- Wojskowość
Czy rosyjski Kaliningrad i Białoruś na nas uderzą?
- By krakauer
- |
- 04 marca 2014
- |
- 2 minuty czytania
Rzeczywistość zmienia się z dnia na dzień, nagłe manewry wojsk w Kaliningradzie – mogą stać się zapowiedzią do agresji na terytorium Polski lub Litwy, sytuacja jest nieobliczalna ponieważ nasz sąsiad – Federacja Rosyjska – została zmuszona podnieść stawkę w bardzo niebezpiecznej grze o Ukrainę. Presja jaką zastosowano wobec Rosji jest bez precedensu w dotychczasowych stosunkach.
Jest oczywistym, że Rosja ma prawo bronić siebie i swoich sojuszników i że najlepszą obroną jest atak, jednakże z naszej strony nic ani Rosjanom, ani Białorusinom nie zagraża. Społeczeństwo polskie niestety ponosi odpowiedzialność za działania jego przedstawicieli, chociaż nie miało większego wpływu na ich politykę w ostatnich latach. Jeżeli dojdzie do prowokacji lub polityki faktów dokonanych, wówczas stoczymy się w odmęt szaleństwa – w zasadzie bez wyraźnego powodu, albowiem na przestrzeni ostatnich lat w naszych stosunkach – formalnie nie wydarzyło się nic takiego, co uzasadniałoby działania zbrojne. Natomiast musimy pamiętać, że to Federacja Rosyjska została sprowokowana – atakiem soft power „niewidzialnej ręki Majdanu” na jej strefę bezpośrednich interesów. Tylko od Rosjan zależy jakiej odpowiedzi będą chcieli udzielić. Jeżeli będą nią działania zbrojne, musimy się z tym – pomimo całej niechęci w konfliktowaniu się z Rosjanami – niestety liczyć.
Polska jest narzędziem w polityce międzynarodowej wielkich zachodnich sił, mało na tym zyskała, a teraz może przyjść dzień, kiedy poniesie konsekwencje zezwolenia na działania konia trojańskiego – pewnego ministra, który na pewno nie reprezentuje jej interesów, ale niestety działa w naszym formalnym imieniu. W efekcie, czy to się nam podoba czy nie – możemy być skonfrontowani z Rosjanami.
Biorąc pod uwagę wybitną zdolność Rosjan do działań opartych na taktyce salami, czynienia zmian w sferze realnej bez formalnego deklarowania swoich zamiarów, a kwestie prawa międzynarodowego od czasów Kosowa Moskwa ma prawo interpretować adekwatnie do tego, jak interpretował je Zachód – rząd Polski powinien zwrócić się do NATO z żądaniem poinformowania władz Federacji Rosyjskiej, że JAKIEKOLWIEK działania formacji militarnych lub paramilitarnych – z terenów ich właściwości administracyjnej – dokonywane na terytorium Polski lub Litwy (poza pasem granicznym, bo wiadomo że nawet wojsko może zabłądzić) będą potraktowane jako rozpoczęcie agresywnej wojny napastniczej, bez jej wypowiedzenia. Do tego bardzo ważne są odpowiednie zachowania sojuszników, którzy już w tym rejonie powinni być, żeby atak na nasze lub litewskie terytorium był zarazem atakiem na żołnierzy z innych krajów NATO.
Nie mamy bowiem żadnych gwarancji, że za tydzień po ulicach Olsztyna lub Białegostoku nie będą spacerować rosyjskojęzyczni mężczyźni z bronią długą i w mundurach moro, bez dystynkcji wojskowych i oznaczeń państwowych, a w mediach rosyjskich usłyszymy soft power o „Polsce właściwej” i naturalnych prawach mieszkańców „Jeszcze bardziej zachodniej Białorusi” do mówienia po rosyjsku i co jest jak najbardziej naturalne – oddania się pod opiekę Federacji Rosyjskiej i splecionej w sojuszu wojskowym Białorusi. Naprawdę, czy to się nam podoba czy nie, ale Rosjanie są twardszymi graczami i mogą taki scenariusz przeprowadzić, a nie będzie to nic innego od tego co państwa zachodnie zrobiły naszym słowiańskim Braciom i Siostrom Serbom w Kosowie. Tam mechanizm był podobny, nawet organizację terrorystyczną handlującą organami jeńców, żywymi kobietami w celach nierządu i narkotykami – nazwaną armią wyzwoleńczą! Po fakcie – pod groźbą kolejnych bombardowań stolicy zmuszono Serbię do pogodzenia się z „secesją” arcyserbskiej prowincji zamieszkałej przez ludność napływową. Na podwieczorek liczne kraje uznały ten fakt, w tym niestety uczynił to także rząd w Polsce. Proszę się nie dziwić, że Rosjanie są pojętnymi uczniami i doskonale przestudiowali metody działania zachodnich służb specjalnych i ich pomagierów. Po casusie Kosowa, gdzie po prostu zgwałcono prawo międzynarodowe i podeptano ład powojennej Europy, gdzie nie zdarzyła się przymusowa zmiana granic od końca wojny – wszystko jest możliwe, to Zachód udowodnił, że liczy się ten kto ma czołgi i lotnictwo. A akurat tak się składa szanowni państwo, że w Rosji zarówno czołgów jak i lotnictwa nie brakuje…
