- Soft Power
Co się dzieje z zachodnimi służbami specjalnymi?
- By krakauer
- |
- 26 stycznia 2014
- |
- 2 minuty czytania
Pogłoski i prasowe doniesienia o amerykańskim więzieniu w Polsce, w którym łamiąc Konwencję Genewską Amerykanie mieli rzekomo torturami wymuszać zeznania na bojownikach islamskich podejrzanych o wspieranie terroryzmu oznaczają dla naszego kraju włączenie alarmu antyterrorystycznego, oskarżenie o hańbę i możliwe perturbacje z przestrzeganiem Konwencji Genewskiej przez wojujące z nami strony.
Jest zrozumiałym, że po 11 września służby specjalne weszły do gry na poważnie, jednakże nie można zrozumieć jak to jest możliwe, że dzisiaj to wychodzi na jaw, są poszkodowani a ich adwokaci pukają do drzwi międzynarodowych trybunałów – domagając się ukarania Polski.
Kiedyś, nieżyjący już Andrzej Lepper mówił o „talibach lądujących w Klewkach”, ale zrobiono z niego oszołoma, nikomu nie przyszło, bowiem do głowy, że Polska mogłaby zrzec się jurysdykcji nad częścią swojego terytorium i pozwolić na zaawansowane działania obcego wywiadu na własnym terytorium. Natomiast jak to jest możliwe, że dzisiaj trzecia lub czwarta, co do poczytności w kręgach opiniodawczych gazeta podejmująca tematy polityczne na świecie – pisze o Polsce jak o kraju, gdzie kupuje się służby specjalne za dolary przemycane pocztą dyplomatyczną w kartonach!? Jeszcze bardziej dziwne jest to, że zarówno ta gazeta jak i służby specjalne, których działania są opisywane – to składowe tego samego Imperium, któremu bezgranicznie zaufaliśmy, ufamy i wierzymy w jego potęgę podobnie jak w osobowego Boga – Jezusa Chrystusa!
Co nie zagrało? Co zawiodło w sprawie więzień CIA? Co się takiego stało, że sprawa nie została rozmyta przez najpotężniejsze na świecie amerykańskie soft-power? Przecież nawet film powstał o rzekomej ucieczce Taliba z konwoju w Polsce! W Internecie jest pełno informacji o „polish camps” i wcale nie chodzi o czasy II Wojny Światowej. Co poszło nie tak?
Przede wszystkim jedno zasadnicze pytanie – wiadomo, że każdy może twierdzić wszystko, na co ma ochotę i arabskim jeńcom mogło się pomylić – Polska, Słowacja, Czechy, Litwa – języki są praktycznie nie do odróżnienia, chyba że ktoś zna polski. Jednakże skoro to wiadomo, to dlaczego nie przeprowadzono działań PR-owo niwelujących te komunikaty? Który Pasztun odróżni polski od rumuńskiego?
Druga kwestia jest brutalna i adresowana do Amerykanów, – jeżeli już, bowiem załatwiają swoje brudne sprawy poza terytorium swojej ojczyzny wolności i demokracji, to czy nie mogą ich załatwiać skutecznie? Totalnie? I w sposób nienarażający sojuszników na konsekwencje ewentualnych błędów, pomyłek, czy innych działań – „niekonwencjonalnych”?
Dla każdego, kto rozumie, chociaż w 1% specyfikę działania służb specjalnych jest zrozumiałym, że podstawą ich działania jest bycie niezauważalnym – bycie niewidocznym, a nawet, jeżeli coś wyjdzie na jaw, to żeby wyszło w taki sposób, aby rzucić podejrzenia na wszystko inne, tylko nie na firmę i jej państwo, ewentualnie państwo goszczące.
Tutaj prawdopodobnie sprawy były załatwiane ze strony amerykańskiej na zbyt niskim szczeblu – mniej więcej operacyjnym, z Waszyngtonu przyszedł jedynie telefon poklepujący polskich decydentów po plecach, którzy uwierzyli, że oto zgadzają się na coś wyjątkowego, żeby pomóc sojusznikowi w potrzebie. Zwykli agenci – zadziałali tak jak mieli zadziałać – na swoim poziomie odpowiedzialności – wszystko utajnili, nie ma żadnych przecieków z tego, co się działo w środku, natomiast fakt samego istnienia „domniemanych faktów” trzeba było utajnić i zamaskować na poziomie strategicznym, jednakże ten w USA był zajęty lizaniem ran. Nie po zamachu, ale po wściekłości „ludzi, którzy się nigdy nie uśmiechają” – wobec ludzi, którzy spartaczyli swoją robotę dopuszczając do najbardziej bezczelnego zamachu terrorystycznego w dotychczasowej historii świata.
Co się działo po naszej stronie? Trudno ocenić, może zwyciężyły osobiste rachuby polityków, na najzwyczajniejsze korzyści osobiste, albowiem dla każdego nawet 1000% idioty, musiało być jasnym, że taka sprawa w razie ujawnienia się obrzuci błotem nie tylko jego nazwisko, ale przede wszystkim oznacza ryzyko zamachów terrorystycznych w Polsce i hańbę dla państwa w rozumieniu prawa międzynarodowego.
W tej chwili sytuacja doszła już do ściany, nie mamy wyjścia – musimy współpracować z zainteresowanymi problemem podmiotami międzynarodowymi, w tym w szczególności z mediami.
Rząd musi wyasygnować specjalne pieniądze, najlepiej wynająć dwie lub trzy globalne agencje PR oraz kilkanaście lub kilkadziesiąt krajowych – na całym świecie, żeby móc reagować informacyjnie i lobbować w mediach na całym świecie na rzecz swojej wersji. Jeżeli to będzie kosztować miliard euro, niech kosztuje. Jeżeli będzie kosztować dwa miliardy euro – niech kosztuje, trudno. Musimy zrozumieć, że państwo demokratyczne twarz może utracić tylko raz. My mamy już za sobą hańbiącą epopeję iracką… Trzeba działać szybko i w sposób najbardziej profesjonalnie zorganizowany jak można tylko sobie wyobrazić.