- Paradygmat rozwoju
Nie ma nic złego w strategii wydawania pieniędzy unijnych!
- By krakauer
- |
- 10 grudnia 2013
- |
- 2 minuty czytania
Alarm podniesiony przez jednego z najbardziej znanych w Polsce dziennikarzy, jakoby to rząd Rzeczpospolitej nie miał innego pomysłu na Polskę niż wydawanie pieniędzy unijnych, jak również opozycja myślała tylko o tym w opcji zdobycia władzy – to coś fenomenalnego, jednakże dla czytelników i czytelniczek „Obserwatora Politycznego”, coś tak oczywistego, że nie ma potrzeby się nad tym rozpisywać. Chociaż trzeba zwrócić uwagę na jedną bardzo bolesną kwestię – mianowicie, to że nie ma innej koncepcji na Polskę jest m.in. winą właśnie tych środków, albowiem myślenie grantowe zwycięża w każdym przypadku, gdy trzeba rozstrzygnąć o dyslokacji środków publicznych. To normalna i zdrowa tendencja, w tym znaczeniu, że bylibyśmy idiotami, gdybyśmy podchodzili selektywnie do pieniędzy darowanych nam za darmo! Czy też nawet traktowanych jako para subwencja wyrównawcza w zamian za straty jakich doznała nasza przestrzeń społeczno-gospodarcza podczas dyfuzyjnej części transformacji z potężniejszym zachodem.
Z powyższych względów środki unijne trzeba wydawać, trzeba nimi zadysponować, a najpierw do tego trzeba mieć na wkład własny – przeważnie 30% wartości każdej dofinansowywanej inwestycji. I tutaj jest proszę państwa właśnie odpowiedź na to co robi rząd i jaką strategię gospodarczą prowadzi – dlaczego między innymi musieliśmy „skonsumować” OFE, po prostu bez zapewnienia wkładu własnego nie ma w ogóle mowy o czym rozmawiać, gdyż przestajemy być partnerami. Mówiąc językiem prostym – musimy mieć trzy złote, jeżeli chcemy kupić sobie coś za złotych dziesięć! W tym jest właśnie trudność, że jesteśmy tak biedni, że nawet te przysłowiowe 3 złote to problem w skali kraju i w skali samorządów.
Jeżeli ktoś nie rozumie jak wielkim wysiłkiem inwestycyjnym jest znalezienie wolnych środków na inwestycje na 30% w skali 80 mld Euro w ciągu de facto 7 lat dokonywania alokacji – nie powinien się w ogóle wypowiadać, tylko siedzieć z rozdziawioną paszczą i klaskać Bieńkowskiej i Tuskowi! Jeżeli są jakieś wątpliwości – proszę popatrzeć na budżet państwa i się zastanowić, czy są tam jakieś wolne środki do inwestowania? Jeżeli są, takie państwo znajdziecie to minister Szczurek na pewno postara się dla was o fajny etat w administracji państwowej, albowiem na dzień dzisiejszy i w perspektywie pogarszających się wskaźników demograficznych państwa – znalezienie każdego wolnego miliarda to będzie wyzwanie nie tylko ekwilibrystyczne, ale przede wszystkim polityczne. Ponieważ trzeba albo podnosić podatki – co w taki lub inny sposób się dzieje – albo ciąć wydatki, a jakie są konsekwencje cięcia to łatwo możecie sobie państwo wyobrazić. Właśnie tutaj jest pogrzebana trudność całej naszej polityki rozwojowej, co jest i tak o wiele jednak banalniejsze niż znaleźć 10 zł na 10, które chcemy wydać!
W powyższym świetle, to dobrze że specjaliści, politycy, obywatele – się pytają – co będzie po funduszach unijnych i jak będzie wyglądała polityka rozwoju po „erze funduszy”? Jednakże w kontekście wyzwań jakie przed nami jeszcze stoją jest to pytanie odrobinę przedwczesne w warstwie politycznej. W tym znaczeniu, że rząd nie będzie dzisiaj mówił o czymś co może wyglądać zupełnie inaczej lub nawet dziać się samo po dokończeniu infrastruktury i wprowadzeniu wielu ułatwień do gospodarki w najbliższych latach. Nie chodzi o to, że nasze dywagacje byłyby płonne, scenariusze trzeba mieć i trzeba opracowywać – to bardzo ważne jest, żebyśmy opracowywali koncepcje rozwoju i już dzisiaj mieli wizję co zrobić z państwem po erze „manny z nieba”. Przejście od myślenia grantowego na myślenie o samofinansowaniu się to będzie proces, który będzie nie tylko trudny, ale może też spowodować trzęsienie polityczne w świadomości publicznej mieszkańców. Trzeba bowiem pamiętać, że w okresie kiedy będziemy o tym mówić staną się oczywiste koszty utrzymania infrastruktury.
Reasumując – mierzmy siły i zdajmy sobie sprawę, że wyzwanie rozwojowe przed jakim obecnie stoimy ma wymiar cywilizacyjny i jest epokowe. Tak dobrze jak dzisiaj pod względem politycznym i finansowym nie było nam dobrze od połowy XVII wieku – nie dość, że nikt na nas nie napada, to jeszcze dają nam góry pieniędzy za darmo – ponieważ jesteśmy „fajnymi Polakami”. To trzeba umieć wykorzystać i zrobić to w taki sposób, żeby nie stracić z systemu ani przysłowiowego Euro. Za to będziemy rozliczać Tuska, Bieńkowską i innych. To od ich sprawności zależy możliwość znalezienia na wkład własny do wszystkiego co się nam zamarzy, bo bez tego nic się nie da zrobić.
Natomiast myślenie strategiczne – nie jest zakazane, każdy scenariusze może sobie pisać, jednakże konia z rzędem temu, kto nam powie w jakim miejscu i w jakiej kondycji będziemy po 2020 roku!
Natomiast nie można się zgodzić na filozofię myślenia strategicznego przez narzekanie i ubolewanie – o tym co można zrobić lepiej, co można zrobić sprawniej i jak mogłoby być dobrze, gdyby to krytykujący decydowali. Musimy mieć świadomość, że jesteśmy niewolnikami pewnego układu współzależności – są pieniądze, nikt nas nie zmusza, żeby z nich korzystać, nie mamy takiego obowiązku, jednakże jeżeli ich nie wykorzystamy, to będziemy tak przerażająco słabi, że nie będzie mowy w ogóle o żadnym myśleniu strategicznym, gdyż o czym myśleć jeżeli nie potraci się brać za 70% za darmo!
Naprawdę wszystko, w tym także krytykowanie rządzących wymaga pokory i wiedzy o tym co się dzieje. Można się przyczepić za kształt samego mechanizmu alokacji – dokonywanego w oparciu o podział regionalny, można się czepiać poważnych zaniedbań, czy też nawet dziur rozwojowych w samych Regionalnych Programach Operacyjnych, co więcej można nawet próbować podważać niektóre elementy systemu ze względu na ujawnioną korupcję, jednakże mówienie o całokształcie w kontekście błędu jest nieporozumieniem.