Rząd RP powinien już dzisiaj przeprowadzić mobilizację, wszystko co możemy obecnie zrobić, to zmobilizować rezerwy – takie jakie posiadamy i przeszkolić, je tak jak jesteśmy w stanie w stosunkowo krótkim czasie. Przy dużym wysiłku jesteśmy w stanie zmobilizować milionową armię, składającą się głównie z piechoty, jednakże przy odpowiednim rozmieszczeniu, dozbrojeniu i wykorzystaniu posiadanego sprzętu – oraz przy pewnym poziomie wsparcia sojuszników, jesteśmy w stanie konwencjonalnie się obronić przed armią Federacji Rosyjskiej i Białorusi (mniej więcej na linii Kołobrzeg – Poznań – Wrocław), ale nie ma co marzyć jeżeli chodzi o obronę państw bałtyckich – ta pułapka strategiczna NATO, może nas tylko osłabić, jeżeli nie zostanie należycie wzmocniona przez sojuszników z taktyczną bronią jądrową w Polsce włącznie.
Oczywiście taka demonstracja siły i zdolności mobilizacyjnych – kosztowałaby sporo pieniędzy, budżet padnie po miesiącu, a rezerw nie mamy. Jednakże bezpieczeństwo kraju jest tego warte, W zasadzie nie mamy alternatywy – na Rosję nie działa strategia miękkiego powstrzymywania, ona jest nieskuteczna, ponieważ mamy do czynienia z ludźmi już tyle razy przez Zachód oszukanymi, że w konsekwencji liczy się tylko rachunek strategiczny. Jest jeszcze szansa, że Pan Władimir Putin – Prezydent Federacji Rosyjskiej, nie będzie traktował Polaków jako wrogów, pomimo wrogości naszego rządu. W konflikcie nie zawahamy się przed działaniami odsuwającymi realne zagrożenie militarne od naszych granic, jednakże trzeba walczyć symetrycznie tzn. nie powinno się atakować bardziej niż to jest potrzebne do odparcia ataku.
Oczywiście brakuje nam broni jądrowej, jednakże tu jest wóz albo przewóz, jeżeli Federacja Rosyjska użyłaby na terytorium kraju NATO broni jądrowej, wówczas będziemy oczekiwać adekwatnej odpowiedzi ze strony naszego strategicznego sojusznika, przy czym – wówczas będzie to już wojna na wyniszczenie. Tutaj Uwaga – możemy się niestety rozczarować.
Po ewentualnym ataku jądrowym na Polskę, władze Federacji Rosyjskiej muszą liczyć się z tym, że Ci Polacy, którzy przeżyją będą mieli tylko jeden cel – zabić wszystkich wrogów, a ponieważ nie będziemy mieli dokąd wrócić – pozostanie nam jedynie pokonać Rosjan, albo… zrobić rewolucję i zrzucić własny rząd, jednakże wówczas na pewno Zachód nam nie podaruje i skorzysta z okazji, żeby mogło zginąć więcej Polaków, a zachodnia granica Polski wróciła do stanu z 1938 roku. Nie będzie innego scenariusza.
Warto też pomyśleć o zacieśnieniu współpracy z litewskim sojusznikiem, tak żeby zawczasu rozmieścić wojska w taki sposób, żeby były one trudne do zniszczenia atakiem jądrowym, a mogły pokonać Kaliningrad i wyjść na pozycje na Białorusi. To jest możliwe po zapomnieniu o krzywdzie polskiej mniejszości na Litwie jak również celowe, żeby mieć pod względną kontrolą działania Litwinów, zdolnych do prowokacji kosztem naszej mniejszości narodowej na Litwie. Niestety lata wrogości litewskiej powodują, że nie można automatycznie polegać na tym sojuszniku, jednakże to wina tylko i wyłącznie Litwinów, jeżeli zabrakło im 25 lat czasu na pojednanie – po mordach w Ponarach (i innych), to o czym my w ogóle mówimy?
Na marginesie pojawia się problem bałtyckiej „rury”. Nie do zaakceptowania jest fakt, że sojusznicze Niemcy finansują Rosję prowadzącą wojnę na wyniszczenie z Polską. Jednakże atak na gazociąg podmorski – cwani Niemcy mogą potraktować jako zerwanie przez Polskę sojuszu, przy czym UWAGA nie ma znaczenia, kto tego ataku dokona, to może być zwykła parszywa prowokacja stanowiąca pretekst do wojny na drugim froncie, a przynajmniej odmówienia pomocy. Dlatego najlepiej, żeby rurociąg oficjalnie zniszczyli Amerykanie – mają do tego możliwości techniczne, bez konieczności angażowania się na Bałtyku.
