- Społeczeństwo
Droga samotnej matki…
- By Izabella Gądek
- |
- 22 marca 2014
- |
- 2 minuty czytania
Zostając samotną matką, nie miałam pojęcia, jaka droga mnie czeka i jak wielkim wyzwaniem jest sprostać roli, jaką niesie za sobą ten stan. Pewnie mało która kobieta, nie mając doświadczenia, potrafi trafnie oceni sytuację, z jaką przyjdzie jej się zmierzyć. Kiedy minął już czas rozpaczliwych pytań i żalu, zaczęłam kroczyć po wyboistej i pełnej zakrętów ścieżce, gdzie, co jakich czas, niespodziewanie wyłaniał się – albo wilczy dół, albo wielka góra z oblodzonym szczytem, nie do zdobycia. Była to droga czasami szeroka i prowadząca mnie ku ciepłym promieniom słońca, a innym razem kamienista i prawie niewidoczna, więc był czas, że gubiłam się zbaczając z niej, długo nie mogąc trafić z powrotem. Droga samotnej matki okazała się trasą trudną i wymagającą podejmowania niezliczonej ilości decyzji, przy jej pokonywaniu. Prowadziła przez setki dylematów, jakie trzeba było rozpatrywać, myśląc już nie tylko o sobie, a zawsze i bezwzględnie kierować się dobrem Istoty, która stała obok nas.
Musze przyznać, że zdarzały mi się upadki w trakcie wieloletniej wędrówki. Buntowałam się, nie potrafiąc przeciwstawić się rzeczywistości, jakiej nie chciałam i jaka miała nie mieć miejsca. Dokładnie nie tak sobie to wymarzyłam. Scenariusz układany od dziecka, poszarpały jakieś ptaszyska i teraz skrawki karteczek rozwiał wiatr, na cztery strony świata żeby nie można było za nic go poskładać. Niejednokrotnie opadałam z sił i szukałam wyjaśnienia sensu walki, jaką podejmuję, żeby przywitać kolejny, taki sam dzień. Z tych letargów budziła mnie radość, jaką dawała mi Moja Mniejsza Część. Potrafiła rozśmieszyć mnie, kiedy z twarzy kapały łzy i dawać otuchę i wiarę swoim istnieniem i dorastaniem. Z czasem coraz więcej w Niej dostrzegałam siebie i tylko duma rosła w mojej duszy, kiedy mogłam patrzeć jak wielkim Darem jest Dziecko. Doceniałam wartość zdrowia i prawidłowego rozwoju, bo widziałam przypadki, kiedy trzeba walczyć o wiele mocniej, niż mnie kazał los.
Kłopoty samotnej matki pojawiają się, niestety na wielu płaszczyznach. Już w pracy nie jest się pełnowartościowym pracownikiem, tylko samotną matką. Zatem oczy zwrócone są w dwójnasób na każde potknięcie, czy dzień wolny. Schody na drodze się piętrzą każdorazowo, jak musisz wziąć urlop chorobowy, a przecież nie masz innego wyjścia, ani możliwości. Jesteś sama, więc albo Ty zaopiekujesz się dzieckiem, albo nikt. Wielkim szczęściem /a w moim przypadku, za co dziękuję szczerze/ jest wsparcie rodziny. Bez niej jest o wiele trudniej. Inne jest poczucie samotności, kiedy mamy za sobą bliskie osoby, rozumiejące i pomocne. W pracy więc nie jest kolorowo i kariera, też raczej nie nabiera gwałtownego przyspieszenia, bo po 8 ustawowych będziesz gnała na złamanie karku już spóźniona do Malucha. Nie ma mowy o wyjazdach służbowych, czy nadgodzinach. Skazana więc jesteś na stałe stanowisko i walkę o jego utrzymanie, co też czasem nie pozwala się wyspać. Kiedy dojrzewasz wreszcie do kredytu, zaczynasz roztaczać wizję własnego miejsca. Pensję masz w okolicach średniej krajowej. Szybko w banku zabierają Ci marzenia o własnym kącie. Zarobki za małe i dodatkowo musisz je podzielić z dzieckiem, a zatem nie masz takiej możliwości, do czasu, kiedy będziesz mieć swoje Szczęście na utrzymaniu. Wiesz już więc, jakie masz możliwości przez najbliższe 20 lat… Innych przyjemności nie rozpatrujesz, bo leki chcą kosztować jak na złość coraz więcej, a jedzenie jakoś mimo twojej diety, niezmiennie pochłania wszystko. Stan zatem, że na nic cię nie stać – jest twoim naturalnym. Nauczyłaś się jednak cieszyć z tego, co daje ci świadomość, że jesteś dla kogoś całym światem i odwrotnie.
Skaliste góry i zbaczanie z drogi dotyczy w dużej mierze również twoich kontaktów z przyjaciółmi i partnerami. Nie jest wszystkim w smak, że ciągniesz za sobą wszędzie uśmiechniętego szkraba. Zapraszana jesteś zatem sporadycznie i w miejsca, gdzie są też inne dzieci. Tam, gdzie udałoby ci się wyrwać samej, trzeba jeszcze przejść aprobatę innych żon, które bacznie obserwują twoje damsko -męskie relacje. Nocne szaleństwa stają się dla ciebie na lata, odległym zapomnianym rewirem.
