• 17 marca 2023
    • Soft Power

    Logika konfliktów ery mediów społecznościowych jest taka sama

    • By krakauer
    • |
    • 29 stycznia 2014
    • |
    • 2 minuty czytania

    Obserwując obecne wydarzenia na Ukrainie, w Tajlandii, wcześniej początek wojny domowej w Syrii, czy próby wprowadzenia chaosu w Egipcie, upadek państwa w Syrii, szybką wymianę kliki rządzącej w Tunezji, jak również bardzo ciekawe próby odsunięcia władz Wenezueli od rządów, rozruchy w Turcji na placu Taksim – wszędzie widać te same schematy. Nawet na siłę próbuje się je przeprowadzić od czasu do czasu w Federacji Rosyjskiej lub Białorusi jednakże tam władza wie jak należy reagować na tego typu – standardowe scenariusze, oczywiście nie wiadomo skąd.

    To szokujące, ale kibiców piłkarskich w Polsce protestujących przeciwko rządowi – skazuje się na grzywny z byle jakiego paragrafu, łamiąc konstytucyjną wolność słowa i prawo do zgromadzeń – wolnych, pełnoletnich obywateli państwa polskiego. Jeżeli jednak podobni im – również groźnie wyglądający ogoleni na łyso młodzi mężczyźni – przychodzą na kijowski Majdan, gdzie budują barykadę i rzucają brukiem w Policję, to się nazywa obowiązek patriotyczny.

    Zepsucie moralne zachodu, jego dwulicowość i podwójne, a nawet dowolnie modyfikowalne standardy to nic nowego, w końcu przecież cała polityka wobec Chin opiera się na hipokryzji i wybiórczym podejściu do praw człowieka, tak jakby np. Tybetu nie było. Jednakże zachód z powodzeniem od lat stosuje te same triki – mamiąc jednych piękną łatką demokracji, praw człowieka i cukierkowych rządów w imię globalizacji a innych piętnuje i dąży do upadku, nie licząc się z konsekwencjami.

    Z powyższych względów nie może dziwić to co się dzieje dzisiaj na Ukrainie. Przy czym uwaga, żeby być dobrze zrozumianym – nikt nie odmawia udziału w Majdanie elementu rzeczywiście patriotycznego pragnącego zmian na lepsze w swoim kraju, prawdopodobnie takich ludzi jest tam większość. Jednakże nazywajmy rzeczy po imieniu, tak samo siły polityczne, które realizują tam swoje interesy, sprytnie przejmując kontrolę i sterując – w konsekwencji będąc zdolnymi do uczynienia nawet z największych patriotów – pożytecznych głupców.

    Dzisiaj nikt już nie może udawać, że nie istnieją media społecznościowe i Internet. Kiedyś obstawienie przez buntowników państwowego radia i telewizji było podstawą każdego zamachu stanu – jeżeli miało się telewizję, nadawało się swoje komunikaty na żywo. Prasę zawsze można było przy pomocy karabinów przymusić do wszystkiego, a w ostateczności powstrzymać kolportaż przy pomocy kilku kostek trotylu lub grzecznego poproszenia kierowców ciężarówek o pójście do domu. Tymczasem media społecznościowe i generalnie fenomen równoległego dostępu do informacji przez Internet jest czymś poza kontrolą i nadzorem ze strony władz publicznych. Można zaryzykować tezę, że większą władzę mają rodzice odbierający dziecku komórkę i operatorzy telefonii komórkowej – rozdający za przysłowiowe złotówki smartfony o możliwościach komputerów sprzed kilku lat, niż rządy. Nie da się bowiem zablokować bezprzewodowego Internetu – to jest fizycznie trudne, a nawet w interesie państwa jest żeby było to niemożliwe, ponieważ bardzo wiele różnych procesów gospodarczych zachodzi przez Internet.

    Jeżeli nie wypracujemy demokratycznych metod zarządzania nowymi mediami, to demokracja będzie zagrożona, albowiem wykorzystanie potęgi komunikacji równoległej – tzn. modelu w którym wszyscy mogą się komunikować ze wszystkimi na raz, w tym samym czasie i równolegle – może być zwrócone przeciwko demokracji. Szczególnie niebezpieczne jest to, że ośrodki zarządzające mediami społecznościowymi są poza kontrolą państw narodowych, ale za to pod wpływem najpotężniejszego państwa świata, podejrzewanego o szpiegowanie całego świata. Czy nikt nie dostrzega tej nierówności i asymetryczności? Fantastycznie, że ludzie mają prawo do wolności w komunikowaniu się, ale dlaczego tylko jedno państwo może administracyjnie – w sposób formalny lub i nie, oddziaływać na to prawo do komunikowania się?

    To stary problem kto kontroluję nadzorcę? Jednakże rozbudowany do milionów użytkowników, którzy często podejmują decyzję w oparciu o nieprawdziwe manipulacje na kanwie własnej zdawkowej percepcji określonych faktów. Czy to jest bezpieczne dla świata? Dotychczas informacje przynajmniej były filtrowane w redakcjach i agencjach informacyjnych, za główne wydania ktoś bierze odpowiedzialność – przestrzega pewnej etyki. Tymczasem w mediach niekontrolowanych – nie ma żadnej kontroli, to absolutna wolność, no chyba że chcemy napisać coś co się nie spodoba właścicielowi serwisu, bo myślimy tradycyjnie o np., podziale ról w społeczeństwie pomiędzy płciami, wówczas może się pewnego dnia okazać że nasz profil został skasowany.

    Jest to zatem bardzo dziwne, bo to nie demokracja decyduje o tym kto może brać udział w globalnych działaniach, ale „widzi mi się” najczęściej nieokreślonych ludzi sterowanych przez te same co zawsze siły.

    Zatem wczoraj Damaszek, dzisiaj Kijów, a jutro gdzie zrobimy rewolucję?