Kwestią jednakże fundamentalną – wymagającą rozważenia – jest ewentualne przygotowanie – póki nie jest za późno – broni ostatecznej odpowiedzi, na wypadek, gdyby Federacja Rosyjska dokonała ataku jądrowego na terytorium Polski a zachodni sojusznicy nas jak to mają w zwyczaju – osamotnili. Ewentualnie, gdyby zachodni sojusznicy uznali, że po ataku jądrowym nie ma już państwa polskiego i można zająć jego byłe zachodnie tereny. Przy obecnym poziomie technologii „bio” stosunkowo szybko, w czasie do 4 miesięcy można przygotować gotowe szczepy zaawansowanej broni biologicznej (niestety niestabilnej, ale przez to doskonale nadającej się jako ostateczna broń odwetowa – bo totalnie nieprzewidywalnej, Uwaga to prawdziwa broń końca świata, tutaj w scenariuszu max wchodzi w grę unicestwienie w ogóle kręgowego życia na Ziemi) oraz przygotować środki jej przenoszenia, w taki sposób żeby dokonać adekwatnej odpowiedzi – przynajmniej zemścić się, jeżeli kraj zostanie zniszczony w termojądrowej kuli ognia lub podwójnie zdradzony przez sojuszników. W takim scenariuszu KAŻDY przeciwnik musiałby się liczyć z atakiem odwetowym i śmiercią kilku-kilkunastu lub może kilkudziesięciu milionów własnych obywateli – w zależności od skali powodzenia takiego ataku. TU NIE MOŻE BYĆ CZCZYCH DEKLARACJI – TU TRZEBA STAWIAĆ SPRAWĘ JASNO I MÓWIĆ KAŻDEMU – ZAATAKUJECIE NAS – BĘDZIEMY WAS ZABIJAĆ DO KOŃCA ŚWIATA I JESZCZE JEDEN DZIEŃ DŁUŻEJ! Oczywiście ze względu na gęstość zaludnienia – nasza broń biologiczna o wiele większe zniszczenia uczyniłaby na zachodzie niż wschodzie. Jednakże trzeba mieć świadomość, że jej skutków nie moglibyśmy kontrolować, niekontrolowany – mutujący się wirus bojowy dosięgnąłby także naszą ludność, nawet jeżeli – co jest oczywiste, wraz z wirusem opracowalibyśmy szczepionkę. To straszna broń, ale to broń której musi się bać nawet potężny przeciwnik. Nie ma kraju, który zamknie całe społeczeństwo w bunkrach na 1-3 lat, na tyle bowiem można zapewnić samo-replikowanie się wirusa.
Nie ma innej alternatywy. To nie Rosjanie doprowadzili do destabilizacji politycznej regionu, to nie Moskwa pierwsza sięgnęła po oręż i to nie Moskwa ponosi za wszystko co się wydarzy odpowiedzialność. Jednakże w wyniku zawartych sojuszy musimy mieć świadomość, że niestety Rosjanie mogą nas potraktować jako wrogów, wówczas – z ciężkim sercem, jednakże trzeba będzie przeciwko nim walczyć, przynajmniej tak długo zanim znowu nie zdradzą nas zachodni alianci lub nasz tzw. własny rząd. Co pokazuje pełny bezsens wojny Słowian.
Nie ma bowiem większego dramatu niż wojna wśród Słowian! W licznych niemieckojęzycznych publikacjach przewija się wątek rozważań o II Wojnie, gdzie autorzy dywagują – jaki byłby wynik bitwy stalingradzkiej, moskiewskiej, na Łuku Kurskim, gdyby Rzesza dysponowała takim wsparciem jakie miał Napoleon…, w kontekście udziału Polaków. Strasznie mylą się ci panowie, albowiem wynik mógłby być tylko iście napoleoński…, ewentualnie dramat potrwałby dwa lata dłużej… jednakże wynik byłby taki sam jak był w 1942, 1943 i 1945…, czyli taki jaki był zawsze! nie da się bowiem pokonać Rosji – jest za duża, jak ktoś nie wie o co chodzi niech kupi globus i nim kręci – „to duże” cały czas na Wschód to właśnie Rosja.
Tymczasem, nie zaszkodzi pomodlić się o pokój i przyjaźń pomiędzy słowiańskimi narodami, w której jednak nie ma i nie będzie nigdy miejsca dla uległości wobec Faszyzmu. Walka z faszyzmem warta jest wszelkich poświęceń – miejmy nadzieję, że Rosja się z niej nie wycofa, a zarazem że Polacy nie będą wrogami dla Rosjan.