• 17 marca 2023
    • Soft Power

    Komu zależy na popsuciu relacji Unii Europejskiej z Federacją Rosyjską?

    • By krakauer
    • |
    • 11 maja 2014
    • |
    • 2 minuty czytania

    Rosja to państwo będące kluczowym partnerem geopolitycznym Unii Europejskiej, bez którego nie ma możliwości zabezpieczenia porządku i bezpieczeństwa w Europie, jak również poziomu życia Europejczyków, ponieważ gospodarka Unii potrzebuje surowców i rosyjskiego rynku.

    Zarówno struktura jak i wolumen wymiany handlowej pomiędzy Federacją Rosyjską i krajami Unii Europejskiej powodują, że oba organizmy korzystają na współpracy, czyniąc się nawzajem sobie potrzebnymi.

    Nie da się taniej i sprawniej sprowadzić do Europy tego wszystkiego, co sprowadzamy z Federacji Rosyjskiej, zarazem dla Rosji – to potęga unijnego przemysłu jest (a przynajmniej była) jak dotąd rękojmią wartości dodanej w produktach umożliwiającej modernizację kraju i podnoszenie jakości życia mieszkańców Federacji.

    Zachód nie traktuje Rosji jako zagrożenia militarnego, z wielu powodów, głównie dlatego bo rozumie, że Rosją rządzą odpowiedzialni ludzie, ale także m.in. dlatego ponieważ w zachodnich miastach mieszkają rodziny rosyjskich polityków, biznesmenów i w szerokim rozumieniu tego słowa – uczestników życia publicznego. Kto spodziewałby się w takich realiach skrytego ataku nuklearnego na miasto, w którym mieszka córka Prezydenta Federacji Rosyjskiej? Może to drastyczny przykład, jednakże ilość związków pomiędzy Zachodem a Rosją jest olbrzymia, korzysta na nich zarówno Unia jak i Rosja, zresztą nie tylko. Istotą unijno-rosyjskiego partnerstwa strategicznego było i miejmy nadzieję będzie dalej – zbliżenie i stabilizacja polityczna poprzez współpracę gospodarczą.

    Niestety ten porządek został zakłócony. Niestety w ten proces weszła sztucznie stworzona i celowo wywołana kwestia ukraińska. Niestety w tych działaniach w taktyce konia trojańskiego pewnego mocarstwa, któremu zależy na skłóceniu Unii Europejskiej i Rosji – w jakiejś mierze wystąpiła Polska lansująca przez lata chory i poroniony pomysł partactwa wschodniego jako elementu polityki wschodniej Unii Europejskiej. Tak długo wykładaliśmy na stół puste obietnice, nie oferując niczego realnego, aż w końcu udało się zamydlić oczy ukraińskim liderom, którzy przez lata prowadzili trudną politykę powożenia powozem ciągnionym przez dwa konie w przeciwne strony. Jak doszło do realnego przedstawienia spraw i lider Ukraińców się zorientował co do pozorności oferty unijnej – niewidzialna ręka pewnego mocarstwa odpaliła bezpieczniki. Podpalono Ukrainę wedle najlepszych wzorców wojny nowego typu – PR, marketing, telewizja, media społecznościowe, tworzenie atmosfery obciachu, wzmocnione nacjonalizmem, ksenofobią, ideologią „odwiecznego zagrożenia” ze strony bratniego sąsiada itd. No i się stało, to co widzieliśmy wszyscy na ekranach naszych telewizorów, efekty są takie, że to nie Janukowycz wysłał ukraińskie wojsko do strzelania do własnego Narodu, a kogo na wschód Ukrainy wysłali nowi władcy w Kijowie (przynajmniej będący ich twarzami panowie Jaceniuk i Turczynow) nazywając brutalną pacyfikację „operacją antyterrorystyczną”.

    Odpowiedzcie sobie państwo sami na pytanie kto jest tym sprytnym ktosiem, komu mogło zależeć na popsuciu relacji pomiędzy sąsiadami. Nie będziemy o tym pisać wprost, bo jeszcze coś się nam (w końcu stanie), jednakże fakty są niezaprzeczalne. Najpierw Irak, potem Afganistan, potem szereg różnych krajów, Libia, Syria – a teraz Ukraina, z próbą podpalenia Rosji. To są działania nakierunkowane na długofalowe skutki, których efekty zobaczymy za kilka, może kilkanaście lat – jeżeli wydarzyłoby się to nieszczęście i podpalaczom pokoju międzynarodowego by się udało. Tutaj nie ma przypadków, zwłaszcza w kontekście globalnej inwigilacji, którą ujawnił zresztą jeden człowiek, no może dwóch.

    Powody tej polityki są wielowektorowe, z jednej strony uzależnienie gospodarcze w ramach globalizmu – Unii Europejskiej, prowadzące do jej upadku poprzez podpisanie umowy o wolnym handlu. Z drugiej strony – odwieczna chęć zdobycia bogactw Rosji i pozbycie się drugiego realnego globalnego mocarstwa.

    Szkoda tylko, że wielcy demiurdzy zza wielkiej kałuży nie pomyśleli co się stanie z instalacjami nuklearnymi na Ukrainie jak dobiorą się do nich ksenofobiczni faszyści? Kto będzie znowu winny? Szkoda słów!

    Tymczasem rząd Polski, który odegrał tak negatywną rolę w tym całym procesie – zupełnie nie dostrzega tego co zrobił, nie biorąc pod uwagę faktu, że ani na Ukrainie (czego dowiodło olanie porozumienia), ani na Zachodzie nikt już nie oczekuje polskiej aktywności. Ponieważ wszyscy zaczęli przypatrywać się polityce polskiego rządu po jej efektach, a te efekty są dramatyczne. Na szczęście Ukraińcy szybko podziękowali za polskie pośrednictwo, czy też nawet go w ogóle nie podjęli jako kwestii. Również zachód, na całe szczęście bardziej słucha swoich niż polityków w Polsce, nawet jeżeli mówią perfekcyjnie po angielsku. Zupełnie na poważnie straciliśmy nie tylko na znaczeniu, ale przede wszystkim na wiarygodności. Dzisiaj – po słynnym już domaganiu się „dwóch brygad” – zachód ma pełne prawo obawiać się, czy nie sprowokujemy jakichś kłopotów „na poważnie” z Federacją Rosyjską lub Białorusią, z którą prawie nie mamy stosunków (kolejny aspekt sukcesów naszej polityki wschodniej). Uwaga – tu nie ma znaczenia pojęcie winy, liczą się fakty, a w polityce faktów jesteśmy bardzo słabi. Sami tak się przedstawiliśmy.

    Najbardziej przerażający jest brak jakiejkolwiek refleksji ze strony naszych władz. Premier z trybuny sejmowej nawołuje do zachowania jedności Unii, a zarazem przez lata toleruje swój kraj w roli konia trojańskiego obcego mocarstwa – skutecznie prowadzącego politykę destrukcji strategicznego partnerstwa pomiędzy Unią Europejską a Federacją Rosyjską. To jest nie do pojęcia!

    Tak jak mamy wojny nowego typu, tak też mamy sojusze nowego typu. Trzeba założyć, że nawet „strategiczny przyjaciel” może mieć inne interesy długofalowe i je umiejętnie starać się realizować – doprowadzając do przewartościowania i nawet do konfliktu, sprowadzając problemy na sojuszników. Potem przecież można zawsze przysłać trochę suchego jedzenia z zapasów i pożyczyć cement na odbudowę…