- Polityka
Ukraińska opozycja już przegrała Krym, czy przegra kraj lub może pół kraju?
- By krakauer
- |
- 04 marca 2014
- |
- 2 minuty czytania
Wszystko kosztuje, rewolucja także kosztuje. W historii państw i narodów nigdy nie było nic za darmo. Rachunki pojawiają się szczególnie w okresach przesileń, kiedy to system nie jest w stanie w sposób jednoznaczny i wystarczająco odporny – umiejętnie zachować się wobec zagrożeń zewnętrznych oraz wewnętrznych.
Sytuacja z jaką mamy do czynienia na Ukrainie przerasta skalę emocji rewolucyjnie nastawionego Majdanu, który o czym trzeba pamiętać miał postulaty głównie klasowe – domagające się rewitalizacji państwa i stosunków w nim panujących, obok nich pojawiły się także i inne nurty, w tym nieszczęście nacjonalizmu, które zaowocowało wycofaniem prawnych gwarancji językowych dla mniejszości narodowych i potem było już tylko gorzej. Dzisiaj mamy już eskalację konfliktu – jego początek nie ma znaczenia.
Rewolucyjny rząd Ukrainy – zachowuje się niesłychanie pragmatycznie i ostrożnie, to że jednostki ukraińskiego wojska nie walczą i nie dają się sprowokować, to musi być dowód na odgórnie sterowaną akcję, albo przeciwnie na rozkład zdezorientowanej armii ukraińskiej – czego przykładem było postępowanie dowódcy floty, w istocie hańbiące i zdradzieckie, aczkolwiek w kontekście kontrrewolucji lub rewolucji równoległej – uprawnione. Ukraińcy nie dając się sprowokować – chcą za wszelką cenę, jak do tej chwili – cenę Krymu – uniknąć konfrontacji i obalenia rewolucji lub podziału kraju. To bardzo mądra strategia, świadcząca o dojrzałości politycznej rewolucyjnych władz Ukrainy.
Jednakże tutaj możliwy jest inny scenariusz, otóż bowiem może dojść do separatyzmów na wschodzie Ukrainy, gdzie również może zadziałać taktyka salami, przeciwko której nie ma jak się bronić. Wówczas prawdopodobnie dojdzie do wojny domowej, w której wschodnia część kraju będzie wspierana przez różnej proweniencji ochotników. Władze rewolucyjne oczywiście przegrają wojnę, tracąc część kraju, a w konsekwencji przegrają także wybory. W wyniku czego nastąpi zwrot Ukrainy post-rewolucyjnej na prawo, w kierunku rzeczywistej ksenofobii i próba wzmocnienia tożsamości narodowej poprzez odwołania do historycznych dokonań pod flagami Bandery i pod znakami SS Galizien i innych formacji na służbie niemieckiej z okresu II-giej Wojny Światowej. Wówczas będziemy w przedziwnej sytuacji, w której ponownie wyjdzie na to, że Pan Prezydent Władimir Putin miał rację już na początku – ostrzegając świat przez ukraińskim faszyzmem, tylko nikt go nie chciał słuchać.
Majdan i jego elity, w tym elity partii opozycyjnych popełniły straszny błąd – zrobili rewolucję, zamiast poczekać na wybory, albo dogadać się z legalną przecież władzą – o dopuszczeniu do jej sprawowania swoich przedstawicieli i rządzie porozumienia narodowego o charakterze technicznym. Z pewnością byłoby to o wiele lepsze niż sytuacja taka, z jaką mamy do czynienia obecnie, gdy Kijów przeprowadza mobilizację swoich wojsk, których formalnym dowódcą zgodnie z prawem pozostaje nadal Wiktor Janukowycz, obecnie na wygnaniu w Rosji! Fakt porozumienia z 21 lutego już w ogóle trzeba pominąć, albowiem to Majdan wzywał do jego nieprzestrzegania! To sami Ukraińcy zdecydowali, a raczej „niewidzialna ręka Majdanu”. Można przypuszczać, że opozycjoniści i Majdan – dali się ponieść emocjom, sprowokować, rzeczywiście odnieśli sukces, ale rachunek – w postaci Krymu i rzeczywiście możliwego zagrożenia wojną z tak potężnym sąsiadem jest rachunkiem w cenie równej wartości praktycznie całego państwa. To cena, jakiej nie opłaca się ponosić nikomu, nigdy i w żadnych okolicznościach. Sztuka polityki polega na tym, żeby zawsze mieć alternatywę, jednakże ta alternatywa nie może oznaczać ustępstw bez żadnych gwarancji normalizacji, a w tym przypadku o gwarancjach traktatowych raczej nie ma co myśleć – właśnie dlatego, ponieważ także „majdanowcy” nie dotrzymali porozumienia! Ukraina jest zdana na swoje siły i zdolności swoich polityków. Wynik jest kwestią zdolności do akceptacji strat – wiadomo tylko, że są praktycznie nieuniknione i że będą. Można było poczekać do wyborów? Oczywiście, że można jednakże – tego oczywiście dzisiaj jeszcze nie wiadomo, ale jak z „państwa wszelkiego kłamstwa” ucieknie kolejny Edward Snowden, to prawdopodobnie dowiemy się gdzie ta „niewidzialna ręka Majdanu” miała swoje ramię, przedramię, przegub, bark i połączenia układem nerwowym z mózgiem, może niezbyt lotnym, ale jednak mózgiem – zdolnym do wielkiego kłamstwa i wszelkiego zła.
