• 17 marca 2023
    • Wojskowość

    Czy „Środkowoeuropejski Teatr Działań Wojennych” można uważać za otwarty?

    • By krakauer
    • |
    • 03 kwietnia 2014
    • |
    • 2 minuty czytania

    Mamy zimną wojnę z Rosją a NATO nie przyśle dwóch brygad. Zdaniem jednego z emerytowanych prominentnych generałów polskich służb specjalnych zimna wojna w stosunkach z Rosją już trwa (w polskich mediach trwa w najlepsze) i nie jesteśmy na nią przygotowani. Wedle jednego z emerytowanych pułkowników tychże służb – kontrwywiadowczo jesteśmy odsłonięci.

    Premier powtarza po swoim ministrze, który jeszcze niedawno prorokował Ukraińcom, że jak nie podpiszą to będą martwi, że życzyłby sobie większej obecności NATO w Polsce. Pan minister mówił coś o dwóch brygadach wojsk NATO przesuniętych do Polski. Jednakże zdaje się, że sojusznicy są sceptyczni. Niemcy i Holendrzy – stanowiący logistycznie najlepsze uzupełnienie „Teatru Działań Wojennych” w Polsce nie tryskają entuzjazmem jeżeli chodzi o dyslokacje wojsk. Fakt przebazowania lądowych wojsk o zdolności uderzeniowej (ofensywnej) blisko granic Federacji Rosyjskiej – strona rosyjska mogłaby bowiem uznać za prowokacje, poza tym – o czym się już oczywiście wprost nie powie – nikt nie ma zamiaru nadstawiać głowy za nasze błędy. Więc żadnych brygad nie będzie, ale na pocieszenie – czołgi z rozwiązanej jednej brygady Bundeswehry już u nas są! Jak się nam czasowo uda, może jeszcze zdążymy obsadzić drugą! Trochę to będzie nas kosztować, już nie symboliczne EURO, ale co Leopard – to nie Twardy.

    Jeżeli pan minister Sikorski mówi wprost, że „Gdyby znalazły się u nas dwie ciężkie brygady krajów NATO byłby usatysfakcjonowany i szczęśliwy” (Uwaga – kontekst wypowiedzi pana ministra w Weimarze był o wiele szerszy i proszę zwrócić uwagę, że dotyczy auto projekcji stanu emocjonalnego), a pan premier Tusk, że: „Większa obecność NATO także w Polsce wydaje się w niedalekiej perspektywie niezbędna (…).” To zwykli zjadacze chleba mogą zastanawiać się czy już zacząć się bać. Na to nakłada się ze swoją wypowiedzią pan wicepremier Piechociński – chyba już jedyna osoba w rządzie, której trzeźwemu osądowi można ufać – krytykujący pana Sikorskiego za potok słów i nieprecyzyjność języka publicystycznego jakiego głównie ten dyplomata używa. Precyzja to wspaniałe słowo, a od szefa dyplomacji należy oczekiwać, że rozumie czym jest ciężka brygada pancerno-zmechanizowana, jakimi prawami rządzi się jej przemieszczanie i co oznacza logistyka takiej jednostki w praktyce. Jeżeli tego nie wie, powinien mieć możliwość się „kogoś” kto posiada tą tajemną wiedzę zapytać.

    Niestety jednak nawet o to u nas trudno! Z powodów bezpodstawnych i pustych oskarżeń para-korupcyjnych niedawno usunięto z rządu wspaniałego człowieka – pana generała Waldemara Skrzypczaka, który w krótkich żołnierskich słowach mógłby powiedzieć panu ministrowi czym jest brygada pancerno-zmechanizowana i jak się „ją je” zwłaszcza w terenie.

