- Ekonomia
Kapitalizm państwowy, czyli posag potrzebny od zaraz…
- By IVV
- |
- 02 stycznia 2014
- |
- 2 minuty czytania
Pamiętacie Państwo taki dowcip o żołnierzach podejrzanych o kradzież 3 cystern spirytusu? Kiedy się wreszcie przyznali, że ukradli padło pytanie co z nim zrobili, odpowiedz – sprzedaliśmy a co z pieniędzmi? Przepiliśmy…
Z jednej strony można się śmiać, a z drugiej, może wojsko nie lubi przepalanki? Wolno im. Tak czy inaczej łatwo odszukać analogie do rządów naszej ukochanej Ojczyzny, które po 1989 roku robią wszystko aby „ukraść” a później sprzedać cały publiczny majątek. To co było budowane w „obrzydliwym” PRL-u przez długie lata w ciągu ostatnich kilkunastu lat zostało albo „sprywatyzowane” albo zmarnotrawione. A czasami jedno i drugie równocześnie lub kolejno.
Będąc dalekim od uwielbienia dla OFE i systemu emerytalnego panującego w Polsce, należy zauważyć, że skoro Państwo przejmie lwią część naszych emerytalnych oszczędności powinno zrobić coś, aby nie tyle zatkać dziury budżetowe a zainwestować w budowanie nowego majątku narodowego, w taki sposób żeby spowodować jego przyrost. Nie ma oczywiście mowy o pozorowanych inwestycjach np. w infrastrukturę, ta infrastruktura szybko będzie wymagała kolejnych inwestycji a o takich składnikach które nie dość że zabezpieczą nasza przyszłość a dodatkowo będą przynosiły zyski bez konieczności pozbywania się tychże składników.
Różnica jak z przysłowiową zagadką o wędce i rybie. Polska musi zacząć inwestować w wędki! Wydajemy pieniądze na walkę z bezrobociem, a może zamiast wydawać potężne kwoty na szkolenia które nie gwarantują żadnego zatrudnienia kupimy licencje i wybudujemy fabryki?
Kilka dni temu w Internecie pokazało się wiele informacji o „wskrzeszeniu” marki „Syrena” poprzez plany uruchomienia produkcji nowego polskiego samochodu. Brzmi z jednej strony jak SF ale z drugiej? A może to nie taki głupi pomysł? Jeśli to co mówią pomysłodawcy jest zbliżone do rzeczywistości (mowa o cenach, konfiguracjach itd.) to taki samochód mógłby być prawdziwym hitem na krajowym, a może i zagranicznym rynkach. Jeśli można z powodzeniem w naszym kraju sprzedawać „wskrzeszoną” Dacię to dlaczego nie rozwijać konceptu Syreny? Poczekać, aż prywatny inwestor doprowadzi projekt do etapu realizacyjnego i poprzez jakąś agencje rządową zainwestować w produkcję – pod warunkiem przestrzegania prawa unijnego o zakazie konkurencji, ze środków publicznych, co w praktyce czyni takie rozwiązania niemożliwymi – podobnie jak w przypadku stoczni.
Oczywiście nie ma gwarancji zysku, ale można przecież wykorzystać istniejącą infrastrukturę niszczejącego FSO, można też zlecić dostawę podzespołów innym producentom znajdującym się na terenie Polski, tak aby stymulować tworzenie miejsc pracy. Można przyjąć, że będąc inwestorem mniejszościowym z zastrzeżoną „złotą akcją” skarb Państwa mógłby liczyć na wiele przychodów z dywidend.
Na chwilę obecną przychody z dywidend za 2014 rok planowane są na 4,6 mld złotych. Gdyby zamiast przejadać spółki mądrze nimi zarządzano to dywidendy mogły by pozwolić na dużo większą stabilność budżetu. Oczywiście nie sprzeciwiamy się prywatyzacji, ale niedawno nawet amerykanie prawie znacjonalizowali w kryzysie własne koncerny motoryzacyjne.
Niestety nie odbudujemy zlikwidowanych PGR-ów, aż strach pomyśleć ile milionów Euro mogło by trafić do PGR z dopłat unijnych dla rolnictwa oraz o ile mniej obszarów systemowej biedy by było w niektórych częściach Polski gdyby istniały tam nadal – oczywiście przy założeniu poprawnego zarządzania!
Niestety nie odzyskamy majątku straconego w Programie Powszechnej Prywatyzacji. Ale bezwzględnie musimy kumulować nowy majątek narodowy, nawet przez sprytne odkupowanie udziałów w firmach które już przynoszą zyski równocześnie trzymając możliwie daleko od zarządzania tymi firmami jakichkolwiek rządowych magików od finansów. Czy to się nam podoba czy nie, naprawdę potrzebujemy kapitalizmu państwowego, jakoś mogą sobie pozwolić na to Francuzi, więc dlaczego my mielibyśmy być gorsi?
Jeśli tego nie zrobimy, jeśli sprywatyzujemy wszystko co się tylko da, to istnieje niebezpieczeństwo, że w wyniku działania obcego kapitału pewnego dnia w jakimś stopniu staniemy się przysłowiowymi biedakami, żebrzącymi o kromkę chleba we własnym kraju w którym nic poza długim publicznym do nas nie należy lub będziemy walczyć o prawa socjalne dla pracowników zmywaka w którymś z krajów ościennych.
Kapitalizm państwowy można traktować jako eufemizm, oszukiwanie rzeczywistości, ale niestety jako kraj z niewykształconą warstwą klasy średniej, bez tradycji akcjonariatu, z wątpliwej jakości elitami biznesowymi – po prostu nie mamy wyjścia. W kluczowych sferach gospodarczych jeżeli chcemy aktywnie zabezpieczać swoje interesy powinniśmy rozważać przynajmniej inicjowanie działalności gospodarczej przez państwo, organizowanie jej i rozwój do pewnego etapu, kiedy państwo mogłoby z powodzeniem powodować sprzedaż większości udziałów w ofercie publicznej.
Tą drogą szły i idą te kraje, które w drodze agresywnej polityki gospodarczej odnotowują najbardziej widoczne sukcesy rozwojowe ostatnich lat.
Ograniczenia unijne można renegocjować, powołując się na casus dofinansowania prywatnych banków i innego typu instytucji finansowych – miliardami publicznych pieniędzy, które zamiast biednym i potrzebującym zdecydowano podarować burżuazyjnym inwestorom, których chciwi prezesi narazili na miliardowe straty, a całą gospodarkę na upadek. Nauka z kryzysu nie może iść w las… trzeba mądrze i stanowczo negocjować – to co jest dobre dla starych i bogatych krajów Unii, nie jest dobre, a czasami wręcz bywa szkodliwe dla wynędzniałych państw Europy środkowej! No, ale to już wymaga rozumienia przez polityków czegoś tak tajemniczego jak interes narodowy, więc wiadomo – nie możemy wymagać cudów.