- Wojskowość
Wielka tajemnica strategiczna polskich wojsk pancernych
- By krakauer
- |
- 28 stycznia 2014
- |
- 2 minuty czytania
Decyzją pana Tomasza Siemoniaka – Ministra Obrony Narodowej, nowe-stare Leopardy, jakie kupimy okazyjnie od Bundeswehry będą miały swoją lokalizację dokładnie tam, gdzie mają poprzednio pozyskane, czyli w Żaganiu – mateczniku polskich pancerniaków. Jak czytamy na portalu „Polska Zbrojna” w materiale z 27 stycznia br., pt. „Leopardy trafią do Żagania” autorstwa PG dostępnym [tutaj] – „Za lokalizacją przemawiały nie tylko tradycje pancernej stolicy Polski, ale też dobre zaplecze techniczne i szkoleniowe – tłumaczy ppłk Jacek Sońta, rzecznik MON”.
Z punktu widzenia wojska i jego logistyki to decyzja logiczna, albowiem obok jest jednostka dysponująca od lat Leopardami, w pobliżu ośrodek szkoleniowy – wszystko przemawia za tą właśnie lokalizacją – ekonomia, logistyka, wspomniana tradycja, – bo to także jest element bardzo ważny w wojsku. Naprawdę super się stało, po pierwsze dobrze, że mamy te dodatkowe czołgi, po drugie szkoda, że tylko tyle, ale wszystko przed nami.
Jest jednak w tym morzu miodu także łyżka dziegciu – mianowicie nawet laik może zadać pytanie, – po co nam główna pięść uderzeniowa naszej armii lądowej – najpotężniejszy sprzęt, jakim dysponujemy – na południowo-zachodnich rubieżach państwa, gdzie o czym można łatwo się przekonać spoglądając na mapę – graniczymy z dwoma państwami sojuszniczymi?
Trudno jest dywagować na temat geniuszu strategicznego naszych decydentów, ale w przypadku zagrożenia konfliktem, tracimy możliwość niezauważonego przemieszczenia się ciężkich jednostek wojskowych w miejsca kluczowe do działania. Z Żagania – na wschód trzeba transportować sprzęt na lawetach – przejazd na gąsienicach jest jak najbardziej możliwy, ale i tak będzie wydarzeniem. Być może o wiele lepiej byłoby, gdyby czołgi były rozlokowane gdzieś w centrum kraju – tak żeby przynajmniej uniknąć forsowania Wisły w razie alarmowego wyjścia na pozycje do natarcia (oczywiście optymistycznie zakładamy aktywną obronę)? No i że będzie, po czym ją forsować… No ale to już sobie darujmy.
Uwaga – nie jesteśmy ekspertami, nie znamy się na taktyce użycia broni pancernej, ale zasady jej wejścia do walki są po prostu jawne, czołgi potrzebują miejsca na manewr. Nienawidzą przeszkód wodnych, które stanowią problem, poza tym samo ich przemieszczanie zawsze stanowi wydarzenie problematyczne, które jest trudne do ukrycia – zwłaszcza jak muszą przebyć około 700 km zamiast około 200-300.
Nie chodzi o to, że mamy wschodnią granicę bez obrony, jednakże pozostaje pytanie – jak użyte w razie zagrożenia wojennego mają być te czołgi? Jako drugi rzut, który w boju spotkaniowym w rejonie Łodzi – pokona przeciwnika, którego gąsienice zmiażdżyły już pół kraju? W przypadku posiadania przewagi w powietrzu – oczywiście w oparciu o sojusznicze lotnictwo, może jest to i dobry plan, jednakże w realiach pola walki, gdzie nic się nie zgadza z planem – zawsze lepiej jest mieć czołgi bliżej, nawet jeżeli mają stanowić odwód. Po prostu przy tempie prowadzenia dzisiejszych działań zbrojnych – do użycia Leopardów może po prostu nie dojść, ponieważ nie zdążą dojechać na pole walki. Wcześniej zostanie ogłoszony rozejm, zawieszenie broni, a przeciwnik osiągnie swoje cele – zwłaszcza te najważniejsze – polityczne!
W naszym przypadku musimy być, bowiem pewni, że w razie konfliktu zadecydują pierwsze 24 godziny, a w 24 godziny to można z Brześcia przejechać T-72 i BTR-em do Berlina i to niekoniecznie korzystając z naszych nowoczesnych i doskonale przygotowanych dla potrzeb ruchu ciężkich pojazdów autostrad, te pojazdy a raczej ich całe kolumny doskonale dają sobie radę w terenie, zwłaszcza w terenie przeciwnika, gdzie nie muszą uważać na przysłowiowe znaki drogowe.
To, co będziemy posiadać to mało, to około dwustu kilkudziesięciu czołgów, które będziemy stale remontować i dopieszczać. Dobrze, że zajmą się tym fachowcy z Żagania, jednakże czy przypadkiem nie robimy błędu o charakterze strategicznym – z odsunięciem od potencjalnego pola walki najgroźniejszego sprzętu? Przy możliwościach niszczenia potencjalnego przeciwnika, nie ma znaczenia czy Leopardy są pod Łodzią, czy w Żaganiu – i tak nie mamy jak się obronić przed rakietą balistyczną, liczy się, jaką będzie miała głowicę.
Prawdopodobnie koszty przebazowania byłyby większe od kosztów pozyskania dodatkowego sprzętu – i to cała tajemnica, dlaczego wybrano tak jak nie inaczej.
Ważny, liczący się sprzęt i doskonale wyszkoleni ludzie – to doskonałe połączenie na współczesnym polu walki, które może swoją potęgą zmiażdżyć przeciwnika. Szkoda, że Leopardów jest tak mało, jeszcze 1000 i moglibyśmy… oj moglibyśmy…
Tymczasem proszę sobie popatrzeć na mapie kraju, gdzie jest Żagań – piękna miejscowość – warta odwiedzenia. Cudowne lasy!
ps. Panią Kanclerz Merkel uprzejmie prosimy o więcej Leopardów (z częściami zapasowymi) i koniecznie z dwa okręty podwodne!