- Paradygmat rozwoju
Jesteśmy w NATO, jesteśmy w Unii Europejskiej, ale nadal pomiędzy Niemcami a Rosją
- By krakauer
- |
- 09 kwietnia 2014
- |
- 2 minuty czytania
Jesteśmy w NATO, jesteśmy w Unii Europejskiej, jesteśmy na zachodzie – naprawdę jest fantastycznie! Przez ponad 10 lat trwał festiwal szczęśliwości opartej na pomyleniu celów ze środkami do ich uzyskania, wszyscy bardzo skutecznie wyparli ze swojej świadomości fakt, że nadal jesteśmy też pomiędzy Niemcami a Rosją.
Geopolitycznie nic się nie zmieniło, poza tą drobnostką, że Niemcy są razem z nami w tym samym bloku wojskowym i sojuszu gospodarczym. Jednakże ten kraj wzorcowo uznaje zarówno NATO jak i Unię Europejską za narzędzia swojej polityki i rozwoju i w tych właśnie celach orientuje się strategicznie zarówno w zakresie polityk gospodarczych jak i wojskowych. Dzisiaj Niemcy – w stosunku do swojego potencjału i potęgi Bundeswehry z czasów „republiki bońskiej” – praktycznie nie mają wojska! Polska po kolejnej transzy dostaw będzie głównym użytkownikiem czołgów Leopard 2 w Europie! Nic dobitniej nie świadczy o wyborze narzędzi polityki i strategii średniookresowej jako niekonfrontacyjnej, z uwzględnieniem ewentualnych operacji pokojowych typu Libia. Niemcy nie zamierzają walczyć, a już na pewno umierać za kogoś lub w czyimś interesie. Oszczędności na armii państwo niemieckie przeznacza na integrację europejską i rozwój gospodarki innowacyjnej. Eksport napędza potęgę niemieckiego przemysłu, a tak się składa, że jednym z głównych rynków współpracujących są rynki Rosji i innych krajów Wspólnoty Niepodległych Państw. O sile tych powiązań mogliśmy przekonać się właśnie w tych dniach, kiedy to Zachód wystosował swoje sankcje wobec Rosji, którymi po prostu się ośmieszył.
W kontekście Niemiec są tylko dwa czynniki powstrzymujące ten kraj przed powrotem do tradycyjnego prowadzenia polityki w Europie. Po pierwsze pozytywny dla gospodarki niemieckiej bilans przedsięwzięcia pod hasłem Unia Europejska a po drugie obecność wojskowa, gospodarcza i polityczna USA w Europie. Tak się akurat składa, że oba te czynniki w tej chwili mają swoje problemy. Unia Europejska ma problem systemowy, z perspektywy Niemiec będący problemem braku właściwych narzędzi zarządzania a USA z Europy się wycofały. Nasz pech polega na tym, że już dzisiaj widać, że Niemcy nie będą szczególnie entuzjastycznie opowiadać się za powrotem obecności wojskowej USA do Europy. O byciu „politycznym karłem” jak we wspominanej powyżej epoce Kohla – w ogóle już dzisiaj nie ma mowy. Niemcy mają swoje interesy geopolityczne, a wśród nich USA to jedynie jeden z wektorów, nic więcej. Na tym polega polityka suwerennego potężnego kraju. Z perspektywy Warszawy możemy tego w ogóle nie dostrzegać, gdy nasz minister mówi o strachu przed niemieckimi czołgami, czy też raczej braku tego strachu (nieważne, liczy się poziom odniesienia z Berlina a z Warszawy). Polska opinia publiczna nie ma nawet pojęcia jak wielkich szkód w relacjach euro-atlantyckich uczyniła afera podsłuchowa, Niemcy m.in. dzięki naświetleniu sprawy przez pana Edwarda Snowdena – zyskali wspaniały argument dla wzmacniania komponentów swojej i europejskiej niezależności od USA.
W tym kontekście jesteśmy więc w NATO, jednakże kto jak nie Niemcy miałby nam przyjść z pomocą w razie zagrożenia? Portugalia? Przepraszam Luksemburg? Kto jest najbliżej? Przy czym to, że Niemcy mają dzisiaj słabą armię nie ma znaczenia, ponieważ to tylko kwestia decyzji politycznej i mogą uzbroić naszą po zęby i/lub odbudować swoją. Przy skali ich zamożności i możliwości produkcyjnych – budowa milionowej armii europejskiej to kwestia 3-5 lat werbunku, szkoleń i wyposażania. Jednakże, po co – jeżeli doskonale rozumieją, że to rodzi olbrzymie koszty, a NIE ZARABIA! Przecież nie będą budować armii na wojnę z krajem, który jest strategicznym partnerem handlowym? Poza tym, lepiej te pieniądze dać Polakom – niech pobudują sobie mosty i drogi (przynajmniej na tyle ile są w stanie).
Właśnie w takim NATO jesteśmy. Właśnie w takiej Unii Europejskiej jesteśmy. Jedynie umiejętne wpasowanie się w miejsce jakie dla nas przewidziano – przy świadomości braku możliwości samookreślenia się ze względu na słabość ogólną – może dać nam kolejne ćwierć wieku spokoju i czasu na modernizację. Tego właśnie najbardziej potrzebujemy – spokoju, bezpieczeństwa i czasu w którym możemy modernizować nasz kraj i bogacić nasze społeczeństwo. Przykład wydarzeń na Ukrainie pokazuje co to znaczy złe odczytanie sygnałów i naiwna wiara w czystą retorykę bez możliwości „kwitowania”. Czas pracy i modernizacji Ukrainy się skończył, teraz to państwo walczy o przetrwanie i byt – już „zapłaciło” za nierozwiązane problemy wewnętrzne wolnością Krymu. Nikogo przy tym nie interesuje jak wykorzystało swoje szanse.
Musimy z lekcji ukraińskiej wyciągnąć pragmatyczne wnioski, wszystko co dzieje się teraz w tym cierpiącym kraju, może w jakiejś mierze dziać się także w Polsce, a jaką mniejszość mamy najliczniejszą – nie trzeba chyba nikomu przypominać? Proszę pamiętać, że różnica potencjałów pomiędzy nami a naszymi sąsiadami jest tak szokująca, że paraliżuje.
Nie pomachamy szabelką! Nie wzniesiemy okrzyku oburzenia do organizacji międzynarodowych! W tym położeniu geopolitycznym albo będziemy stabilnym, przewidywalnym i wartym zaufania partnerem, albo będziemy stabilnym, przewidywalnym i wartym zaufania partnerem z bronią jądrową i inteligentnymi środkami jej przenoszenia. Nie ma „trzeciej” alternatywy…