    Bo rozwinięcie takiej jednostki to naprawdę wyzwanie logistyczne i jeżeli nie ma wojny – nie opłaca się ponosić takich kosztów! Bo przecież takie brygady jakby wjechały, to może musiałyby czekać nawet i kilka lat, a żyć i szkolić należy się stale. I to są koszty, które ktoś musi ponieść. Zresztą o bardziej zdecydowaną demonstrację siły trudno ze strony NATO, więc w razie dyslokacji proszę się zastanowić dlaczego rejon jej rozwinięcia byłby prawdopodobnym pierwszym celem dla taktycznych pocisków jądrowych? No, ale to powinien rozumieć nie tylko wojskowy, bo to jest abecadło geopolityki i chyba uczą o tym już w przedszkolach. A chyba najlepiej byłoby jakby pan minister od Spraw Zagranicznych nic już nie mówił i niczego nikomu nie proponował.

    W tym kontekście o wiele bezpieczniejsze politycznie byłoby, gdyby pan Sikorski powiedział, że czułby się bezpieczniejszy, gdyby NATO, a konkretnie USA przekazało Polsce 20 pocisków manewrujących dalekiego zasięgu najnowszej generacji uzbrojonych – każdy w głowicę jądrową małej mocy (oraz nieoznaczoną ilość pocisków z głowicami konwencjonalnymi). Wówczas rzeczywiście wszyscy moglibyśmy czuć się bezpieczniejsi, w szczególności jakby pojawiło się jeszcze z 24 samolotów F-15 zdolnych te rakiety przenosić na spore odległości (jako tzw., broń o podwójnym spuście – sam start oznacza możliwość użycia, ale samoloty można zawsze zawrócić bez odpalania rakiet). No, ale pan minister woli dwie brygady.

    Dziwi to wszystko i zmusza do zastanowienia, czy aby przypadkiem nie są to już objawy paniki, ze strony ludzi którzy przywykli do traktowania zachowań publicystycznych jako realnych sposobów wyrażania woli? Wyjaśnienie życzenia wyrażonego przez pana ministra w sprawie dwóch brygad jest stosunkowo proste. Można przyjąć scenariusz, że w przypadku prowokacji ze strony „dowolnego rodzaju militarnego czynnika trzeciego” (nie NATO, nie Wojsko Polskie, ktoś trzeci) na nasze terytorium, takie wojska z racji swojego istnienia (i naturalnego dążenia do dominacji taktycznej w otoczeniu operacyjnym) musiałyby zareagować, zwłaszcza jeżeli prowokacja miałaby miejsce w ich przestrzeni odpowiedzialności taktycznej. Oznaczałoby to automatycznie wciągnięcie NATO do wojny z krajem oskarżonym o agresję, ponieważ co jest oczywistym – udowodniono by natychmiast, że prowokatorzy to żołnierze „czynnika trzeciego”, nie takie scenografie przecież się do filmów robiło!

    W tym przypadku życzenie naszego pana ministra można z jednej strony uznać za wyraz pogłębionej troski o nasz los a z drugiej – niestety trzeba być sceptycznym, czy ten pan ma pełną świadomość możliwych konsekwencji w przypadku jakiegoś typu trudnej do zdefiniowania zewnętrznej (lub innego typu) prowokacji. Oczywiście po wojnie termojądrowej wschodu z zachodem nie będzie miało znaczenia, czy grupa prowokatorów przyleciała np. na lotnisko w Szymanach z zachodu, południa czy wschodu i w jakie mundury się przebrała a następnie jakim autobusem dotarła do rejonu zgrupowania zachodnich wojsk. Po prostu wówczas już będzie wszystko jedno – sytuacja rozegra się jak w dominie – cios za ciosem, atak i kontratak, zaangażowanie coraz większych sił, których nie mamy zbyt wiele.

