- Polityka
Czeka nas brutalizacja języka w polityce
- By krakauer
- |
- 13 lutego 2014
- |
- 2 minuty czytania
Czeka nas brutalizacja języka w polityce, niestety niektórzy politycy w tym jeden – niezasługujący ani na nazywanie go politykiem, ani człowiekiem a już na pewno nie Polakiem – zwykła kłamliwa propagandowa, a do tego jeszcze zdradziecka szuja, z rodziny wyjątkowych polakożerców – chociaż się do własnego brata nie przyznaje, pozwolił sobie na obrażanie premiera poprzez trawestowanie słów jego małżonki. To się zacznie i będzie się dalej samo napędzać – na drugim biegunie jest bieganie za sobą z karabinami, maczetami i sznurami do wieszania, ale to bardzo dobrze, bo odrobina radykalizmu jest po prostu Polakom dzisiaj potrzebna. Jednakże prawo do radykalnych zachowań mają nowe siły, dotychczas w polityce nieobecne, nie obciążone odpowiedzialnością za kłamstwa, zwodzenie milionów i wysługiwanie się geniuszowi zła i ostatecznego upadku Rzeczpospolitej! O nie, nie, nie! Kto raz zdradził i to taką kanalię – ten zeszmaci się w sposób dowolny, albowiem liczy przede wszystkim na swój własny interes a nie dba o interes ogółu. Najlepiej jakby ta i inne zmanierowane kanalie zniknęły z naszej polityki.
Ponieważ w polityce i zachowaniach politycznych nie ma próżni, każdej akcji musi towarzyszyć reakcja. W tekście „Gnojek i tuman, który spieprzył nam życie, czyli słodki cios w plecy” odnieśliśmy się do tej retoryki, jednakże co wolno pismakowi – niekoniecznie przysługuje politykowi, a nawet politycznej szui. Publiczne wyzywanie premiera – trawestacją słów jego żony zasługuje po prostu na cios po mordzie, zwłaszcza że nie jest prawdziwe, no przynajmniej w części jest nieprawdziwą insynuacją. Jednakże co zrobić jeżeli szuja ukrywa się za immunitetem? Tu dotykamy sedna swawoli niektórych polityków, którym wydaje się, że po nie robieniu niczego przez całą kadencję, nagle przed wyborami – mają prawo zawładnąć naszą sceną publiczną. Nic bardziej mylnego, takich gnojków trzeba z polityki wypchnąć, albowiem niczego nie reprezentują. Gdyby chociaż argumentowali za swoimi racjami w sposób inny niż fabrykowanie historii, czy też odwoływanie się do najpodlejszych emocji o naturze ksenofobicznej – to może jeszcze, jeszcze. Natomiast w tym konkretnym przypadku nie może być żadnej litości – szuja powinna być potraktowana szujowato – zgnojona (cokolwiek to znaczy) i spuszczona do cna.
W tej grze to rządzący są na przegranej pozycji, ponieważ o wiele łatwiej używa się retoryki jaką ułatwiają ostre, często wulgarne słowa do ataku na zbiór faktów niż w obronie przed paplaniną o tym, jakby to się rządziło lepiej i jakich cudów by się dokonało. Rządzącym nie wypada publicznie fechtować się na ostre słowa, ponieważ to odbiera powagi sprawowanemu urzędowi – oczywiście przy założeniu, że język polityki uzasadnia łamanie kanonów języka polskiego i dobrego wychowania. W tym znaczeniu posługiwanie się ostrą retoryką ma wielkie wzięcie zwłaszcza w partiach protestu, które mają nikłe poparcie – mogą wszystko wygrać, a niewiele stracić – bo nie mają niczego, poza kończącą się kadencją kilku najczęściej parszywych działaczy ze zdradą w rodowodzie politycznym. Odbiorcy nie mogą dać się na ten zabieg banalnie nabrać, pamiętając że to co przystoi (i tak z trudem) na portalach internetowych – wyspecjalizowanych w wykrzykiwaniu protestu, absolutnie nie powinno mieć prostego przełożenia na język polityki, ponieważ to świadczy o ograniczeniu intelektualnym takich mówców. Nigdy nie można brać tego co piszą wszelkie media – dosłownie, poza oczywistymi cytatami wypowiedzi różnych oficjeli, ale to inny rodzaj dziennikarstwa. Natomiast wszelka felietonistyka – wszelkie przedstawianie poglądów autora – jak i niniejsze w tej chwili przez państwa czytane – to jedynie czyjeś poglądy. I albo się z nimi nie zgadzamy, albo się zgadzamy trochę, albo śmiejemy się z autora, albo uważamy go za idiotę, imbecyla itd. Natomiast dokonując już wysiłku na przyswojenie treści – mamy szansę na wzbogacenie swojej percepcji – albo i nie, to zależy tylko od nas. Banalne przekonywanie to nic innego jak indoktrynacja, ale w tym specjalizuje się u nas pewna parszywa i plująca jadem gazetka, która właśnie na szczęście bankrutuje – ponieważ „ojcowie założyciele” się pogryźli i bardzo dobrze. Czytając wszelkie aspiracyjne teksty – można się nie zgadzać, a nawet wyśmiewać autora, co więcej można się utożsamiać z poglądami – jednakże to zawsze wynik procesów percepcyjnych dla których tekst stanowi paliwo. Jeżeli mamy do czynienia z prostym przeniesieniem – to indoktrynacja, a nawet plagiat intelektualny.
Proszę zapamiętać – tam gdzie są hasła, nie ma wartości… Może to banalne, ale obrażać krzykiem potrafi każdy głupi, jednakże czy tego życzycie sobie państwo w języku polityki? Przecież oczywistym dla każdego jest to, że konsekwencją takiego języka jest nienawiść i niezdolność do współpracy. A to już samo przez się, dyskredytuje polityka.