• 17 marca 2023
    • Soft Power

    Kongres Liberalnych Marek?

    • By krakauer
    • |
    • 28 kwietnia 2014
    • |
    • 2 minuty czytania

    No o te najlepsze Marki ma chodzić tym razem i to u samego zarania naszej obecnej transformacji. Jeden z byłych prominentnych działaczy nieistniejącej już partii uważającej się przed swoimi licznymi przekształceniami za liberalną – oskarżył pośrednio i w sposób dorozumiany jej ówczesne kierownictwo, tak się składa, że dzisiaj pełniące ważne funkcje w państwie o branie pieniędzy. Nie byle, jakich pieniędzy, bo miały to być Marki niemieckie.

    Sama forma przekazania – jak wiadomo w kartonach! Podobno działacze mieli wymieniać w kantorach Marki na naszą lokalną walutę! To były wspaniałe czasy! Działo się w polityce bardzo wiele, a kilkaset tysięcy Marek niemieckich miało pomóc w okrzepnięciu partii politycznej o poglądach liberalnych. Nie ma to jak wolność wymieniania Marek w kantorach (stworzonych jednej nocy, – jako jeden z wielu polskich cudów początku transformacji).

    Źródłem pieniędzy miała być pewna niemiecka partia polityczna i jej kanclerz, osoba tak poważana w Europie, że nie wypada wymieniać jego nazwiska na poziomie domysłów i domniemań sięgających bruku, chociaż trzeba zaznaczyć, że w jego partii politycznej miała miejsce afera finansowa związana właśnie z nielegalnym finansowaniem partii – jednakże to inna historia, wszystko rozpoznane i udowodnione.

    W sumie nie ma w tym nic złego, żeby partia polityczna mogła przyjąć wówczas darowiznę zza granicy, co prawda był zakaz, ale czy to jedna partia polityczna jest oskarżana o przyjmowanie wówczas zagranicznych pieniędzy? Ile to razy lider lewicy światopoglądowej był opluwany za przywiezienie walizki z dolarami z Moskwy? Słynna „pożyczka moskiewska” kosztowała lewicę i jej lidera sporo nerwów. Tymczasem tutaj pokazuje się taka bomba o wręcz atomowej sile rażenia, jakiej nasza scena polityczna jeszcze nie widziała.

    Tutaj proszę państwa nie ma przypadków, to piękny temat zastępczy – nieprzypadkowo „odpalony” w tym momencie kampanii wyborczej. Nie chce się wierzyć, że to zemsta działacza po latach – to byłoby zbyt prymitywne, poza tym w kraju seryjnego samobójcy – trzeba mieć mocne umocowanie, żeby tak sobie poczynać.

    Jeżeli te oskarżenia okażą się prawdziwe, – to nie tylko trzeba będzie powołać komisję parlamentarną, ale przede wszystkim prześwietlić początki naszej obecnej państwowości. Być może to tylko wierzchołek góry lodowej i można stosunkowo prosto dobrać się do całego szeregu patologii. Wielu polityków o śladowym poparciu przez cały dzień próbowało się pod ten „sukces” podpiąć. Oczywiście można tylko gratulować działaczom ich obrotności oraz przede wszystkim zdobycia zaufania niemieckiego partnera – piękne pieniądze. Ciekawe, jeżeli rzeczywiście miało to miejsce, – na co te kwoty zostały przeznaczone i w jakim trybie?

    Zanim zaczniemy oskarżać każdego o wszelkie zło trzeba pamiętać, że początek transformacji był okresem niepewności. Niepewności przede wszystkim o to, czy transformacja się powiedzie. W tym kontekście przekazywanie funduszy przez legalnie działające na zachodzie organizacje związkowe lub partie polityczne nie może nikogo dziwić. Co więcej nie może nikogo dziwić, gdyby darczyńcami nie były wcale partie, tylko co najwyżej działacze i to nie partii, ale jej przybudówek, a tak naprawdę podstawieni agenci stosownych służb. Trzeba umieć patrzeć na sprawy zgodnie z logiką czasów ich „dziania się”. W szczególności po tym jak przez lata Stanu Wojennego korzystało się masowo z pomocy oferowanej przez Zachód – nie można być hipokrytą. Tych paczek polskie społeczeństwo nie zapomni nigdy, dla wielu to był pierwszy żółty ser w życiu, oczywiście mówimy o prawdziwym serze, a nie wyrobach sero-podobnych. Za tą pomoc możemy być państwowo wdzięczni naszym niemieckim, holenderskim, belgijskim, duńskim, austriackim i jeszcze innym przyjaciołom, bez których wsparcia – byłoby jeszcze ciężej, a i tak nie było łatwo.

    Obecne rewelacje kładą się długim cieniem na krystalicznym obrazie mitu założycielskiego wszelkich „błękitnych partii”, nawet niektórzy odstawieni od głównego nurtu politycy – uważają, że to tak naprawdę jedna i ta sama partia. Nie można nie przyznać przynajmniej w części z tego tytułu racji, ponieważ ludzie – na samym czubku – wówczas i dzisiaj są prawie dokładnie ci sami, oczywiście wyczyścili się we własnych szeregach, ale liczy się, że rządzi od lat „grupa błękitnych”.

    Z pewnością książka, w której opublikowano te rewelacje na długo zajmie należne jej miejsce pomiędzy wspomnieniami pewnej „damy polskiej polityki” a rocznikami wydań brukowców. Jeżeli jednak potwierdzi się główna teza – o niemieckim pochodzeniu pieniędzy założycielskich „błękitnych partii”, to mamy nie tylko do czynienia z „dziadkiem z Wehrmachtu 2.0”, ale już wszystkie wybory wygrała opozycja. Można dodać, że w zasadzie zawsze już… będzie wygrywać opozycja.

    Więc może o to komuś potężnemu chodziło a inicjator odegrał rolę, której nie rozumie, bo rozumieć nie musi – taka „odwrócona brzoza” i cała retoryka ogłupienia?

    Tags: , , , , , , , , , , , , ,