    Przecież chyba każdy wojskowy i każdy analityk wie, że Rosja co prawda ma liczbowo mniejszą armię operacyjną niż wszystkie kraje NATO, ale w przypadku Rosji to jest armia która „jest” i ona ma zdolność bojową. W przypadku NATO około 60% stanów etatowych to wojska USA i Turcji, a reszta jest albo skadrowana, albo to w znacznej części wygodni urzędnicy za biurkami przygotowujący w pracy prezentacje w popularnym programie znanej amerykańskiej firmy służącej do tworzenia prezentacji słowno-graficznych, ewentualnie zestawienia tabelaryczne lub zaznaczający coś na mapach. Realnie zdolnego do walki wojska NATO w Europie jest jak na lekarstwo. Można nawet zupełnie poważnie powiedzieć, że po doświadczeniach iracko-afgańskich mamy jedną z lepszych armii o realnych zdolnościach operacyjnych, ale do konfliktu kolonialnego, a nie europejskiego TDW (Teatru Działań Wojennych)! Na bezrybiu i rak ryba, tylko brakuje sprzętu – ale to temat na inny felieton.

    Rosyjskie władze słusznie zwróciły uwagę NATO, że zerwanie współpracy to powrót do retoryki zimnowojennej, trzeba to tak traktować. Odebraliśmy „tamtej stronie” status partnera/obserwatora to też straciliśmy status partnera/obserwatora – zacznijmy realnie zastanawiać się jaki kolejny status osiągniemy?

    Mamy zimną wojnę z Rosją a NATO nie przyśle dwóch brygad, ten stan sami osiągnęliśmy – na własne życzenie, działaniami, deklaracjami i zaniechaniami NASZYCH DEMOKRATYCZNIE WYBRANYCH POLITYKÓW!

    Czy ktoś dzisiaj zastanawia się o co chodziło „na Majdanie”? Ktokolwiek pamięta dlaczego prezydent Wiktor Janukowycz odmówił podpisania porozumienia w Wilnie? Ktokolwiek zastanawia się i analizuje, jaki mieliśmy interes wizerunkowo „pchać się” tam i za pomocą polityki wschodniej wciągnąć w nieszczęście NATO i Unię Europejską? Ktoś myślał wtedy nad konsekwencjami? Myślał, że będzie „pomarańczowa rewolucja 2.0”? Łatwo pójdzie? Owszem może i „zyskaliśmy” (dla zachodnich koncernów) Ukrainę, czy też (docelowo) jakąś jej część. Jednakże nie ma tak, żeby nie było kosztów. Nawet będąc zupełnie oderwanym od rzeczywistości, można zauważyć obserwując przyrodę, że każda akcja rodzi jakąś reakcję. Po sprowokowaniu państwa będącego termonuklearnym supermocarstwem – poprzez naruszenie strefy jego interesów – można się chyba spodziewać, że zareaguje? Zwłaszcza, że ma „raczej bardzo sprawne” i ukierunkowane na efekty „przywództwo”!

    Można też, zapytać odrobinie złośliwie pana ministra i pana premiera – a gdzie są nasze brygady pancerno-zmechanizowane i dlaczego jest ich tak mało? Może są gdzieś jakieś nasze głowice? Jeżeli tak to napełnijmy je gazem rozśmieszającym! Powoli „Środkowoeuropejski Teatr Działań Wojennych” można uważać za otwarty, śmiało zaprośmy wszelkie możliwe wojska niech sobie zrobią z naszego kraju (po raz kolejny) Boże Igrzysko! Pożytek z tego będzie taki, że może ktoś zdąży „coś nakręcić” i chociaż będą nowe filmy „wojenne” na popularnych kanałach dokumentalnych – Ameryki (jeżeli zachowa się pragmatycznie), Kanady, Afryki, Chin i Australii oraz oczywiście wiele „filmików” na popularnym serwisie służącym do przechowywania filmów wideo…

    Ps. A o ewentualnej obronie państw bałtyckich milczmy. Możemy zawsze udawać, że nie wiedzieliśmy, że Litwini to nasi „sojusznicy” z NATO, bo nie rozumiemy ich języka a z używaniem polskiego na Litwie bywają w różnych sytuacjach kłopoty (np. grożą grzywny), dlatego nic nie szkodzi zachować milczenie!

    Rosyjskie tłumaczenie tekstu [tutaj]