia własnej polityki gospodarczej nie może trwać wiecznie. Zwłaszcza w przypadku, gdy może się nagle okazać, że wielka europejska idea może się niespodziewanie skończyć, przynajmniej w tej formule, którą wszyscy znamy od lat.
Oczywiście najprostsze możliwości dywersyfikacji, poprzez intensyfikację relacji handlowych z sąsiadami ze Wschodu mamy zablokowane ze względu na przyjęte pryncypia w polityce zagranicznej. Właśnie tam moglibyśmy sprzedać najwięcej naszych produktów o przeważająco średniej jakości, konkurencyjnej cenie, korzystając dodatkowo z przewagi komparatywnej w postaci łatwego dotarcia do rynków, w końcu przecież geografia robi swoje.
Rząd próbuje, tak jak potrafi i jak może najlepiej – promować naszą gospodarkę w innych obszarach kuli ziemskiej, duże nadzieje należy wiązać z Afryką, która ma olbrzymi potencjał wzrostu, zwłaszcza jeżeli chodzi o takie branże, które mają wysoką kapitalizację i możemy zaoferować produkty z globalnej czołówki (np. maszyny dla górnictwa, technologie wydobycia itd.).
To wszystko to oczywiście dobre i szlachetne działania, jednakże niestety z niewiadomych przyczyn od zawsze nie wykorzystujemy takiego kierunku jakim jest Ameryka Północna, nasza wymiana handlowa z USA i Kanadą mogłaby być większa. Tamtejsze rynki są dla nas ciągle nieznane, ponieważ nie mamy potencjału umożliwiającego wejście w odpowiedniej skali. Co z tego, że np. sprzedawane tam samochody pochodzącego z Włoch koncernu samochodowego, są produkowane w Polsce? Czy my naprawdę nie potrafimy sami wyprodukować małego, zgrabnego pojazdu, zrobić mu reklamę i zapewnić sprzedaż? Jeżeli nie, to przynajmniej próbujmy z autobusami napędzanymi nowoczesnymi i ekologicznymi rodzajami napędów. Trzeba być innowacyjnym, doskonałym pod względem jakości i mieć dobry marketing. Wówczas na rynku północno-amerykańskim można pokonać nawet Azjatów! To kwestia znalezienia odpowiedniej niszy.
Dlaczego nadal nie jesteśmy masowym eksporterem gigantycznych ilości, doskonałej jakości standaryzowanej żywności, tego nie da się wyjaśnić nawet ekspertom. W kraju są wszystkie warunki (przy założeniu poprawy gospodarki wodnej) do opłacalnej produkcji i przetwórstwa rolnego, na masową skalę. Przy naszych możliwościach produkcyjnych możemy, przy wykorzystaniu nowoczesnych metod produkcji i jej odpowiedniej organizacji – produkować żywność dla 10-12 krotności obecnej ludności kraju, czyli około 500 mln ludzi. Oczywiście wymagałoby to nakładów, ale to może stanowić cel strategiczny – rozwoju gospodarki rolnej do roku np. 2050, stopniowo napędzając eksportem żywności gospodarkę. Prawdopodobnie waży tutaj brak narodowych grupowań gospodarczych, taniego kredytu, dostępu do logistyki międzynarodowej oraz reklamy. Jeżeli chcemy zarabiać na eksporcie żywności, trzeba pomyśleć o kompleksowej strategii, inwestycjach, wliczyć w rozwój straty i tak trzeba pożegnać się ze Wspólną Polityką Rolną, ponieważ nie jest dla nikogo tajemnicą, że ona nas bardziej ogranicza niż pozwala na rozwój posiadanego potencjału w jedynej dziedzinie, w której możemy bardzo szybko dogonić, a nawet przegonić Zachód.
Biorąc pod uwagę nasze możliwości, powinniśmy też stawiać na kooperację i podwykonawstwo w innych układach połączeń międzynarodowych niż tylko z w ramach Unii. Wielką niewykorzystaną szansą jest Białoruś, której gospodarka mogłaby się doskonale zestroić z gospodarką unijną, stanowiąc prawdziwą bramę do Rosji. Jednakże niestety znowu funkcjonujemy w realiach „nieprawidłowych kierunków”.
Równolegle nie można zaniedbywać rynku wewnętrznego. Konsumpcja w kraju, zarówno gospodarstw domowych jak i przedsiębiorstw to wykładnik obecnego i przyszłego wzrostu. Model oparcia gospodarki tylko na eksporcie nie jest już dzisiaj możliwy, głównie dlatego ponieważ przespaliśmy najlepszy czas, kiedy taka strategia była efektywna. Musimy umieć przenieść korzyści ze wzrostu płac na popyt wewnętrzny, bez tego gospodarka nie będzie w stanie nigdy przebić szklanego sufitu.
Nasz największy problem polega na tym, że potrzebujemy dywersyfikacji już dzisiaj. Nie bardzo jest czas, żeby czekać na jutro, ono oznacza niepewność, niewiadomą, komplikacje innego typu, które zawsze oznaczają przecież koszty.