- Polityka
Wyzwaniem dla nas nie jest jedynie „nie przegranie” ewentualnej wojny…
- By krakauer
- |
- 16 marca 2014
- |
- 2 minuty czytania
Podjęta przez mainastream polityczno-medialny retoryka zagrożenia zewnętrznego niestety jest obarczona licznymi wadami, co do metody, co do samej oceny zjawiska, a nawet określenia jego realnego znaczenia.
Część polityków – o dziwo, nawet generałowie oraz dziennikarze skoncentrowali się na ocenie, omawianiu i przedstawianiu naszego potencjału obronnego. Bardzo szybko wyszło szydło z worka, niedoinwestowana przez lata armia jest stosunkowo słaba, niedozbrojona, nienasycona nowoczesnym sprzętem i przede wszystkim – nieliczna. Chyba tylko, dlatego jedynie niektórzy komentatorzy wysilili się, więc na porównywania jakościowe, w ogóle dokonywanie samej oceny potencjału bojowego polskiej armii w takim stanie, w jakim ona dzisiaj się znajduje. Cała reszta bardzo szybko odpuściła, ponieważ wszelkie porównania, w tym opinia jednego z generałów w stanie spoczynku – do niedawna stanowiącego bezpośrednie zaplecze merytoryczne obecnego rządu – jest miażdżąca. Trzy dni i nieprzyjacielskie wojska z kierunku wschodniego mogą osiągnąć stolicę! To ma prawo, to może, to powinno dać do myślenia decydentom, dlatego nie można się dziwić ostrej reakcji samego prezydenta państwa, ponieważ to, że król jest nagi wie chyba każdy, ale za wszelką cenę trzeba uniknąć paniki.
W rzeczywistości bowiem, w całym zasłanianiu się potęgą NATO nie chodzi o to, że nie przegramy ewentualnej wojny, czy też że będziemy robili wszystko, żeby jej nie przegrać. Sedno problemu jest na „wyższym piętrze”, dotychczas wierzyliśmy w to, że samo członkostwo może nas ochronić, bo nikt nie odważy się zaatakować Sojuszu. Tymczasem sytuacja ma jeszcze wymiar poza traktatowy, nagle niczym w amerykańskiej bajce o ludziach w gumowych strojach pojawiają się młodzi mężczyźni z bronią i mamy do czynienia z przewartościowaniem rzeczywistości. Bez realnej siły zdolnej do odstraszania, nie ma w ogóle, o czym mówić – niestety w polityce międzynarodowej nadal część relacji polega na zabijaniu się – czy to się nam podoba czy nie.
Sojusz to wielkie i poważne stowarzyszenie bogatych i potężnych państw, które nie mają zamiaru – bez wyraźnego powodu z nikim się antagonizować. Naszą rolą w tym Sojuszu jest rola państwa buforowego, w razie pełnoskalowego konfliktu – jest bardzo prawdopodobne, że w końcu zostalibyśmy wyzwoleni, może nawet obronieni. Natomiast nam samym musi chodzić o coś więcej, mianowicie o to, żeby nie było politycznych szans na powtórzenie się sytuacji konfliktowej – a z tym nie jest już prosto. Co prawda nie mamy żadnych pretensji terytorialnych do sąsiadów, ale niestety, co najmniej u dwóch sąsiadów są siły polityczne zakładające korektę granicy z Polską. W jednym z tych krajów te siły właśnie w części doszły do władzy. W przypadku rozkładu tej państwowości nie mamy żadnych gwarancji, że naszej granicy nie przekroczą bandy zbrojne już abstrahując od celu i powodu. Co wówczas?
Nie można sobie wyobrazić sytuacji, w której wszystko, co moglibyśmy zrobić dla własnego bezpieczeństwa w regionie to zbrojenie własnej armii oraz liczenie na pomoc sojuszników. Naszym interesem narodowym i w interesie naszego bezpieczeństwa jest prowadzenie takiej polityki wschodniej, żeby angażować w nią wszystkich sąsiadów, jako partnerów w sposób uwzględniający ich interesy. Być może nie da się w ten sposób osiągnąć „takich sukcesów”, z jakimi mamy do czynienia obecnie, ale przynajmniej mielibyśmy możliwość przedstawienia swoich poglądów i sposobu widzenia decyzji sąsiadów – bezpośrednio przy stole rozmów a nie komunikując się za pomocą dzienników telewizyjnych.
W naszym interesie jest – rozmawiać, rozmawiać i jeszcze raz rozmawiać ze wszystkimi, zawsze i bez żadnych warunków wstępnych, którymi tak naprawdę eliminujemy prawa naszych sąsiadów do przedstawiania ich punktów widzenia. Proszę pamiętać, że NIE KAŻDEMU podoba się nasza polityka. Póki, co nikt się nam jednoznacznie nie przeciwstawia jednakże, co – przy tej dynamice wydarzeń może się wydarzyć jutro? Trudno ocenić. Każda cierpliwość się kiedyś wyczerpuje, a my prowadzimy jednoznacznie nieprzyjazną politykę na wschodzie od 25 lat – oczywiście z różnymi natężeniami, ale to, co dzieje się obecnie i od szeregu ostatnich lat to istne Pandemonium zła. Przecież nawet podchodząc zdroworozsądkowo musimy przyjąć, że rzeczywistość naprawdę nie musi być czarno-biała, a na pewno już nie jest biało-czerwona, czy to się nam podoba czy nie.
Wniosek – nasza dyplomacja musi działać głównie i przede wszystkim w naszym własnym interesie, nie musi budzić sojuszników i starać się być „sumieniem” zachodniego świata! Wystarczy, że będziemy się dobrze zajmować sami swoimi interesami, gdzie podstawa jest – otwarta, przyjazna i szczera rozmowa z sąsiadami.
Rozmowa nic nie kosztuje, jednakże czy chcielibyście państwo rozmawiać z kimś, kto wam grozi?
Rosyjskie tłumaczenie tekstu [tutaj]