- Paradygmat rozwoju
Najbliższe wybory pod znakiem narodowej zgody?
- By krakauer
- |
- 16 marca 2014
- |
- 2 minuty czytania
Histeria, jaka została nakręcona przez establishment w związku z destabilizacją w niektórych rejonach Ukrainy została wspaniale skonsumowana przez naszą scenę polityczną. Lider opozycji obarczający winą za śmierć brata – urzędującego premiera – klaskał mu brawo! Ponieważ tak naprawdę wszystkim opłacało się zakończenie wojny polsko-polskiej, gdyż nie dało się z niej wyjść z twarzą. Dzięki zjednoczeniu wokół spraw dotyczących polityki zagranicznej na kierunku wschodnim zbudowano istotne mosty pomiędzy zwaśnionymi obozami, a takie działania jak intensyfikacja kontaktów oraz przejmowanie spadochroniarzy – mają na celu tylko jedno – doprowadzić do zmiany retoryki.
Nie jest bowiem możliwe, żeby w sytuacji rzekomego zagrożenia bezpieczeństwa państwa z zewnątrz, ktoś odważył się krytykować pana premiera za np. kolejki do lecznictwa onkologicznego lub prawa kobiet, albo inne problemy którymi żyła nasza klasa polityczna przez ostatnie lata. Jeżeli decydujemy się dalej na retorykę obrony przed „wrogiem u bram”, historii, która może pokazać swoje „parszywe oblicze”, to nie ma żartów. Potrzebujemy zgody narodowej a nie głupiego marnowania czasu na jakieś dyskusje o OFE lub innych tematach zastępczych, których tak na prawdę nikt nie chce słuchać, bo każdy woli liczyć samoloty, których nie mamy zbyt wiele i czołgi, które podobno jeszcze są.
Opozycja teoretycznie ma ułatwione zadanie, musiałaby jedynie wykazać, na czym polegał błąd w założeniu odnośnie naszego zaangażowania na rzecz tzw. polityki wschodniej i następnie oskarżyć o to rząd. Jednakże powiedzenie prawdy społeczeństwu byłoby zdecydowanie wbrew mainstreamowi, dla którego „kierunek wschodni” to Pandemonium w piekle! Samo zło i odwieczne zagrożenie! Nie da się walczyć z emocjami, które rządzą ludzką percepcją – zbyt długo okłamywano społeczeństwo manipulując faktami. Oczywiście po takim postawieniu spraw – rządzący mogliby oskarżyć opozycję o „ideologię zdrady narodowej”, posługując się tymi mitami i tym obrazem rzeczywistości, który istnieje w ludzkiej percepcji.
Z powyższych względów opozycji nie opłaca się powiedzieć prawdy do uderzenia w rząd, a rządowi nie opłaca się podnosić nuty patriotycznej – żeby nie wyszło na to, że straszy ludzi wojną. Natomiast, jeżeli zrobią to na raz obie partie – wówczas wszystko jest w porządku, po prostu rozgrywka przenosi się jeszcze na jedno pole, którym można pięknie zakryć fakty trudne w polityce wewnętrznej.
Może to przyjąć postać narodowej zgody, ponieważ główna partia opozycyjna nie odważy się oskarżyć rządzących o narażenie losu państwa przez zaangażowanie w sprawy ukraińskie, gdyż jej politycy stali na Majdanie – wykrzykując banderowskie hasła przed tłumem z banderowskimi flagami – widziała to w telewizji cała Polska! Na taki szczyt hipokryzji nie zdobyłby się chyba nawet lider opozycji, dlatego właśnie dojdzie do milczącego porozumienia, w którym wszystkim będzie zależało na zajmowaniu się sprawami polityki zewnętrznej.
W praktyce znowu stracimy na tym wszyscy i to, co najmniej podwójnie. Najpierw ucierpi dyskusja wewnętrzna, do tej pory pozorna, nie zyska na merytoryczności, ponieważ nikomu nie będzie wygodnie krytykować się i rozliczać z poszczególnych kwestii merytorycznych jak np. OFE. Po drugie, ponieważ nadal będziemy, jako państwo brnąć w jednostronnie zaangażowaną retorykę nacechowaną ksenofobią i brakiem widzenia w sąsiedzie partnera, który ma pełne prawo do reprezentowania swoich racji.
Trzeba bić na alarm, ponieważ jeżeli najbliższe wybory przejdą pod znakiem narodowej zgody, to może się zdarzyć, że ten konformizm doprowadzi naszą Ojczyznę do zguby, ponieważ nie ma czegoś takiego jak bazowanie na gdybaniu. Geopolityka rządzi się swoimi prawami, nie ma drugiego tak głośno krzyczącego w sprawie obecnego kryzysu rządu jak rząd Polski. Owszem nastąpiło pewne zreflektowanie się, jednakże to wszystko mało, ponieważ w percepcji społeczeństw wschodu i zachodu już zakodowano, że „tym w Warszawie” to nie wiadomo do końca, o co chodzi, bo przecież nikt ich nie atakuje.
Do wyborów jest jeszcze trochę czasu, mając na uwadze to, jaki poziom niechęci społeczeństwa został zdiagnozowany wobec obecnej polityki rządu na wschodzie, jest duże pole do zagospodarowania – jednakże odważny musi się przeciwstawić całemu mainstreamowi, a przede wszystkim musi mieć na tyle znane nazwisko, żeby w ogóle być słyszalnym. Do wzięcia jest około 20-30% poparcia, jest o co zawalczyć.