- Polityka
Czy poseł naprawdę może mówić co chce?
- By krakauer
- |
- 11 kwietnia 2014
- |
- 2 minuty czytania
Demokracja to wspaniała sprawa, opiera się na pluralizmie, w tym także na dopuszczaniu wypowiedzi, myśli, poglądów, które odróżniają się zarówno pod względem stosowanej retoryki jak i również merytoryki od ogólnie przyjętej skali poprawności politycznej i obyczajowej. W demokracji każdemu wolno głosić to na co ma ochotę, przy czym są stworzone swojego rodzaju bezpieczniki – na styku wolności z prawodawstwem, oczywiście głównie karnym, żeby w generalnym ujęciu piętnować te wypowiedzi, które mogą godzić w wolność jednostek lub ogólną sferę wolności.
Co zrobić jednak, jeżeli wichrzycielem, czy też wichrzycielkom jest poseł – posłanka na Sejm Rzeczpospolitej, czyli osoba znajdująca się pod szczególną ochroną Konstytucji – gwarantującej w naszych realiach naprawdę bardzo wiele. Sprawa nie jest prosta, zwłaszcza gdy zwykłe próby medialnego przeprowadzenia porządku nie zdają egzaminu, gdyż np. dana pani poseł po prostu za nic ma media mainstreamowe i je zupełnie lekceważy, a jej środowisko wszelkie ataki medialne na nią i w ogóle jakiekolwiek oskarżenia uznaje za co najmniej próbę uciszenia i oczywiście prześladowania.
Problem polega na pryncypiach, nie można go rozpatrywać w pojedynczych przypadkach, bo skończy się tak że będziemy masowo wsadzać ludzi z Wiejskiej do „psychiatryka”, jeżeli tylko wsadzimy tam jedną osobę! Sprawa jest ekstremalnie poważna, bo kto jak kto, ale to właśnie posłowie muszą mieć realne zagwarantowanie przysługujących im praw, tutaj nie może być miejsca na najmniejszy margines fikcji. Tymczasem mamy do czynienia z sytuacją, w której niektóre osoby znane z radykalnych poglądów mogą skutecznie zagrozić dotychczasowym relacjom, bo ich popularność wcale nie ogranicza się do ich okręgów wyborczych.
Powoli można mówić o fenomenie radykalizowania się całego szeregu osób na naszej scenie politycznej, właśnie z myślą o zdobyciu większego poparcia wyborczego. Jedni piszą książki obnażające słabości systemu, jeszcze inni wspomnienia, a nieliczni biorą do ręki mikrofon i bawią się w trybunów ludowych. Tego typu spotkania z wyborcami można sobie zobaczyć na popularnym portalu społecznościowym znanej amerykańskiej firmy – specjalizującym się w przechowywaniu materiałów filmowych. Przeważnie wszystko jest robione na jedno kopyto – sprowadza się w zależności od opcji do mniejszej, większej albo totalnej krytyki władzy jako części klasy politycznej jak również poszczególnych osób, ze szczególnie „wdzięcznym” uwzględnieniem osoby pana premiera Donalda Tuska – jako winnego całemu złu, jakie spadło na nasz kraj od co najmniej 300 lat!
Problem więc ma wymiar polityczny, on przykrywa wszelkie rozterki etyczne. Liczy się czysta polityka i to w jaki sposób udaje się przekonać wyborców, jeżeli metody są „trudne” to też nie ma kłopotu, bo cel uświęca środki. Jednakże potem wszyscy się dziwią, że mamy oto jakieś podziały w kraju i że generalnie ludzie się nienawidzą – można to zauważyć w wielu środowiskach – Polacy boją się rozmawiać z nowo poznanymi ludźmi o polityce, albowiem często dochodzi do pyskówek. Po co się stresować?
Czy nie powinniśmy zatem, od posłów i posłanek wymagać nieco więcej? Przede wszystkim żeby przed wszelkimi swoimi wypowiedziami publicznymi najpierw myśleli o państwie! O ludziach, którzy odbierają ich komunikaty jako np. zachętę do poniżania przeciwników politycznych, czy też co jest o wiele groźniejsze – jako jawne przyzwolenie do nienawiści z powodów tożsamościowych, obyczajowych, rasowych – dowolnego fragmentu zła, z którym staramy się walczyć w życiu publicznym, niestety z mizernym skutkiem.
W tym wszystkim tak naprawdę to nie chodzi o nic innego jak o zapewnienie wolności słowa, w warunkach wyższej konieczności motywowanej dobrem państwa, albowiem to co dzisiaj działa na rzecz podziałów – po zmianie ekipy będzie działało dalej, ale poprzez ich utrwalanie, podtrzymywanie i „konsekrowanie” będzie działało na rzecz utrwalenia nowej orientacji systemu. To już pokazuje, że jest to tak naprawdę stawka o wszystko.
Być może warto pomyśleć o takiej zmianie Konstytucji oraz posadowienia posła i senatora w porządku prawnym, żeby osoby te – ustawowo – były zmuszone do przestrzegania pewnych standardów etycznych chociażby tylko poprzez wymóg spełniania pewnych minimów formalnych? Nie sugerujemy tu ograniczania mandatu, który jest i powinien być mandatem wolnym – opartym o sumienie parlamentarzysty, ale o przypomnieniu wszystkim uprzywilejowanym – w czyim imieniu i za czyje pieniądze mogą wieść swoje szczęśliwe i dostatnie parlamentarne życie.