- Soft Power
Lojalność, zapomniane słowo polskiej „elity” politycznej
- By IVV
- |
- 09 marca 2014
- |
- 2 minuty czytania
Przeraźliwy krzyk byłego polityka PO pana Jana Marii Rokity „Niemcy mnie bija, ratujcie” był wykpiony na tysiąc sposobów. Ale był na swój sposób krzykiem człowieka, który przy całej swojej ekscentryczności, osobliwych poglądach na świat i życie chyba przez nikogo w naszym kraju nie mógłby zostać uznany za osobę agresywną, owszem czasami irytująca, często sprawiał i sprawia wrażenie osoby, która najpierw powie a później myśli bądź nie, nad ewentualnymi konsekwencjami. Zaskakujące jednak jest, że ten człowiek, którego niemieccy antyterroryści brutalnie wywlekali z samolotu stał się głównie obiektem kpin. Co by nie mówić o panu Janie Rokicie, w sytuacji kiedy jego małżonką, zdecydowała się wystartować do parlamentu z list PiS postawił, się honorowo wycofać z życia publicznego.
Od zdarzenia w samolocie niemieckiego przewoźnika minęło już kilka lat ale nadal co jakiś czas pojawia się informacja o nieopublikowanych zdjęciach z tego zdarzenia. Szkoda że autor nie zdecydował się na ich upublicznienie może by rzuciły nowe świtało na ten bulwersujący przypadek.
Generalnie polscy politycy maja pecha do niemieckich lotnisk. Poseł Europarlamentu, pan Jacek Protasiewicz wdał się w coś co niektóre media relacjonowały jako rzekomą pyskówkę z niemieckim pogranicznikiem, możliwe, że dwie butelki wina (jak sam deklarował) na pokładzie za mocno mu zaszumiały w głowie bo różnie organizm reaguje na dużej wysokości. Możliwe, ze przez niezrozumienie języka powstał konflikt ale pomijając wszystko miał POLSKI PASZPORT DYPLOMATYCZNY. Pogranicznik powinien zacisnąć zęby i przepuścić europosła dalej. Dyplomata winien być nietykalny, jeszcze rozumiem jakby popełnił przestępstwo z kategorii umyślnych. Ale nawet nie pijanych a schlanych ludzi na lotniskach nie brakuje, sam widziałem tak spitych rodaków Goethego na jednym z polskich lotnisk, że ledwie trzymali się na nogach a obsługa naziemna musiała sobie radzić z ich „zalotami” i nikt nie skuł ich i nie odstawił do izby wytrzeźwień. Nawet zakładając, że Jacek Protasiewicz przekroczył granice dobrego wychowania a nawet złamał przepisy to nasz rząd powinien złożyć najpierw stanowczy protest w sprawie naruszenia immunitetu a później w ramach struktur partyjnych go ukarać.
Jeśli sami nie będziemy siebie szanować to kto nasz uszanuje? Wszyscy, którzy podróżują wiedzą, ze na rożnych lotniskach obsługa ma rożny stopień tolerancji i inne podejście do pasażerów innych narodowości, a lotnisko we Frankfurcie podobnie jak inne lotniska słyną z wyjątkowo obcesowego traktowania ludzi z krajów Europy centralnej i wschodniej, mieszkańców krajów bałkańskich czy też Turcji.
Popytajcie państwo wśród znajomych, pewnie usłyszycie nie jedną historię o tym co się przytrafiło kiedy się odprawiali u naszych zachodnich sąsiadów. W oczach stoi mi historia, kiedy po kilkunastu godzinach oczekiwania w kolejce jeszcze na Polsko-Czechosłowackiej granicy czeska celniczka poprosiła Polaków o wyciągnięcie wszystkiego z dużego fiata, tylko po to aby później poganiać Polaków, aby wszystko ponownie zapakowali i odjechali. Niby wszystko było w porządku ale jednak ponowne upchanie samochodu pod okiem krzyczącej celniczki nie było łatwe, ba w zasadzie było niemożliwe. Ktoś kto przekraczał dowolną granicę z Izraelem, zrozumie jak nieprzyjemna może być granica dla człowieka który przywykł już do życia w strefie Schengen. Ciekawe co by zrobili obywatele Niemiec, czy Izraela gdyby choć raz byli tak potraktowani na polskiej granicy na dowolnym lotnisku jak traktowani są u nich Polacy. Nawet gdyby to były tylko takie same procedury jak na ich lotniskach. Niemcy by składali skargi wszędzie gdzie to możliwe a obywatele Izraela uznali by, że Polacy to antysemici represjonujący ich ze względu na narodowość. Więc kiedy kolejny raz usłyszymy o jakiejś niemiłej przygodzie z udziałem naszych rodaków to zanim odsądzimy ich od czci i wiary postarajmy się być obiektywni.
Tak na marginesie kiedy wiele lat temu przekraczałem będąc w podroży służbowej granice z okręgiem kaliningradzkim w Braniewie, polski pogranicznik najpierw upewnił się ile mam alkoholu a kiedy uznał, że to naprawdę wyjazd służbowy zostałem zamknięty w przedziale. Okazało się, że ten pociąg to pociąg czysto przemytniczy, cały wypchany kontrabandą, ale nawet wtedy pogranicznicy i celnicy wobec odwiedzających nas „zarobkowych turystów” zachowywali się przyzwoicie – bo nieregulaminowe zwracanie się per „ty” działało w obie strony…