- Religia i państwo
Dlaczego ze środków publicznych nie należy finansować kultu?
- By krakauer
- |
- 14 lutego 2014
- |
- 2 minuty czytania
Na nowo rozgorzała dyskusja na temat wydatkowania środków publicznych na cele związane z kultem, po tym jak jeden ze znanych księży przyrównał wózek widłowy do kaplicy, oczywiście w kontekście niedawnej hojności pana ministra kultury na wiadomo jak słuszne cele związane z muzeum religijnym przy pewnej długo budowanej świątyni.
Istotą kultu religijnego jest wiara w sacrum. Nie potrzeba niczego więcej, wystarczy sama wiara w sercach i umysłach. Wierzący nie potrzebują niczego, poza przekazaniem słowa o prawdzie i o tym w jaki sposób wierzyć, żeby nie zbłądzić. Jet oczywistym że w warunkach naszej stosunkowo zaawansowanej cywilizacji niezbędnym jest zapewnienie w miarę standaryzowanych warunków szerzenia kultu. Nie da się ukryć, że wierzący – przebywają wspólnie, przykładowo się modląc, uczestnicząc w obrzędach itd. Do tego wszystkiego potrzebna jest jak najbardziej fizyczna infrastruktura, a ta niestety jak wszystko kosztuje.
Finansując ze środków publicznych kult, poprzez np. przyznawanie pieniędzy na budowę dla niego infrastruktury łamiemy zasadę świeckości państwa i jego rozdziału od Kościołów, związków religijnych itd. Państwo polskie sobie istnieje na swoim terytorium, jak również pozwala na specjalnych zasadach funkcjonować Kościołom i związkom religijnym (wyznaniowym) na swoim terenie – z czego te podmioty korzystają, albowiem jest to status wybitnie uprzywilejowany. Co najmniej jeden Kościół, który często nazywamy dominującym posiada na terenie całego kraju rozbudowane struktury administracyjne, które funkcjonują w oparciu o tradycyjnie ugruntowaną sieć osadniczą społeczeństwa, z którego dominująca część jest wyznawcami kultu propagowanego przez tenże Kościół. Wszystko jest wspaniale, jeżeli to wierni sami robią sobie składkę i dają Kościołowi ILE CHCĄ – bez podatku, nasze państwo jest bowiem tak wspaniałe, że pozwala ten instytucji (i jej podobnym) nie płacić podatku od zbiórek i darowizn przeznaczonych na cele związane z kultem. Oznacza to mniej więcej tyle co zakup świec do oświetlenia symbolicznego miejsca na ołtarzu, ogrzania budynku w którym odbywa się kult jak i np. zakupu ubiorów przyjętych dla kapłanów kultu do jego sprawowania. Sprawa jest czysta, banalna, sprawdzona od lat i działa.
Niestety to okazuje się dla funkcjonariuszy Kościoła, zwłaszcza tego dominującego – mało, pomimo tego, że państwo zgadza się nawet na to, żeby zabytkowe obiekty kultu – były restaurowane np. konserwatorko ze środków publicznych – jako liczące się obiekty dla dziedzictwa narodowego.
Nienasyceni ciągle chcą więcej, rozumując w ten sposób że jeżeli oni płaca podatki, jak również dominująca większość obywateli naszego państwa jest wyznawcami danego kultu i do tego też płaci podatki, to nie ma powodu, żeby państwo nie wspierało inicjatyw Kościoła dominującego, skoro wszystko i tak wynika z tych samych źródeł i służy tym samym osobom. Nic bardziej mylnego, albowiem nawet jakby wszyscy byli w naszym kraju wyznawcami danego kultu, a nawet ateiści – nie mieli nic przeciwko dysponowaniu ich pieniędzmi, to państwu i tak nie wolno jest ich wydać na cele związane z kultem ot tak po prostu, bez żadnego uzasadnienia świeckiego celu. Dlatego i tylko dlatego, ponieważ państwo jest oddzielne od Kościoła (-ów), to zupełnie inny podmiot i musi uzasadnić, dlaczego chce inwestować swoje pieniądze we własność innej osoby prawnej, dodatkowo – umocowanej na podstawie umowy międzynarodowej na tym samym terytorium. Po prostu państwo jest państwem i jego środki mają co do zasady służyć sprawom publicznym, a sprawy związane z kultem – nie są sprawami publicznymi, są sprawami grupy wyznawców danego kultu – i nie ma znaczenia, jak wspomniano, że mogą oni stanowić 100% populacji. Jeżeli tak by było, to wymagałoby to innych zapisów w Konstytucji o teokratycznym charakterze państwa, wówczas proszę bardzo – nawet byśmy zrobili dział w budżecie, albo specjalny fundusz (teraz chyba też jest coś takiego!) na cele danego kultu w jednej lub zaakceptowanej przez państwo odmianach – i nie byłoby przeszkód.
Powyższe to oczywiście sytuacja modelowa, w rzeczywistości wszystko jest o wiele bardziej złożone. Nie wszyscy obywatele państwa – podatnicy i wyborcy, są wyznawcami kultów w ogóle, a sami wyznawcy są zdywersyfikowani – mamy pluralizm religijny i światopoglądowy, państwo nie zagląda obywatelom do sumień (z wyjątkiem prześladowanych brakiem rejestracji wyznawców tzw. Kościoła Latającego Potwora Spaghetti).
W naszych realiach konstytucyjnych należałoby przeprowadzić referendum, w którym obywatele – zatwierdziliby ustawę sejmową, która pozwalałaby władzom publicznym na dotowanie – finansowanie, czy też inne formy przekazywania środków publicznych na cele związane z kultem. Oczywiście musiałoby to dotyczyć wszystkich zarejestrowanych Kościołów i związków wyznaniowych. Byłby to szok, pójście o wiele dalej niż zwolnienia podatkowe, ale jeżeli taka byłaby wola wyborców – nie można się jej przeciwstawiać. Tymczasem jednak wierzący muszą pogodzić się z rozdziałem państwa od kościołów i związków, co jest zdrowe i się sprawdza a jako zasada niech będzie utrzymane jak najdłużej.
Pieniądze podatników powinny służyć tylko i wyłącznie celom publicznym, a kościoły powinny być utrzymywane – tylko i wyłącznie z dobrowolnych i niekontrolowanych darowizn wiernych i tych instytucji publicznych, których celem jest wspieranie kultu. Uwaga, jest w tym odrobina perfidii, ponieważ wykluczamy darowizny ze strony przedsiębiorców, te też można dopuszczać, ale z zasady powinny być opodatkowane.