Były sytuacje, że czułam się jak wyklęta, jak produkt drugiej kategorii, który ma wady nabyte. Ludzie potrafią oceniać i wiedzą z góry, jakby mieli magiczna moc czytania z kuli. Były momenty, że czułam się gorsza, bo nie byłam sama, jakbym nie miała prawa do szczęścia i poukładania życia. Zasypiałam winna, zarówno przed światem jak i przed Moją Częścią, której nie stworzyłam takiego domu, jaki mieć powinna. Byłam młoda i patrzyłam na to inaczej. Teraz wiem, że byłam taka sama jak inni i nie było powodów do stawiania mnie na końcu kolejki. Teraz wiem, że nie miałam wad, tylko wielkie szczęście, jakim mogłam obdarować kogoś odpowiedniego.
Temat partnerów. Tu też mocno pod górę. Fakt, że nie jesteś sama, nie ułatwia randkowych uniesień, jakie i tak byś miała zapełnione myślami o Maluchu. Decyzje zawsze podejmujesz obserwując relacje potencjalnego kandydata z latoroślą, co nie jest proste, jak się często okazuje z dwóch stron. Zatem spotykasz się z kimś, kto rozumie ciebie i zabiega o twoje dziecko, jaka w tej materii posucha chyba wie wiele mam. Często zatrzymuje się ta znajomość w momencie ostatecznych decyzji, aby nigdy już do nich nie wrócić.
Wreszcie na twojej drodze staje szczęście. W twoim sercu kiełkuje miłość, którą chcesz podzielić się z całym światem. Zaczyna się to układać jak z wyobrażeń. Odzyskujesz wiarę w rodzinę. Czujesz się taka wyjątkowa, jednak latorośl przechodzi trudny wiek i z przyjaciół, jakimi byliście do wieku dorastania, stajecie się walczącymi przeciwnikami w jednym domu. Nie umiesz pogodzić się z wrogością ukochanego dziecka i przepełniona żalem i bezsilnością, szukasz rozwiązania i wyjścia z tej sytuacji. Przedmiot miłości stoi po twojej stronie, pomaga ci na ile jest w stanie, jednak wielkość młodzieńczych buntów zaczyna rzutować na wasze porozumienie. Pochłonięta jesteś problemami, jakich przysparza kształtujący swoją przestrzeń życiową – Potomek. Odpycha cię, ucieka, ale doskonale wiesz jak bardzo cię teraz potrzebuje. Pada coraz częściej prośba o wspólne dziecko ze strony Partnera. Ty teraz nie jesteś gotowa na taką decyzję. Wiesz, jaka to odpowiedzialność, znasz tą drogę doskonale. Musisz teraz walczyć o uratowanie Pierworodnego, któremu oddałaś serce w chwili narodzin, zanim z pełnym poświęceniem i zaangażowaniem stanie się to po raz drugi.
On nie chce czekać, aż unormujesz obecną sytuację. Nie wie, czemu nie chcesz tego zrobić. W duchu błagasz! go o zrozumienie, którego tak bardzo potrzebujesz. Musisz wybierać. Klniesz, motasz się, szukasz pomocy, bo zdecydowanie cię to przerasta. Stres zapijasz. Łzy tuszujesz. Boli całe ciało i dusza, wszystko… Długo nosisz w sobie złość i ranę, jaka nie chce się goić..
Wybierasz walkę o dziecko i porozumienie z Nim. Przegrywasz szanse na rodzinę. Tracisz miłość, na którą przecież tak długo czekałaś. Ciężko Ci się z tym pogodzić. Zmieni to wiele lat, jednak nigdy nie będziesz żałować swojej decyzji i z czasem inaczej spojrzysz na siłę miłości i dorosłość partnera, za którym wypłakiwałaś oczy.
Niedługo święta. Twoje „Maleństwo” prowadzi już swoje samodzielne, dorosłe życie. Ty przepychasz się przez kolejne samotne dni, miesiące, lata. Czujesz i radość i smutek. Wiele wygrałaś, jednak nie czujesz zwycięstwa. Wiele sprzeczności poukładało naprzemiennie w tobie życie. Przecież to wszystko miało wyglądać inaczej…
Spędzacie razem czas, przyjaźnicie się. Rozmawiacie o życiu, dylematach i decyzjach. Wspieracie się i nie umiesz nie płakać kiedy słyszysz ,,Mamo, znajdź przy kimś szczęście ,nie ważne kim to nie jest istotne, zaakceptuje każdy twój wybór tylko nie bądź samotna”. Nie żałujesz swoich wyborów. Pogodziłaś się już dawno z życiem i pokora pozwoliła ci na wybaczenie. Doskonale wiesz, że to najtrudniejsze do znalezienia na drodze… którą kroczy wiele stóp…
[Tekst opublikowano pierwotnie na blogu autorki 03.09.2012r., tutaj]