• 17 marca 2023
    • Polityka

    Być może w Polsce nie ma głodu, ale…

    • By krakauer
    • |
    • 26 stycznia 2014
    • |
    • 2 minuty czytania

    Być może w Polsce nie ma głodu, ale jest bieda. Bieda jest wszechobecna i wszechogarniająca. Około 70-80% Polaków – wedle różnych publikatorów, nie posiada żadnych oszczędności w pieniądzu, ewentualnie aktywów, które można stosunkowo łatwo spieniężyć. Nadal wiele osób żyje z rent 700 złotowych, a 1000 złotowa emerytura netto – jest uznawana za „dobre pieniądze” pozwalające na przeżycie i opłaty.

    Zakup butów, ważnych części garderoby, sprzętu domowego, a nawet chemii potrzebnej do prowadzenia gospodarstwa domowego – to wyzwania, które trzeba planować. Zakupy codzienne większość polskich rodzin oraz emerytów – wykonuje w sposób ekstremalnie racjonalny, zmuszając rynek do dostosowania się do ich gustów, które oznaczają zawsze: WIĘCEJ ZA TANIEJ!

    Posiadanie rodziny, kredytu mieszkaniowego i dziecka to horror wywołujący impotencję, alkoholizm i oziębłość seksualną. Stres, depresja, lęki, strach przed jutrem, poczucia zrezygnowania – ciułanie na wszystko, to codzienność. Przy czym wiadomo, że w pracy nie można sobie pozwolić na zbyt wiele, bo utrata źródła zarobkowania oznacza prawie natychmiastowy kontakt ze sprywatyzowanym aparatem przymusu państwowego w postaci komornika i całej jego otoczki z super-sądem elektronicznym na czele, który nie potrzebuje ani widzieć „winnego”, ani mu fizycznie doręczyć pisma, żeby skazać.

    Sami sobie stworzyliśmy system, z którego dwa miliony ludzi wyjechało, milion jest w wahadłowych rozjazdach a około pięciu milionów – marzy żeby wyjechać. Pytanie o to, gdzie są Niemcy z Opolszczyzny można uzupełniać pytaniami o mieszkańców innych regionów. Kto mógł, nie miał zobowiązań, albo nie miał wyjścia i musiał – wyjechał.

    Pomimo 25 lat rzekomego sukcesu nadal mamy problem z zagospodarowaniem własnego kraju, w zasadzie nie mamy pomysłu na to jak efektywnie wykorzystać przestrzeń, którą mamy. Zakup mieszkania blokuje normalny rozwój polskich rodzin, brak produkcyjnych zakładów pracy – powoduje, że nie ma gdzie pracować, wielkie połacie kraju i mieszkająca na nich ludność, albo nic nie produkują, albo utrzymują się z transferów socjalnych państwa i zagranicy, w tym rodzin i bliskich. Pomimo tego, rząd nadal trwa przy dogmacie rozwoju regionalnego opartego na rozwoju zrównoważonym, który oznacza mniej więcej tyle, że zabytki Wrocławia, Poznania, Krakowa, czy ocalałe w Warszawie – niszczeją, bo nie ma na nie pieniędzy, gdy tymczasem małe miasteczka i wsie budują sobie malownicze ryneczki, na których lokalni działacze parkują swoje wypasione przeważnie nowe niemieckie samochody, a jedynie od czasu do czasu przejdzie się tamtędy jakiś człowiek, ponieważ starzy siedzą w domach a młodzi wyjechali. Zmarnowanie szansy na rozwój miast – a w tym zwłaszcza na uczynienie z Warszawy metropolii rangi europejskiej spowodowało, że wiele osób wybrało od razu Londyn, Frankfurt, Rzym, Amsterdam, Bergen. Z perspektywy Białegostoku czy Olsztyna – w sumie wyprawa jest taka sama, a nawet wygodniejsza, bo busem na lotnisko, a potem już cywilizacja, a nie PKP i Warszawa Centralna!

    Uwaga, tutaj nie zawinił „okupant niemiecki”, nasi ulubieni „ruscy”, czy też domowe komuszki, o nie, nie! Tutaj zawiniła nasza, krajowa, czasami importowana, ale generalnie nasza – polskojęzyczna elita, którą sami demokratycznie w wyborach wyposażyliśmy w mandat do rządzenia całym naszym krajem i każdym z nas z osobna. Naprawdę, możemy sobie zwalać na cyklistów lub kosmitów, ale sami spieprzyliśmy kilkaset poważnych okazji, żeby ten kraj był trochę lepszy, żeby nieco łatwiej można było w nim żyć. Zachód, dlatego ma się dobrze, ponieważ dba o szczegóły, zrozumiał to Daleki Wschód i odniósł sukces, tu nie ma żadnej tajemnicy po prostu to, co się robi – trzeba planować, przemyśleć – pod konkretne potrzeby z okładem, ubezpieczyć się – przewidzieć możliwe niebezpieczeństwa i wykonać jak najsolidniej. Przykład – drogi rzymskie! Stoją do dzisiaj, w przeciwieństwie do wody, ta z nich spływa. Proszę popatrzeć na nasze chodniki i fragmenty dróg, a w tym kraju padają przecież deszcze prawie, na co dzień. Co zrobić z bydlakiem, który źle coś zaprojektował, drugim, który to zaakceptował i tymi, co to partacząc wykonali? Co zrobić z architektami, którzy zaplanowali windy w blokach od półpiętra a nie od parteru lub piwnicy? Proszę bardzo – wymieniajmy w nieskończoność – tysiące niedoskonałości naszej przestrzeni publicznej, małych, mikro i całkiem sporych porażek naszego państwa.

    Żyjemy w kraju, gdzie praktycznie wszystko mogłoby działać lepiej. Przy czym niektóre instytucje, nawet całe zawody – branże są po prostu niepotrzebne.

    Najbliższe wybory jedynie utrwalą ten stan totalnej niemocy, nikt tutaj niczego nie zmieni, ponieważ nie ma przyzwolenia społecznego na zmiany. Ludzie mają mało i boją się głodu, zimna, raka, w ogóle choroby… Czy w ogóle jest wyjście z sytuacji, w jakiej jesteśmy? Politycznej, społecznej i gospodarczej? Oto jest pytanie! Na co bylibyśmy gotowi się zgodzić? Kasację WSZYSTKICH, absolutnie wszystkich przywilejów i ulg z wyjątkiem tych dla niepełnosprawnych i sierot? Przemyślmy to przed wyborami i zacznijmy zadawać politykom – grzecznie proszącym o nasze głosy poważne pytania.

    Tags: , , , , , , , , , , , , , , , , , ,