• 17 marca 2023
    • Społeczeństwo

    Niedostatek i bieda – codzienność polskich rodzin

    • By krakauer
    • |
    • 04 lutego 2014
    • |
    • 2 minuty czytania

    Niedostatek i bieda to codzienność znacznej części polskich rodzin. Dobrze, że państwowy ośrodek badań statystycznych w sposób niekwestionowany przedstawił badania wyraźnie pokazujące jaka część społeczeństwa żyje w nędzy, biedzie i cierpi niedostatek. Opracowanie „Warunki życia rodzin w Polsce” można pobrać [tutaj].

    W ten sposób to co większość ludzi czuje na podstawie własnych indywidualnych doświadczeń z kontaktów i z relacji ze społeczeństwem – uzyskuje potwierdzenie w postaci rzetelnych badań statystycznych, o których trzeba pamiętać że pokazują pewien stan z okresu badania – dzisiaj może być jeszcze gorzej, a co najważniejsze trend nie zachwyca, raczej powinien powodować zginanie kolan i ból głowy.

    Niestety statystyczny obraz kraju jaki się wyłania z tych niezwykle ciekawych badań GUS – musi zmusić rządzących do zmiany paradygmatów całego szeregu polityk, a nawet do niwelacji części z nich i wprowadzenia nowego rodzaju interwencji – adresowanej bezpośrednio tam gdzie jest taka potrzeba – bezpośrednio do osób żyjących w niedostatku.

    Uwaga to bardzo trudny i wymagający temat, w którym nie ma łatwych rozwiązań, nie da się tutaj walczyć z nieistniejącym „genderem”, ani wyznaczyć sobie dowolnie fikcyjnych celów. Realia wymagają konkretnych działań i płacenia prawdziwymi pieniędzmi, za które można iść do sklepu i kupić jedzenie, zrobić opłaty i się odziać. Często problem polega na splocie różnych niekorzystnych zdarzeń i faktów jak np. zespoleniu bezrobocia, inwalidztwa i patologii – alkoholizmu. Co wówczas? Nie chodzi o to, że społeczeństwo jest wobec takich osób bezradne. Liczy się podstawowe pytanie – czy ma im pomagać, dając możliwość skorzystania z pomocy, czy raczej powinno się przed nimi izolować – zmuszając ich do przyjęcia izolacyjnej formy pomocy, na czas zanim nie doprowadzą swojego życia ponownie do powszechnie akceptowanego systemu wartości.

    Niestety system mamy tak brutalny, że wiele osób nie wytrzymało i nie wytrzymuje mając dość codziennego upokorzenia w miejscu pracy, połączonego z lękiem o stanowisko pracy. Nie da się pracować na umowie śmieciowej za około 800 zł a do tego być ojcem i obywatelem. Realia są przerażające i tu wcale nie chodzi o brak kwalifikacji, ale o stosunek całego naszego systemu społeczno-gospodarczego do człowieka.

    To w przekleństwie neoliberalnego skrzywienia naszej gospodarki tkwią źródła i korzenie zła, powodujące że dzisiaj jakakolwiek burżuazyjna świnia ma czelność w Polsce oferować ludziom pracę za 4 zł netto za godzinę! Nie chodzi nawet o nie respektowanie przepisów o płacy minimalnej i olewaniu państwowego systemu świadczeń przymusowych. Problemem jest sam stosunek do człowieka – to, że można kogoś, kto musi jeść tak samo jak „my”, kto ma dzieci (a przynajmniej powinien je mieć) – kupić za hańbiące 4 złote za godzinę! To skandal powtarzający się w tysiącach miejsc pracy, gdzie rząd i jego inspekcje nie sięgają, bo nie mają szans dotrzeć do wszystkich relacji społeczno-gospodarczych. Właśnie dlatego nasze państwo traci na wiarygodności u własnych obywateli, albowiem ci czują, że jest przyzwolenie na współczesne niewolnictwo. Naprawdę inaczej nie można nazwać życia z kredytem na 35 lat i lękiem o pracę. Chociaż kredyty w Polsce dostają osoby raczej zamożne i dobrze rokujące. Reszta społeczeństwa gnieździ się u rodziców, dziadków, wynajmuje, albo ucieka za granicę gdzie o dziwo pracując w pracach prostych – można wynająć normalne mieszkanie, może nie za duże, ale mimo wszystko da się przeżyć.

    Przez ćwierć wieku transformacji – zrobiliśmy bardzo niewiele, żeby stworzyć warunki do zarobkowania dla osób o niskich i żadnych kwalifikacjach. Coś takiego jak programy robót publicznych – nie istnieje, w zamian za to panuje kult rozdawnictwa, gdzie urzędnicy socjalni – dzielą groszowe zapomogi, po które w długich kolejkach ustawiają się praktycznie zawsze ci sami ludzie. Nie zrobiliśmy nic, żeby z dysfunkcji społecznej wyciągnąć przynajmniej dzieci, oferując im lepsze życie – a przynajmniej w miarę równy start, umożliwiający dorobienie się własną pracą czegokolwiek i stopniowe wyciąganie własnej rodziny z nędzy i biedy.

    Największym przekleństwem są rejony strukturalnej nędzy, mono-miasteczka pozostawione samemu sobie przez państwo, które sprywatyzowało zbankrutowaną działalność, ewentualnie wyczerpała się funkcja. Doświadczamy tego na Śląsku, doświadczamy tego na Mazurach i na Pomorzu Zachodnim – to bardzo bolesne przykłady systemowego rozkładu wszelkich funkcji. Rząd musi sobie uświadomić, że są w naszym państwie miejscowości, które żyją głównie z budżetówki i z transferów społecznych, gdzie przez 25 lat transformacji – pogorszyło się i nie widać perspektyw poprawy! Tam trzeba pilnie, natychmiast interweniować.