Ze względu na fakt, że Rosja nie może sobie pozwolić na utrzymywanie na swoim „miękkim podbrzuszu” – wrogo nastawionej do niej „po wojnie” Ukrainy, która z czasem będzie się umacniać dzięki zachodniemu wsparciu, a nacjonalistyczna para-religia i rusofobia – staną się wyznacznikami oficjalnej państwowej retoryki – nastąpi scenariusz podziału. Można się spodziewać, że będą to szybkie decyzje separatystyczne poszczególnych obwodów, do których natychmiast będą wkraczać jednostki wojskowe – domagając się lojalności od żołnierzy i oficerów Armii Ukrainy. Do większej konfrontacji nie dojdzie, zostaną zabezpieczone jedynie te tereny, które są określane mianem „Małorosja”, reszta kraju – będzie pozostawiona sama sobie, albowiem nikt nie będzie ryzykował wojny partyzanckiej na tak dużym terytorium – chociaż wszystko jest możliwe.
Przy czym, żeby zabezpieczyć „Ukrainę Wschodnią”, bardzo rozsądnym krokiem byłoby ustalenie odrębnego statusu dla Kijowa z obszarem centralnym – tam gdzie ludność porozumiewa się na co dzień mieszaniną obu wielkich słowiańskich języków wschodnich, poprzez uczynienie z kilku centralnych obwodów – niezależnego tworu separatystycznego, w sposób absolutny de facto grzebiącego samą idee państwowości ukraińskiej. Wówczas zachodnia Ukraina nie będzie mogła sobie rościć prawa do bycia „tą prawidłową”, albowiem jeszcze zawsze będą „ci trzeci – po środku”. Z punktu widzenia interesów strategicznych Wschodu – nie będzie musiał być to twór trwały, być może zostanie mu powierzony nadzór nas strefą w Czarnobylu? Wówczas istnienie takiego tworu administracyjnego – mogłoby mieć głębszy sens, bo z jednej strony – rozdzielałby obie strony, umożliwiając dialog i kontakty zamiast bezpośredniej konfrontacji a z drugiej – zapewniał przerażonemu Zachodowi możliwość kontrolowania instalacji jądrowych, co jest elementem nie do przecenienia. Po jakimś czasie możliwy jest podział takiej strefy, z podziałem Kijowa na dwie części – zgodnie z układem rzeki Dniepr. Ten model umożliwiłby w układzie międzynarodowym zachowanie gwarancji budapesztańskich Rosji, Wielkiej Brytanii i USA dla Ukrainy – od której po prostu de facto oddzieliły się dwa terytoria. Byłoby to zgodne z prawem międzynarodowym, które musi uwzględniać odniesienie się do nadzwyczajnej zmiany okoliczności.
Tylko taki scenariusz jest w stanie spowodować, że w długiej perspektywie czasowej – Rosja nie będzie miała bezpośredniego problemu z utrzymywaniem biednych i ciągle buntujących się Ukraińców, a z drugiej strony – zachowa to co najważniejsze, zbrojeniowy potencjał przemysłu Ukrainy. Natomiast podział tego kraju – umożliwi spowodowanie, że Ukraińcy zajmą się na lata swoim piekiełkiem, a nie będą myśleć o prowadzeniu polityki, która mogłaby zagrozić Rosji i Rosjanom. Jednakże Ukraina centralna i zachodnia – będą strefami niestabilności.
Niestety Majdan gorzko zapłaci za swój pośpieszony sukces. Chociaż wydarzenia w tej skali – w okresie kampanii wyborczej, byłyby prawdopodobnie jeszcze bardziej radykalne, a przez to niebezpieczne. Trzeba się pogodzić z faktami, nie można robić Ukrainie złudnych nadzieli, jeżeli sami nie rozwiążą swoich problemów – czeka ich morze krwi i łez oraz upadek cywilizacyjny. Tutaj nie ma żartów, tu chodzi o życie prawie 50 mln ludzi!